W lecie wypoczywam, również od pisania. Dlatego postanowiłem rozpocząć cykl odgrzewanych tekstów, które znajduję tu czasem. Bywa, że sam jestem zaskoczony czymś, co napisałem dawno temu. Zapraszam!
Poniższy tekst opublikowałem w 2014 roku jako „Mniej znaczy więcej”
Aktorstwo stawia na minimalizm. Im mniej zostanie powiedziane, tym lepiej.
Gdy studenci szkoły aktorskiej zaczynają tłumaczyć co i jak sobie wyobrażają w danej scenie, psorowie mówią: nie mów, zagraj to. Bo aktorstwo wcale nie wymaga mówienia. Owszem: sytuację, położenie, warunki zewnętrzne trzeba wypowiedzieć, żeby były zrozumiałe dla widza. Ale uczucia należy przekazać bez słów. Tak samo jak na co dzień ludzie je przekazują! I jak z każdym aspektem aktorstwa, tak i tutaj trzeba zachować maksimum wyczucia i subtelności: różnica między dobrym aktorstwem a dłużyzną może wynosić ułamek sekundy!
Przypomina mi się film Davida Lyncha „Prosta historia” z 1999 roku o starszym mężczyźnie, który przemierza dwa stany na maleńkim traktorku, by spotkać się po latach z bratem. Główną rolę gra Richard Farnsworth. Jego bohater jest wzorowany na autentycznej postaci Alvina Straighta. Ten człowiek podsumowuje swoje życie w rozmowach z przypadkowo spotkanymi, przyjaznymi ludźmi: od młodej uciekinierki z domu po pomocnego ojca rodziny. Rozlicza się ze światem. To jest rola życia. Dosłownie, bo Farnsworth zmarł kilka miesięcy po premierze. I tak tę rolę grał: jakby nie tylko jego bohater kończył swoją życiową drogę, lecz także on sam.
Alvin Straight w „Prostej historii” nie mówi wiele. Jeśli już otwiera usta, ma dokładnie ułożone, co chce wyrazić. Wiek wymusza dojrzałość. Alvin zwyczajnie wie, że nie warto tracić czasu i energii na nieprzemyślane słowa czy działania. Moim zdaniem to jest bardzo pouczające. Kilka lat temu Paul McCartney – dziś siedemdziesięciodwulatek – wydał płytę z piosenką „My Valentine”, napisana dla świeżo upieczonej żony (przepięknej kobiety, polecam wyszukać). Gdy posłuchałem tekstu, uderzyła mnie jego prostota, może nawet naiwność:
What if it rained?
We didn’t care
She said that someday soon
the sun was gonna shine.
And she was right,
this love of mine,
My Valentine
A potem pomyślałem: co z tego że to proste, jeśli prawdziwe i piękne? A może dojrzałość to jest zrozumienie prostoty świata? Skumanie, że rzeczy nie muszą być skomplikowane? Wydaje mi się, że do takiego wniosku może dojść tylko osoba, która sporo w życiu widziała. Taki właśnie jest Alvin Straight w „Prostej historii”. On po prostu wie, a tego co wie nie musi głośno podkreślać. Richard Farnsworth zagrał go doskonale, bo wiedział to samo. A przy tym pamiętał tę cudowną instrukcję aktorstwa, którą niesie ze sobą „Hamlet”:
Wszelka przesada kłóci się z celem teatru, a celem tym było i jest, tak na początku jak i dzisiaj, podstawiać zwierciadło naturze.
Cytaty: Paul McCartney, Willian Shakespeare
Wydaje mi się, że naprawdę młodzi ludzie lubią komplikować sobie życie. Musi być akcja, trochę dramatu, emocje! Z wiekiem i dojrzałością przychodzi chęć aby to życie sobie uprościć i na każdy problem znaleźć rozwiązanie.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I to jest super, moim zdaniem.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I tak, jak napisałeś: im jesteśmy starsi, tym bardziej rozumiemy, że szkoda czasu na komplikowanie sobie życia na przykład.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie! Trzeba wiedzieć czego się chce, a wątpię, żeby ktoś chciał komplikacji dla samych komplikacji. Życie powinno być taką „prostą historią”. 😄
PolubieniePolubione przez 1 osoba