Wszystkim amaktorskim czytaczom składam najserdeczniejsze życzenia noworoczne. Żebyście jak tych trzech aniołów, o których opowiada nam tu Gałczyński, nie trafili do piekła. Albo, jeśli macie taką ochotę, żebyście właśnie trafili. Najlepszego!
– Słuchajcie, słodkie siostry –
tak mówił stary opat: –
(Na dworze było wietrzno,
ponuro i listopad.)
Raz było trzech aniołów,
jak trzy wyborne liry,
imiona ut sequuntur:
Piotr, Paweł i Zefiryn.
Śliczni to byli chłopcy,
jeden w drugiego gładszy,
łaskawym na nich okiem
Pan Bóg zza pieca patrzył.
No, w raju, jak to w raju,
zielono i wesoło,
obiady, gadu-gadu.
wieczerze i tak w koło.
Lecz nasi aniołowie
coś nazbyt byli dziarscy
i często Bóg Dobrodziej
brew zagniewaną marszczył;
i gęsto w skórę leli
aniołów rajskie zbiry –
na próżno: znów szaleli
Piotr, Paweł i Zefiryn.
Od sromu jak od gromu
cierpiały aniołówny…
Ha, było trzech aniołów,
lecz siedem grzechów głównych.
Anioł Piotr, jak to Piotry,
szklenicą zwykł się bawić
i nieraz w Mons Pietatis
musiał skrzydła zastawić;
a gdy wyłysiał mieszek,
to wonczas furis more
do piwnic Dobrodzieja
dobierał się wieczorem.
Paweł zasię po Pawle
rycerskie wziął zasługi:
Dzień w dzień na rajskiej łące
aniołów kładł jak długich.
Sam święty Jerzy, siostry,
przyglądał się i dziwił:
„Ho, ho, nasz anioł Paweł
bije się jak Radziwiłł.
Dobrodziej też by chwalił,
lecz właśnie śpi w obłokach”.
Tak mówił święty Jerzy
i dalej męczył smoka…
Zefiryn był muzykant,
miłośnik strun i syryng,
niefrasobliwy, lekki,
jednym słowem, Zefiryn;
znał się na mitologii,
Achillach i Chimerach,
miał skłonność do księżyca,
troszeczkę do Baudelaire’a
i do sekretnych uciech,
nie gardził również pozą,
błąkając się, dziwacząc
andante maestoso.
A taki był wstydliwy…
coś niby… jak Jan Jakub;
kazania wielce cenił:
„Do rybek” i „Do ptaków”;
chociaż wuj Zefiryna,
już taki starszy anioł,
raz widział „Słówka” Boya
pod kołdrą. (Ach, ty draniu!)
Tak żyli aniołowie,
ale nadeszła kryska
i wezwał Bóg Dobrodziej
nadanioła Matyska.
„Wypędź mi – prawi – Piotra,
Pawła i Zefiryna,
kalają Paradisum,
ego Deus – daj wina!”
Po takim paternoster
i po wytrawnym winie
Dobrodziej chodził gniewny
i huczał po łacinie.
Zefiryn zasromany
pochylił nisko głowę,
wstydził się jak Jan Jakub,
skrzydła tuląc różowe.
Piotr zasię, jak to Piotry,
brat rygielkom i zamkom,
siedział w chłodzie piwniczki
i świecił sobie lampką.
Paweł, jak zwykle Paweł,
anioł bitny, rogaty,
na podwórcu raj owym
bił się z Jerzym w palcaty.
Ale nic nie pomogło,
zjawił się Anioł Michał
i rzecze: „Zefirynku,
już mi nie będziesz wzdychał.
Zwołaj swoich kamratów,
tak Decyzja orzekła…
ruszaj się, pókim dobry!
ani mru-mru! do Piekła!”
Wypędziły aniołów
rajskie draby i zbiry.
Zmarnowali kariery
Paweł, Piotr i Zefiryn.
Ergo, siostry najsłodsze,
(Boże, módl się za nami!)
lepiej wam się przed nocą
nie wdawać z aniołami.
„Piosenka o trzech wesołych aniołach”
Konstanty Ildefons Gałczyński
Z tym wierszem wiąże się pewna interesująca, wybitnie polityczna historia. Uznałem jednak, że to nie miejsce, aby ją opowiadać. Może gdzieś… kiedyś… Tymczasem szczęśliwego nowego roku.