Ostatnio umieściłem tu zabawny tekst, który był uhonorowaniem zmarłego jakiś czas temu Jana Kobuszewskiego, i w ogóle wszystkich wielkich aktorów kabaretu Dudek. Ale sprawa nie wydała mi się zamknięta. Bo tu chodzi o autorytety. Nie lubię kategorycznych sformułowań, ale nasuwa się, że autorytetów już nie ma. Przynajmniej moich.

Moja żona pierdziała przez sen. Czasem solidnie. Raz spierdziała się tak głośno, że zbudziła psa. A kiedyś sama się zbudziła i spytała mnie: „Rany, to ty?!” Odpowiedziałem, że tak. Takie niedoskonałości czyniły z niej człowieka. Nie ma jej już dwa lata, a ja ciągle takie rzeczy pamiętam. Cudowne rzeczy. Małe pierdoły, za którymi najbardziej tęsknię.
Kiedy zmarł Robin Williams, nie mogłem tego przyjąć. Jak to? Jeden z najzabawniejszych, najinteligentniejszych ludzi świata wiesza się na pasku od spodni? To było naprawdę zbyt wiele. Byłem w takim szoku, że nawet nie pozwoliłem Amaktorowi wypowiedzieć się ani słowem na ten temat. Dziś, gdy mam rok narodzin i śmierci, oraz przeczytałem świetną biografię Williamsa, mogę go już uhonorować. Ten człowiek, który był otwarty jak rozprute serce na obcych sobie ludzi, który skakał wokół publiczności, chcąc ją bawić lepiej niż każdy inny, był samotny w środku. Gość gruntownie wykształcony aktorsko, a przy tym obdarzony błyskawicznym umysłem, który potrafił reagować w ułamki sekund na pytania czy wtręty publiczności. Geniusz improwizacji. Uwielbiałem go. Na przykład jego interakcje z przyjacielem Billym Crystalem. Albo filmy z jego standupów, albo wizyt w programach Johnny’ego Carsona czy Craiga Fergusona. Strzelał ciętymi tekstami z prędkością karabinu maszynowego, ale w środku był smutny. Czy to pchnęło go w końcu do samobójstwa? Jest teoria, że zmiany neurologiczne w mózgu, podobne do choroby Parkinsona we wczesnym stadium, sprawiły, że nie wiedział, co robi. Możliwe. A może to fatum.
Weź tera kajecik, ołówek i pisz: chamstwu w życiu… No jak piszesz chamstwu! No Jasiu, jak piszesz chamstwu?! No może i dobrze. Pisz: chamstwu w życiu należy się przeciwstawiać… siłom… i godnościom… osobistom.
Kiedy zmarł Wojciech Młynarski, dowiedziałem się, że niemal połowę tekstów, które znam z Dudka, napisał właśnie on. Drugą prawie-połowę napisał Stanisław Tym. Garstkę tych, które nie wyszły spod ich pióra, jak „Sęk” czy „Raz, dwa, trzy, cztery” o żołnierskim podrywie (mistrzowsko wyrecytowane przez Wiesława Gołasa) napisali wielcy przedwojenni autorzy. Ale to właśnie Młynarski dostarczył większość moich ulubionych Dudkowych skeczy. „Ucz się Jasiu”, ze wspomnianymi Michnikowskim (znam też wersję z Bronisławem Pawlikiem – równie znakomitą) i Gołasem, a także z powalającą rolą majstra, czyli Janem Kobuszewskim, niech będzie tu koronnym przykładem.
I naprawdę potrafiłem tylko to jedynie:
Zrobić małpę, zrobić osła, zrobić świnię,
To bezbłędnie potrafiłem, więcej nic.
Kiedy zmarł Jan Kobuszewski, poczułem ukłucie. Z moich największych idoli dzieciństwa został już chyba tylko jeden – Gołas. Kobuszewski zawsze mnie bawił. Był po prostu genialny. Urodzony aktor charakterystyczny, zbyt wysoki i zbyt rozpoznawalny, by mógł być zwyczajny. Jego piosenka o karierze w jakiejś państwowej instytucji, którą jego bohater zaliczył, bo potrafił zrobić minę małpy, osła i świni, jest dla mnie do do dzisiaj powodem do niekończącego się śmiechu. I jakie to jest do cholery aktualne w świecie korporacyjnego biznesu! Szkoda, że nigdy nie widziałem go w teatrze.
W roku radości i żałoby wspominam moich idoli. Nie ma ich już, ale została cudowna scheda: piosenki, skecze, monologi. Mam nadzieję, że właśnie te rzeczy przeżyją ich, i mnie również, o całą wieczność.
Cytaty: „Buntownik z wyboru”, skecze i monologi Kabaretu Dudek
Buntownik z wyboru („Good Will Hunting”) z 1997 roku to jeden z moich ulubionych filmów. Polecam jeszcze jeden, szerszy cytat z tego filmu: Robin Williams (jako psychoterapeuta Sean Maguire) mówi nad jeziorem: „(…) Wiesz, co zrozumiałem? Że jesteś tylko dzieckiem. Nie masz pojęcia o niczym… Byłeś gdzieś poza Bostonem? (…) Gdybym zapytał Cię o sztukę, pewnie streściłbyś mi każdą książkę poświęconą dziełom sztuki. Michał Anioł – pewnie wiele o nim wiesz: kim był, co tworzył, kiedy… Ale na pewno nie wiesz, co czuje się w Kaplicy Sykstyńskiej. Nigdy tam nie stałeś i nie oglądałeś tego przepięknego sufitu. Gdybym zapytał Cię o kobiety, powiedziałbyś które z nich najbardziej Ci się podobają. (…) Ale nie wiesz, co to znaczy obudzić się obok kobiety i czuć pełnię szczęścia. (…) Gdybym zapytał Cię o wojnę, pewnie zacytowałbyś coś z Szekspira. Ale nie wiesz co to wojna. Nie trzymałeś głowy przyjaciela na kolanach. Nie patrzyłeś jak ostatkiem sił prosi Cię o pomoc. Gdybym zapytał Cię, co to miłość, pewnie zacytowałbyś sonet, ale nigdy nie byłeś oddany tylko jednej kobiecie. Nie patrzyłeś jej w oczy. Nie miałeś wrażenia, że Bóg sprowadził anioła na ziemię tylko dla Ciebie, i że ten anioł potrafi Cię wyciągnąć z otchłani piekieł. Nie wiesz też, co znaczy być jej Aniołem Stróżem. Nie wiesz, co znaczy kochać bez względu na wszystko i na zawsze. Co wiesz o siedzeniu w szpitalu przy jej łóżku i trzymaniu jej za rękę – jesteś tam tak często, że pojęcie godziny odwiedzin nie odnosi się do ciebie. Nie wiesz też, co to prawdziwa strata, bo ta ma miejsce, kiedy kochasz kogoś bardziej niż siebie. Wątpię, byś kiedykolwiek był w stanie tak kochać. Patrząc na ciebie nie widzę pewnego siebie, inteligentnego mężczyzny, tylko cwanego, ale wystraszonego gówniarza. (…). Prawdę mówiąc niczego się od ciebie nie nauczę, czego nie mógłbym przeczytać w książce, chyba, że chcesz mówić o sobie, o tym, kim naprawdę jesteś…”
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, to świetny cytat i święte słowa. Dzięki.
PolubieniePolubienie