Nie stabilizuj zachwiań

Na złocistej fajerce
spalę różową różę,
czarne pióreczko kurze
i jedno ludzkie serce.

Nikogo nie otruję,
nikogo nie zabiję
serce to jest niczyje,
jest ono tylko – moje.

Gołębia nie zaduszę,
me czary są bezkrwawe,
w czarodziejską potrawę
wrzucę mą własną duszę.

– Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, „Różowa magia”

jannifer_lawrence

Czyż to nie jest wiersz egoistyczny, a nawet autoerotyczny? Nikogo nie potrzebuję, gotuję potrawę tylko z własnej duszy. Dziwię się, ale… w sumie sam coś takiego robię. Uwielbiam się zaszyć, zatopić w czymś co robię, albo w książce, którą czytam. Zaszyć tak, że nie słyszę nic dookoła. A jeśli słyszę, to zaszywam się przy pomocy słuchawek. To znaczy robię tak w pracy, kiedy muszę się skupić na jakiejś robocie w rodzaju tłumaczenia bredni w nowomowie marketingowej albo rysowaniu banerów internetowych, których i tak nikt nigdy nie obejrzy. Kiedyś tak robiłem również w domu, to znaczy oddzielałem się od otoczenia słuchawkami. Teraz oddzielanie się nie stanowi żadnego problemu: w nowym domu mogę się zaszyć w pięćdziesięciu różnych miejscach z dala od każdego innego domownika. Tyle że wcale nie chce mi się tego robić.

Życie na wsi jest cudowne, ale nudne. Owszem, w domu jest zawsze coś do roboty, ale nie musisz jej robić. Nawet sprzątać nie trzeba, bo kurzu ani bałaganu nie widać tak jak w maleńkim mieszkaniu, w którym jeśli nie sprzątniesz codziennie, to nie da się żyć. Co robi mężczyzna w wielkim domu, gdy pozostała część rodziny już śpi, a jemu się nie chce spać, czytać ani nawet oglądać telewizji, w dodatku prawie nie ma internetu? Oczywiście nalewa sobie drinka. Nie da się nie być alkoholikiem na wsi, teraz to w pełni rozumiem. Dlatego chciałbym więcej pisać. Problem w tym, że pisać też za cholerę mi się nie chce. Chyba napisałem już wszystko co mogłem, a w sumie po co? Czy pisaninia nie zastępowała mi czegoś, czego mi brakowało? Otóż to, nie potrzebuję już pisać, bo nie mam co zastępować. Życie mnie cieszy. Lubię je. Wreszcie.

Grafoman zawsze pragnie wyrazić pełnię i nie wie, że prawdziwy, a więc doskonały i proporcjonalny, jest zawsze tylko dokładnie opisany, możliwie najpełniej wyrażony i ukazany szczegół. Dążenie do pełni jest groźnym i chorobliwym dyletanctwem.

Ostatnio przeczytałem pamiętnik Jerzego Pilcha. Ta książka wydaje mi się kompletnie niepotrzebna (co gorsza, nazywa się „Drugi dziennik”, więc musiał być jakiś pierwszy, ciekawe czy równie zły), oprócz dosłownie kilku wersów, które warto zapamiętać. Takich jak ten powyżej. Zainspirowała mnie ta opinia. Jestem wśród tych, którzy poszukują sensu, albo akurat jestem na takim etapie. Czyli jestem chorobliwym dyletantem? Możliwe. Jeśli tak, to jestem z tego dumny, a to nie tylko częste wśród dyletantów, ale też najbardziej niebezpieczne.

Ambitny dyletant staje się zawsze krwawym tyranem. Kto nie potrafi stworzyć części, pragnie pełni, czyli chaosu.

Otóż jestem na etapie poszukiwania. Szok związany z przeprowadzką i nowym życiem już za mną, teraz chciałbym raz napisać coś z sensem. Coś większego niż post na blogu, najchętniej coś wielkiego, ale nie mam złudzeń. Gdybym napisał książkę, nabawiłbym się depresji, bo przecież nikt jej nie przeczyta. Mógłbym napisać ze świadomością, że piszę dla siebie, ale to akurat robię od trzech lat i nic to nie zmienia. Pisanie niszczy życie, nie tylko piszącemu, ale również ludziom mu bliskim. Dokładnie tak powiedział Szczepan Twardoch, autor najlepszej książki, jaką przeczytałem w zeszłym roku – „Króla”. A ja chcę się cieszyć życiem z moimi bliskimi, a nie je niszczyć. Wystarczy, że moja żona mówi z rozbrajająco szczerym uśmiechem, że zniszczyłem jej życie, kupując dom na zadupiu. Udaję, że mam jej słowa głęboko w zadupiu.

Kabały, jaką jest rzeczywistość, nie próbuj przypadkiem rozgryzać. Nie dlatego że niemożliwe, wręcz przeciwnie, rozgryziesz z lekkością, ale to pułapka: natychmiast zapragniesz zapisać się do partii politycznej, która rozgryza podobnie.

„Wszyscy jesteśmy neurotyczni i potrzebujemy akceptacji. Dlatego jesteśmy aktorami” – mówi Matthew Perry, czyli Chandler z „Przyjaciół”. Aktorstwo to zawód dla ludzi poszukujących sensu, zwłaszcza jakiegokolwiek sensu w samym sobie. Brakuje mi aktorstwa. To była cudowna przygoda, chciałbym do niej wrócić. Nie tylko po to, żeby mieć szklarnię tematów na bloga. Głównie dlatego, że brakuje mi obcowania z absolutem, czegoś ponad. Odczuwam satysfakcję z codziennego życia, ale chciałbym coś do niego dodać. Gdzieś mi świta, że powinienem się zaangażować w politykę, ale powstrzymują mnie takie zabawne teksty jak powyższy Pilcha, a poza tym jestem przekonany, że to by mnie wkurwiało. Zgoda, uprawiać politykę powinno się na ciągłym wkurwie, ale ja zupełnie nie mam ochoty się wkurwiać!

Po co tysiące gęsto zapisanych stron, setki wymyślonych historii, gdy wokół toczy się tak zwane prawdziwe życie? Odpowiedź jest uwodzicielska: po nic. Literatura nie ma służyć do niczego.

Mam ochotę się zachwycać. Co z tego, że to głupie? Trudno się nie zachwycać, gdy wokół jest tyle fajności. Chcę się zachwycać moją rodziną, moim domem i… czymś jeszcze. No dobra, literaturą, niech będzie. Ale jeszcze czymś. Pisaniem? E, to już było, poza tym głupio zachwycać się czymś w rodzaju intelektualnego onanizmu. I właśnie wtedy, gdy się nad tym zastanawiałem, dotarłem w bezsensownym pamiętniku Pilcha do genialnie prostej koncepcji:

Opisuj życie codziennie, nie zrażaj się jego monotonią, jeśli kolejny raz ci się nie udało, próbuj ponownie. (…) Świat jest praktycznie jednym wielkim kiczem i banałem, jest kreacją niechlujną, mulistą i obraźliwą, bazgraniną i bełkotem, opowieścią sklerotyka, plagiatem plagiatu, pieśnią analfabety. Koryguj, upiększaj, dramatyzuj ile dasz rady.

Serio? Tylko tyle? Po prostu żyć i pisać? Nieważne, że to dyletanctwo i że niepotrzebne? Pisać i upiększać, odwołując się do własnej kreatywności? Poprawiać sobie i może komuś jeszcze życie, tylko w taki sposób, że czasem wymyśli się coś zabawnego albo wzruszającego? Może właśnie na tym polega istnienie na tym padole. Zauważać, cieszyć się i opisywać drobne rzeczy, których mnóstwo wokół. Czyż one nie składają się na piękno świata? Nie wiem. Chce mi się poszukiwać, ale jakoś nie mam ochoty już znajdować czegoś nieznanego, czegoś nowego, czegoś ekscytującego. Co może być bardziej ekscytujące niż życie samo w sobie?

Opisuj życie wyzwolone z jarzma codzienności. Pilnuj zdań z lekko (ale tylko lekko) zachwianą logiką. Nie stabilizuj tych zachwiań.

 

Cytaty pochodzą z książki „Drugi dziennik” Jerzego Pilcha, której poza kilkoma wrzuconymi tu zdaniami nie ma sensu czytać. Sorry.

 

PS. Ten wpis dedykuję S., który kazał mi więcej pisać. Warto było?!

PS2. Zdjęcie Jennifer Lawrence wrzucam, bo ona potrafi być tak pięknie smutna i tak pięknie wkurwiona. Mniam!

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s