Mniej więcej w okresie, gdy obejrzałem, a następnie przeczytałem „Wielkomiluda” Roalda Dahla, wpadło mi w ręce dzieło przedziwne. Jeśli kojarzyłem Lewisa Carrolla, to tylko ze słynną „Alicją w krainie czarów”. Okazuje się, że napisał jeszcze więcej niesamowitych rzeczy.
Znacie „Alicję po drugiej stronie lustra” Tima Burtona? Tę z Kapelusznikiem granym przez Johnny’ego Deppa, nie muszę chyba dodawać, że genialnie? Tę ze złą królową o maleńkim ciele i wielkiej głowie, fenomenalnie oddaną przez Helenę Bonham Carter? Tę ze świetną Mią Wasikowską jako Alicją, Sashą Baronem Cohenem i moim ulubionym Rhysem Ifansem, i w ogóle całą górą fantastycznych aktorów? Tę, która mówi o przyjaźni, poświęceniu, zniewoleniu, siostrzanej rywalizacji i wielu innych, całkiem dorosłych dylematach życia człowieka? Jeśli nie znacie, czym prędzej nadróbcie ten fatalny błąd. To jeden z najlepszych „magicznych filmów” ostatnich lat. Adaptacja drugiej części najsłynniejszej powieści Carolla. Który, jak się okazało, był także fotografem, profesorem matematyki (o kurwa!) i nieźle odjechanym poetą.
Kto lubi klimaty Alicji, powinien także zobaczyć „Wielkomiluda” i oczywiście „Charliego i fabrykę czekolady” (w obu wersjach, tej sprzed dziesięciu lat i tej sprzed czterdziestu). Obie historie napisał Roald Dahl, jeden z dwóch Brytyjczyków siedzących w tego rodzaju fantastyce, o których chcę dzisiaj przypomnieć. Anglicy najwyraźniej mają taką magiczno-odjechaną tradycję literacką. Może to ma przeciwdziałać dołującemu deszczowemu klimatowi Wysp, a może po prostu wynika z generalnie świetnego wykształcenia i wyobraźni wyspiarzy.
I tak wracamy do Lewisa Carrolla. Otóż znalazłem jego książeczkę pełną odjazdowych obrazków, wyobraźni graniczącej z heroinowymi wizjami i genialnego poczucia humoru. „Wyprawa na żmirłacza” to wiersz składający się z kilkuset zwrotek, dlatego tutaj zacytuję tylko kilka. Żeby bardziej zmylić czytelnika, Carroll dodał dziełku podtytuł „Męka w ośmiu konwulsjach” i tym samym nadał mu charakter. Nie wiem kto to przetłumaczył na nasze, ale zrobił to rewelacyjnie. Chodzi o kilku cwaniaków, którzy wyruszają z bliżej niejasną misją na bliżej nieznanego stwora. Każdy ma swoje powody, ale żaden nie ma pomysłu na to, co robić, ani pojęcia mniej więcej o niczym. Wyprawa jest jedną wielką porażką. Czytelnik od pierwszych do ostatnich słów nie wie o co chodzi, ale świetnie się bawi. Żeby to miało sens, powinienem zacytować całość, ale uraczę Was tylko krótkim fragmentem. Zresztą z przeczytania całości wywnioskowalibyście mniej więcej tyle samo.
Szli go szukać i ubić, z naparstkiem i z troską,
Z widełkami szli za straszydłem,
Szli trop w trop i w nadziei, zbrojni w akcje kolei,
Czarowali uśmiechem i mydłem.
Wszyscy drżeli z obawy, że już nici z wyprawy,
A Bóbr, w którym obudził się łowca,
Czując, że wnet dzień skona, mknął na czubku ogona,
W wielkich susach, na przełaj manowca.
„Co ten, jak mu tam, drze się?” Brząkacz ozwie się w cwale.
„Posłuchajcie, to coś oznacza!
Wymachuje jak wariat, głową wstrząsa zuchwale…
Słowo daję! on znalazł żmirłacza!”
Zapatrzyli się. Rzecze Bydłobójca bez satyr:
„Zawsze był zeń wesoły desperat!”
Patrzą: wdarł się ich Bułkarz, bezimienny Bohatyr,
Na granity! i stał rad nie rad.
Widniał, prosty i wzniosły, jak do turni przyrosły
I wtem (jakby gwałtownym pchnięty
Skurczem) rzuca się, ginie pośród skał w rozpadlinie,
Gdy ich wstrzymał lęk niepojęty.
I wrzask dziki: „To żmirłacz!” Nie mogli uwierzyć,
Że już mają zwierzynę grubą.
A następnie śmiech jął z pohukiwaniem się szerzyć,
Wtem dobiegło złowróżbne: „Bu… bo…”
Tłumaczenie: Robert Stiller. Najlepsze z możliwych.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję Ci Anno Mi! Cudownie dowiedzieć się po latach 😀 Oczywiście musiałem przeczytać jeszcze raz dla przypomnienia 😉
PolubieniePolubienie