Zauważyłem, że większość życiowych decyzji podejmuję pod koniec roku. Ożeniłem się w październiku. Sprzedałem mieszkanie w listopadzie. Dom kupiłem w grudniu, a przeprowadziłem się do niego w kolejnym listopadzie. Kiedy to piszę, jest początek grudnia – właśnie kupiłem samochód. I o wiele, wiele więcej.
Jak może niektórzy czytacze pamiętają, o ile tu jeszcze jacyś są, jestem marketingowcem. Tworzę historie wokół produktów, wydarzeń i faktów. Sprzedaję je wizualnie. Mam zasady, które – jak mi się zdaje – powinien wyznawać każdy, kto siedzi w tej robocie. To proste rzeczy: podkreślać zalety, przemilczać wady i choćby nie wiem co, nigdy nie kłamać. Nie obchodzi mnie, że niektórzy uważają to za manipulację. Każde spotkanie, każda rozmowa, każde działanie to po trosze manipulacja. Firmy tak starają się wpłynąć na naszą percepcję, żeby nam coś sprzedać. Jeśli to „coś” jest dobre, to cóż złego w drobnym wpływie na naszą decyzję? Bo marketing, choćby najlepszy, na nic się nie zda przy słabym produkcie. Za to przy dobrym produkcie marketing ma proste, lecz bardzo ważne zadanie: uzasadnić zakup.
Otóż kupiłem samochód hybrydowy. Tak, kupiłem priusa. Tak, jestem w nim absolutnie zakochany. Tak, wiem, że to jest trochę produkt marketingowy. Właśnie o to chodzi! Rzeczy już dawno przestały być tylko użytkowe. Oczywiście nadal są, ale nie dlatego się je kupuje. Nie dlatego kupujesz teslę, że to jest bezpieczny i oszczędny samochód – przecież jego fizyczna wartość prawdopodobnie nigdy nie pokryje różnicy w koszcie uzyskania w stosunku do analogicznego produktu konkurencji, no chyba że korzystałoby się z takiej tesli przez absurdalnie długi czas. Bo chodzi o wartość, jaką uzyskujesz psychologicznie – prestiż, pionierstwo, poczucie uczestnictwa w ratowaniu planety, luksus, pewnie jeszcze wiele innych rzeczy… Moja Księżna Prius to właśnie taka tesla – wartość dodana na poziomie, na który mogę sobie pozwolić. Produkt marketingowy, który plasuje się idealnie w mojej grupie docelowej, proszę wybaczyć nowomowę.
Krótko mówiąc, stałem się hipsterem pełną gębą. Mieszkam w domu ogrzewanym pompą ciepła. Produkuję własną energię za pośrednictwem poletka paneli fotowoltaicznych na dachu. No i teraz mam wreszcie dopełnienie: hybrydowe auto. Czy naprawdę oszczędzam pieniądze i środowisko? Nie jestem pewien i, prawdę mówiąc, nie mam potrzeby, by szukać takiego uzasadnienia. Jak wszystko, co wynika z marketingu, te rzeczy sprawiają, że lepiej się czuję. I to się da zrobić. Wcale nie takim kosztem, jak mogłoby się wydawać.
Problem tylko w przekonaniu Mo, iż kupno drugiego samochodu właśnie teraz, w roku pandemicznym, jest absolutnie niezbędne. Od początku wiedziałem, że to będzie droga przez mękę, która mi zajmie co najmniej miesiąc. Cóż, przygotowałem się na to, postawiłem na swoim i zrealizowałem plan. Kręci mnie fakt, że mam auto, z którego śmieje się połowa ludzkości, podczas gdy druga połowa podziwia je i uwielbia (i którym jeździło niegdyś pół Hollywoodu). Jestem wśród tych drugich. Księżna Prius daje mi poczucie, którego oczekuję. Nieważne co to jest dokładnie, czuję, że mam to spełnione. A właśnie to jest celem każdego produktu marketingowego na świecie.
Acha, no i się nie rozwiodłem!