Number Nine #1

Dziewięć. Magiczna liczba, ani parzysta, ani nie, ani równa, ani pełna, a jednak jest w niej jakaś porażająca logika. Urodziłem się dziewiątego marca. 23 lata później, 9 lutego, zaczęło się moje drugie życie. Ta liczba jest dla mnie jakoś szczególna, podobnie jak dla pewnego słynnego muzyka, który jest moim idolem od mniej więcej dziewiątego roku życia. 

John Lennon był zafascynowany liczbami i „9” była dla niego wyjątkowa. Urodził się dziewiątego października. Napisał co najmniej trzy piosenki, w których liczba „9” grała tytułową rolę. Zginął ósmego grudnia, ale w kraju jego urodzenia był już wtedy dziewiąty. Kiedy Beatlesi nagrywali „Biały Album”, dziewiąty w karierze, jeśli nie liczyć nieuporządkowanych wydań amerykańskich i pobocznego projektu „Magical Mystery Tour”, życie Lennona poważnie się zmieniało. Był 1968 rok. Znalazł miłość swego życia, kobietę, z którą mógł wreszcie dobrze się bawić. Całe dnie spędzał na bzykaniu, ćpaniu i komponowaniu. Jego pierwszej rodzinie, jak i zdrowiu, nie robiło to dobrze, ale muzyce – jak najbardziej. Lennon szukał inspiracji wszędzie i wszędzie ją znajdował. Był to okres chaotyczny, schyłkowy dla Beatlesów, ale jednocześnie niezwykle twórczy i wciąż zawierający mocne nici przyjaźni czy artystycznej wspólnoty. Wszyscy czterej chłonęli inspirację dosłownie ze wszystkiego wokół. 

1. Happiness is a Warm Gun

W maju John Lennon i Paul McCartney odbyli krótką podróż do Stanów, by promować swoją nową firmę Apple. Paul przejrzał gdzieś pismo na temat broni i pokazał Lennonowi jedną stronę. Była to reklama z dymiącą lufą, hasło brzmiało: „Szczęście to ciepła broń.” Wypowiedzenie czegoś takiego w kontekście pistoletu jest chore, obaj się z tym zgadzali. Ale w sumie to przecież prawda – szczęście, wspólne przeżywanie dobra, to jest broń, i na pewno nie jest chłodne. Tego samego dnia John napisał piosenkę, która była oparta na kilku kompletnie różnych pomysłach. To nie jest zwykła konstrukcja typu zwrotka-refren-zwrotka-refren. To, z ilu części się składa, i jak one mają się do siebie rytmicznie i harmonicznie, pozostawiam fachowcom. W każdym razie kiedy John przedstawił nową pieśń kolegom, z jej nagraniem męczyli się wiele dni. Efekt długo nie spełniał ich oczekiwań, ale kiedy wreszcie się udało, powstał jeden z najlepszych utworów świata. Wszyscy czterej przechodzą tu samych siebie. McCartney do dziś uważa ten numer za najlepszy na całym albumie „The Beatles”. Być może dlatego, że Lennon że był seksualnie rozbudzony przez nową kobietę (Mother Superior to ksywa dla Ono, a takie teksty jak jump the gun czy my finger on your trigger mają niewątpliwie seksualne konotacje), albo dlatego, że w tym czasie uzależnił się od heroiny. To ostatnie potwierdza dziś Paul: John brał mocniejsze dragi niż reszta, są do nich odniesienia w słowach tej piosenki. Nie wiedzieliśmy, jak mu pomóc. Czasem z chaosu powstaje dobra sztuka i tak było w tym przypadku. 

Kiedy już uporali się z rytmicznymi łamańcami i uzgodnili ostateczne tempo, wciąż nie byli zadowoleni z nagrania. Na taśmie znalazło się w końcu prawie sto dubli, a ostateczna wersja została złożona pierwszej połowy nagrania numer 53 i drugiej połowy nagrania numer 65. W tamtym czasie takich cudów nie robił nikt. Dziś łączy się ścieżki nagrań, zaznaczając je kursorem na monitorze. W 1968 roku cięło się taśmę z nagraniem nożyczkami i kleiło jej kawałki za pomocą zwykłej taśmy klejącej. Jeśli zrobiło się to niedokładnie, rytm utworu się rozsypywał. Dzisiaj to się zwyczajnie nie mieści w głowie. 

Nieco więcej na temat tych nagrań opowiem w następnym odcinku. 
CDN

Jedna uwaga do wpisu “Number Nine #1

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s