Miłość #2

Zawsze traktowałem ten blog jako coś w rodzaju psychoterapii. Ten tekst powstał dokładnie i wyłącznie w tym celu. Nie znajdziecie tu nic na temat amaktorstwa. Jeśli nie chcecie czytać, to nie czytajcie.

Moja Mama zginęła w wypadku samochodowym 9 lutego 2003 roku.

Nigdy tu o tym nie opowiadałem szczegółowo, teraz przyszedł na to czas. Byłem w tym wypadku. Miałem 23 lata, otarłem się o śmierć, lecz, dzięki pomocy lekarzy i technologii medycyny, wróciłem. Tego dnia, a było to mroźne przedpołudnie, Tata, kierując citroenem berlingo, nieświadomie wymusił pierwszeństwo i wpadł pod rozpędzoną ciężarówkę. Mama zginęła. Ja byłem pokiereszowany i nieprzytomny. Tata został wyrzucony z auta. Napędzany szokiem wstał, zobaczył co się stało i zadzwonił do mojego brata, krzycząc w słuchawkę:
– Zabiłem żonę i syna!
Brat, wówczas osiemnastoletni, zadzwonił do naszej ciotki MM, a ona wraz z KM w ciągu kilku minut zabrała go do samochodu i popędziła na miejsce wypadku. Tymczasem nas karetka zawiozła już do miejscowego szpitala.

Odtwarzam ten dzień z relacji innych osób. Pamiętam być może jakieś urywki, ale już nie wiem, co wymyśliłem, a co połączyłem z informacjami zdobytymi później. Nie wiem, co zrobiono z Mamą. Nie wiem, w jakim stanie był Tata. Nie wiem, jak brat to wszystko przeżył. Mnie położono natychmiast na stół i operowano. Gdy spałem, Mama została pochowana na cmentarzu północnym. Nie byłem na pogrzebie. Były za to setki przyjaciół, koleżanek i kolegów z pracy, pacjentów których wyleczyła – ale o tym dowiedziałem się dużo później. Ja spałem, dochodząc do zdrowia. Kiedy zaczynałem się przebudzać, pamiętam takie uczucie: że minęły całe lata, od kiedy byłem w stanie chodzić, stać, srać, nie mówiąc o bzykaniu. Moje myśli były zwolnione. W pewnym sensie wspominam ten stan jako przyjemny, pewnie z powodu dragów, którymi mnie szprycowano. Ale najbardziej pamiętam wrażenie, że od dawna nie jestem sprawny i już nigdy nie będę. To nie było przerażające. To był stan, jak by to rzec, nabyty. Jakbym nigdy nie był normalnym, pracującym, grającym w zespole chłopakiem.

W szpitalu odwiedzali mnie bliscy. Dużo ważnych dla mnie ludzi – ale nie Mama. To było jakoś naturalne, po prostu nie przychodziła i tyle. Po pewnym czasie zapytałem dlaczego. Wtedy został ze mną Tata, sam na sam. I po prostu powiedział:
– Paweł, Mama zginęła w tym wypadku.
Nie pamiętam, jaka była moja reakcja. Wydaje mi się, że dłuższą chwilę milczałem. Potem spytałem:
– Ożenisz się ponownie?
Trudno wyobrazić sobie głupsze pytanie w tej sytuacji. Ale po latach sądzę, że było nieudolnym wyrazem mojej troski o Tatę. Zareagował na to najlepiej, jak mógł, czyli po prostu uśmiechnął się i powiedział, że w tej chwili o tym nie myśli. Po tym jakoś było nam wszystkim lżej.

Mimo to nigdy się z tym nie pogodziłem. Kiedyś była, a teraz już jej nie było? Czy naprawdę tylko tyle pozostaje po człowieku? Nie mogłem tego przyjąć. Uwierzyłem w Boga. Nie żebym stał się ortodoksem, po prostu nie mogłem się pogodzić z tym, że dusza człowieka, jego myśli, uczucia, preferencje, gust muzyczny, smaki i zapachy, które uwielbia, i których nienawidzi… że to wszystko może po prostu pójść w pizdu do ziemi. Nie wiem, czy wiara w Boga jest dobrym wyborem, ale taki wydawał mi się naturalny. Nie sądzę, że ma ona cokolwiek wspólnego z kościołem czy księżmi. To dla mnie po prostu ufność, że człowiek jest czymś więcej, niż delikatnym ciałem. Skórą, którą potrafi zniszczyć jedna sekunda zetknięcia z rozpędzoną ciężarówką, albo kilka miesięcy z rakiem. Mówi się, że Boga wymyślili ludzie wtedy, gdy zaczęli Go potrzebować. Zgadzam się z tym w pełni. Gdy ja Go potrzebowałem, zaczął dla mnie istnieć.

CDN.

Na zdjęciu: Grafika Rafała Olbińskiego w wersji czarno-białej (reprodukcja pochodzi ze strony galerii Desa Modern)

6 uwag do wpisu “Miłość #2

  1. To bardzo ważny i szczery wpis. Wszyscy musimy mieć świadomość, że nasz czas tutaj jest ściśle ograniczony i trzeba go dobrze wykorzystać (a nigdy nie będziemy wiedzieli ile go pozostało nam i naszym bliskim). Dlatego staram się jak najwięcej tych ulotnych chwil spędzać z dziećmi, aby dać im poczucie siły i bezpieczeństwa na przyszłość oraz pozostawić dobre wspomnienia… (do których warto zawsze potem sięgać). A życie potrafi zaskoczyć. Ostatnio zrobiłem sobie badania genetyczne, aby dowiedzieć się skąd pochodzę (to, że od małpy już wiem, ale chodziło mi o daleko bliższe plemiona i kontynenty – http://www.myheritage.pl) i nagle zaczęli do mnie zgłaszać się ludzie z całego świata, z którymi mam wspólne geny (a więc mamy bliskich, wspólnych przodków i nie mówię tutaj o neandertalczykach, ale o ludziach żyjących jeden-dwa wieki temu). Niektórzy, żyjący teraz za oceanem są pewnie teraz w szoku (myśleli pewnie, że w czasie wojny zginęła cała bliższa i dalsza rodzina, a tu – bach – niespodzianka – jakiś „rodzynek” przeżył i przekazał geny dalej). W filmie „Forrest Gump” (1994) usłyszymy: „Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz co dostaniesz.” Marek Grechuta zaś śpiewał: „Ważna są tylko te dni, których jeszcze nie znamy…”. Miłego dnia.

    Polubione przez 1 osoba

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s