Ostatnio umieściłem tu zabawny tekst, który był uhonorowaniem zmarłego jakiś czas temu Jana Kobuszewskiego, i w ogóle wszystkich wielkich aktorów kabaretu Dudek. Ale sprawa nie wydała mi się zamknięta. Bo tu chodzi o autorytety. Nie lubię kategorycznych sformułowań, ale nasuwa się, że autorytetów już nie ma. Przynajmniej moich.

Kiedy byłem mały, w kółko słuchałem dwupłytowego winylowego wydawnictwa kabaretu Dudek. Na okładce widniał wielki gruby ptak, namalowany przez słynnego Eryka Lipińskiego. To nazwisko znałem od dzieciństwa: mój dziadek od strony mamy był karykaturzystą i miał mnóstwo reprodukcji karykatur, a tata robił dokumentacje fotograficzne dla Muzeum Karykatury imienia tegoż Lipińskiego. Na płycie Dudka napisane było: Kabaret Dudek, Upupa epops. Długo starałem się dojść, o co w tym chodzi. Gdy już dowiedziałem się, że to łacińska nazwa ptaszka, zwanego po polsku dudkiem, przyjąłem to ze zrozumieniem. Potem jednak spytałem mamy, po co to tu napisali. „A nie sądzisz, że to zabawne?” – powiedziała po prostu. Pasowało mi to jakoś intuicyjnie. Absurd w dudkowych tekstach też jakoś kumałem, wpadał mi we właściwy tor w głowie. Ale większość sensu zrozumiałem dopiero lata później. Dziś nie ma już mojej mamy. Nie ma także taty. I nie ma wielu wspaniałych aktorów, których uważałem za autorytety.
Miałem w domu dwanaście butelek jałowcówki. Żona poleciła mi zawartość wszystkich bez wyjątku butelek wylać do zlewu. Postanowiłem spełnić żądanie żony, odkorkowałem więc pierwszą butelkę i wylałem całą zawartość do zlewu, z wyjątkiem jednej szklaneczki, którą sobie wypiłem.
Kiedy zmarł Edward Dziewoński, jakoś mnie to nie obeszło. Miałem wtedy 22 lata i generalnie niewiele mnie obchodziło. Dopiero później przypomniałem sobie o aktorach, którzy fascynowali mnie w dzieciństwie. Dziewoński był dla mnie takim duchem. Kiedy poznałem nagrania Dudka, nie wiedziałem, że nazwa kabaretu wzięła się właśnie od jego ksywy. Nie wiem, jak to możliwe, ale śmierć szefa mojego ukochanego kabaretu nie dotarła do mnie wcale. Inaczej było z pozostałymi trzonami Dudka.
Jest tak: Friedman ma weksel Szapira z żyrem Glassa, windykator jest Balensztajn. On daje dwadzieścia procent franco loco, towar jest u Lutmana. Tylko ten towar jest zajęty przez Honigmana z powodu weksel Rojtberga. Za ten weksel Rojtberga można dostać gwarancję od jego teścia Rozencwajga, tylko że on jest przepisany na Rozencwajgową, a Rozencwajgowa jest chora.
Kiedy zmarł Wiesław Michnikowski, przeżyłem szok. Pewnie nie powinienem, bo pan Michnikowski był grubo po dziewięćdziesiątce. Jestem dumny, że mój egzemplarz biografii Michnikowskiego jest przez niego osobiście podpisany. Uwielbiałem jego teksty i jego zabawne, nieporadne spojrzenie zza wielkich ocząt. Jakby był zdziwiony życiem na stałe. Uwielbiam „Sęka” , którego mistrzowsko zagrali Michnikowski z Dziewońskim. Znam ten skecz na pamięć od dzieciństwa, co oznacza, że musiałem słuchać go miliardy razy, żeby nauczyć się najsłynniejszego tekstu, zaczynającego się od „Jest tak…” . Do dziś regularnie opowiadam całość, najczęściej dzieciom.
CDN.
Też lubiłem twórczość tego kabaretu. Skecz przywoływany w tekście kojarzeń głównie „z puszczą białowieszczanską”. Zastanawiałem się jednak nad tym, dlaczego ci Żydzi rozmawiają ze sobą po polsku?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Myślę że na tym polega cały dowcip w tym skeczu. Kiedy jest mowa o zawiłych zależnościach biznesowych, kumają wszystko. Kiedy w rozmowie padają polskie powiedzonka „w tym sęk” i „w tym jest pies pogrzebany” (to ostatnie zresztą przechrzczone na „tu leży pies pogrzebany”), to jest koniec porozumienia. 😊😊
PolubieniePolubienie