– Jak pan pięknie te nuty pisze! – wykrzyknął Młynarski, kiedy dostał od Wasowskiego materiał z nutami.
– Bo, proszę pana, bazgrać to mogą geniusze, a rzemieślnicy muszą pisać wyraźnie – stwierdził Wasowski.

Ten fragment książki Wiesława Michnikowskiego przypomniał mi się w dniu, kiedy dowiedziałem się o śmierci Wojciecha Młynarskiego. Nie mogę się pozbierać po tej wiadomości. Uświadomiłem sobie, że Młynarski był obecny w moim życiu od najmłodszych lat. I już go nie będzie.
Mając kilka lat, w kółko słuchałem płyty „Dudka” na gramofonie mojej babci. Gdzieś w późnej podstawówce nauczyłem się na pamięć „Sęka” i recytowałem go na co drugiej przerwie, ku zaskoczeniu moich kolegów i koleżanek. Ten tekst napisał kultowy kabareciarz międzywojnia, Konrad Tom, ale znałem też inne genialne teksty z tego największego polskiego kabaretu wszech czasów, takie jak „Ucz się Jasiu” czy „Piosenkę o Dzikim Zachodzie”. Nie pamiętam, czy wtedy już wiedziałem, że napisał je niejaki Młynarski, zwany przez kolegów aktorów po prostu Wojtkiem. I jakoś tak szedłem przez życie, a gdzieś obok niego szedł Wojtek Młynarski, o którym już nikt nie mówił zdrobniale. Usłyszałem wiele jego fantastycznych piosenek, takich jak „Dziewczyny bądźcie dla nas dobre na wiosnę”, „Przyjdzie walec i wyrówna” oraz setki innych tekstów, błyskotliwych, ironicznych, ciepłych i ludzkich. W zeszłym tygodniu, podczas wytężonej muzyczno-alkoholowej aktywności w pracy, zajrzałem ni stąd ni zowąd do internetu. I dowiedziałem się, że Młynarski nie żyje.
Najgorsze jest to, że nawet nie ma co powiedzieć. Przychodzi na myśl tylko cisza. Cisza jest dobra. Cisza w teatrze oznacza najlepszy odbiór sztuki przez widzów. Niedawno byłem w Niemczech na pewnej premierze muzycznej, przy okazji której wystąpiła, nieznana mi wcześniej, młoda wokalistka szwajcarska Anna Rossinelli. Podczas jej koncertu wśród publiczności była kompletna cisza. Muszę dodać, że publiczność składała się z dwóch setek zawodowców z branży muzycznej, którzy niejedno słyszeli i ocenić potrafią. Występ był świetny, od tego czasu Anna jest wśród moich ulubionych artystek na Spotify. Bo czas idzie do przodu. Ludzie przychodzą i odchodzą, ale tak wspaniałych ludzi jak Młynarski już nie ma.
Jarosław Krzysztof Bem, muzyk i brat Ewy Bem, napisał kilka dni temu: „Jestem wychowany na tekstach Przybory, Osieckiej, Kofty, Młynarskiego i mam wielkie kłopoty z komunikacją z ludźmi, których ta twórczość ominęła. Nie żebym odbierał innym autorom ich wspaniałości, ale te nazwiska to taki alfabet, tabliczka mnożenia, fundament, encyklopedia kanonów moralnych, ściągawka na życie.” Cieszę się, że nie ominęła mnie ta twórczość, choć jestem z innego pokolenia. Poezja Młynarskiego – bo choć on sam nie lubił nazywać siebie poetą, to nie można go nazwać inaczej – jest tak genialna i tak bogata, że kolejne pokolenia też mogą z niej czerpać mądrość i inspirację przez długie lata. Naszym zadaniem jest tę twórczość przypominać.
Dziś, gdy słucham piosenek Młynarskiego w wykonaniu Wiesława Gołasa, Magdy Kumorek czy Wiktora Zborowskiego, zbiera mi się na płacz. I na śmiech też mi się zbiera. I jeszcze na coś… Nie wiem dokładnie na co.
Alkoholicy z mojej dzielnicy
siedzą na murku jak ptaszki,
slangiem najczystszym mówią mi: Mistrzu,
zbrakło nam trochi do flaszki…
Jak wiele zbrakło? – cokolwiek zakło-
potany pytam nieśmiało,
a oni głucho i wargą suchą mówią:
Zabrakło na całą!
Bilonu blaszkę daję na flaszkę,
znam ich, z tematu nie zbaczam,
w głębi jest neon i mój Panteon –
teatr z ulicy Jaracza.
A oni szczerzą gęby dziobate,
sieknięte wiślanym wiatrem,
gęby dziobate mówią mi: Ate-
neum jest pięknym teatrem!
A oni mówią: Wiesz pan, dlaczego
teatr ogólnie jest piękny?
Bo teatr to jest płacz, kolego,
bo teatr to jest śmiech, kolego…
O, to są te trzy elementy.
Tak jak przywykli, poszli i znikli
w alkoholowym na Dobrej,
oczka nieduże i w gębie żużel,
łykną i bluzną: Niedobre!
A ja poczułem, że mi się zbiera,
zanim dobiegnę do puenty,
na śmiech, cholera,
na płacz, cholera…
no, na te trzy elementy.
Cytaty: „Tani Drań” Wiesława Michnikowskiego i „Alkoholicy z naszej dzielnicy” Wojciecha Młynarskiego
Jedna uwaga do wpisu “Trzy elementy”