No i stało się. Wiesław Gołas dołączył do niebiańskiej ekipy kabaretowej: Dziewońskiego, Młynarskiego, Michnikowskiego i Kobuszewskiego. W Polskę idziemy, drodzy panowie!
W tygodniu to jesteśmy cisi jak ta ćma
W tygodniu to nam wszystko wisi aż do dna
A jak się człowiek przejmie rolą sam pan wisz
To zaraz plecy go rozbolą albo krzyż
W tygodniu to jesteśmy szarzy jak ten dym
W tygodniu nic się nie przydarzy bo i z kim
I życie jak koszula ciasna pije nas
Aż poczujemy mus i raz na jakiś czas
To jeden z tekstów, w które dość bezrozumnie wsłuchiwałem się w dzieciństwie. Niewiele kumałem, ale podskórnie wyczuwałem w nim ironię. Owszem, śmiałem się z „twarzy wtulonej w kotlet schabowy panierowany”, ale też gdzieś czułem w tym coś głębszego. Przecież to jest nabijka. Ciepła, ale jednak nabijka z kondycji Polaka – umęczonego, zwykle na własne życzenie, chojraka. Wiesław Gołas śpiewał to genialnie. Nie wiem, skąd ten człowiek brał tę emanującą prawdę aktorską i ludzką. Może z ogromnych, jakby naiwnych oczu? Może z uroczej przerwy między jedynkami? Może z koszmarnych przeżyć wojennych? A może po prostu z profesjonalizmu?
Świat jak nam wisiał tak teraz nie jest nam wszystko jedno
Śledziem się przeje kumpel się śmieje dziewczyny bledną
Świerzbią nas dłonie i oko płonie lśni jak pochodnia
Aż w nowy tydzień świt nas wygoni no a w tygodniu
W tygodniu bracie wolno goisz kaca fest
Bo czy się stoi czy się leży jakoś jest
W tygodniu kleją ci się oczy boli krzyż
A wyżej nerek nie podskoczy sam pan wisz
W tygodniu żony barchanowe chrapią w noc
A ty otulasz ciężką głowę ciasno w koc
I rano gapisz się na ludzi okiem złym
Gdy nagle coś się w tobie budzi i jak w dym
Nigdy go nie widziałem w teatrze. Nigdy go nie widziałem w kabarecie. Widziałem go raz, na pogrzebie innego mojego ukochanego aktora Dudka, Michnikowskiego, także Wiesława. A mimo to jakoś jest mi bliski. Nie był, lecz jest, bo przecież zawsze był dla mnie obcym człowiekiem. Pewnie to jego role Jasia z „Ucz się Jasiu”, uroczego pijaka z „Tupotu białych mew” czy gejowatego petenta z „Karolkowej” sprawiły, że uważam go za kogoś w rodzaju kumpla z dzieciństwa. Nie uważałem, lecz właśnie uważam. Może o to chodzi w kabarecie.
Potem wyśnimy sen kolorowy sen malowany
Z twarzą wtuloną w kotlet schabowy panierowany
My pełni wiary choć łeb nam ciąży ciąży jak ołów
Że żadna siła nas nie pogrąży orłów sokołów
A potem znów się przystopuje i znów gaz
I społeczeństwo nas szanuje lubią nas
Uśmiecha do nas się najmilej ten i ów
Tak rośnie rośnie nasz przywilej świętych krów
W Polskę idziemy drodzy panowie
W Polskę idziemy
Nim pierwsza seta zaszumi w głowie
Drugą pijemy
Do dna jak leci, za fart za dzieci
Za zdrowie żony
Było nie było, w to głupie ryło
W ten dziób spragniony
No cóż. Teraz w niebie będzie jeszcze śmieszniej.
Cytaty: „W Polskę idziemy”, Kabaret Dudek