Święta święta i po świętach. Czas na niepodsumowanie roku pełnego zmian. Coś czuję, że nadchodzący będzie także w nie obfitował, tyle że na zupełnie innych polach.
Od miesiąca mieszkamy w nowym domu i zaczynamy się w nim odnajdywać. Nie ma wątpliwości: to była dla nas taka zmiana, jakbyśmy wyprowadzili się na inną planetę, albo co najmniej do innego kraju. Gdyby ktoś mnie spytał, czym różni się mieszkanie w miejskim bloku od mieszkania w domu na wsi, nie potrafiłbym odpowiedzieć inaczej niż: wszystkim. Naprawdę nie potrafię precyzyjniej. Żyje się wolniej, co nie znaczy bardziej leniwie, lecz jakby dokładniej. Niezwykle scalamy się jako rodzina. Cieszymy się każdą sekundą spędzoną wspólnie, a jest ich nieporównanie więcej, i to pomimo faktu, że musimy dojeżdżać do szkoły dwadzieścia kilometrów. Nie muszę chyba dodawać, że w gigantycznych korkach.
To były piękne święta. Wigilię spędziliśmy z rodziną w naszym domu. Nie był to może wzór organizacyjny, zmęczyliśmy się jak cholera, ale jak na dopiero co uprzątniętą stajnię było super. Mamy chyba najpiękniejszą choinkę pod słońcem, która sięga sufitu w naszym niemałym i na pewno nie niskim salonie, a którą kupiłem za grosze na naszej wsi. O, proszę bardzo. To jedna z ewidentnych zmian w stosunku do mieszkania w Warszawie: wszystko jest tak samo łatwo dostępne, ale o połowę tańsze.
Zawsze myślałem, że zdanie takie jak „życie na wsi toczy się wolniej” jest truizmem, sloganem wymyślonym przez ludzi, którzy nie mają co robić. Ale to jednak prawda. To nie znaczy, że jest nudno. Każde podjęte działanie – od sprzątania przez rozmowę po zabawę z dziećmi – jest jakby bardziej refleksyjne, głębiej przemyślane. Konkretniejsze. A przez to ważniejsze.
Jak zwykle, nie robię podsumowania roku. I tak nie byłoby co podsumowywać, przeczytałem zaledwie 32 książki, obejrzałem dużo mniej sztuk i filmów, napisałem na pewno mniej tekstów niż w zeszłym. Mimo to był to dla mnie najintensywniejszy rok od 2007, kiedy urodziła się Ida, ożeniłem się, zmieniłem pracę, wyjechałem kilkanaście razy w delegację i wyremontowałem mieszkanie (no to akurat bardziej zrobiła Mo). W mijającym roku zaliczyłem dwie przeprowadzki, jedno wykończenie domu, dziesiątki zakupów, zwrotów i wymian oraz tysiące podjętych drobnych decyzji. A do tego przyplątały się uczucia w rodzaju: czy to naprawdę była dobra decyzja?
Emocje już opadły, pierwszy szok za nami. W tej chwili odpoczywam. Cieszę się spokojem i rodziną, wyję do księżyca, który świeci nam w okna nieprzysłonięte jeszcze firanami. Myślę o innych rzeczach i inaczej. Nie lubię już miasta. Nie ciągnie mnie tam. Wciąż lubię knajpy, w których bywaliśmy jako warszawiacy. Ale nie chce mi się tam chodzić, bo po co? Wolę siedzieć w domu. Nigdy się tu nie nudzę i to wciąż sprawia mi radość – zupełnie się tego nie spodziewałem. Mam też ochotę na głębszą refleksję. Ukochana żona kolegi z pracy ma złośliwego raka w głowie. Dociera do mnie, że takie rzeczy też są wokół i to bliżej, niż można by było się spodziewać.
Ale nie będzie tak cały czas. Zaczynam czuć w sobie zapał nowego rodzaju. Kiedy prawie cztery lata temu rozpocząłem szkołę aktorską i bloga, chciałem oddzielić się od polityczno-społecznej codzienności. I to się udało – z całą świadomością przestałem przyswajać wiadomości z życia kraju i świata. Teraz jednak zaczynam to tego powracać, bo czuję, że mam do wykonania misję. Teraz to, co się dzieje w kraju, przestało być zabawne. Czas wykurzyć zakompleksionych populistów, przekonanych że mają wyłączną rację, z instytucji państwowych. Jeśli nie da się inaczej, to siłą. A na pewno siłą argumentów, inteligencji, kultury. Razem z ludźmi, którzy dla wielu Polaków coś znaczą. Bo tych, którzy chcą coś zmienić, jest nieporównanie więcej, niż wyborców partii o bezczelnej nazwie z prawem i sprawiedliwością.
Blog o amaktorstwie nie jest miejscem na takie deklaracje. On wciąż rości sobie sobie jakie takie prawa do bycia kulturalnym. Cieszę się jednak, że to napisałem. Póki coś nie jest zapisane, nie istnieje. Tak było z wieloma rzeczami, które spełniłem dzięki pisaniu bloga – wśród tych rzeczy najważniejszy był dom. Teraz czas na zmianę w polityce – tu emocje szybko nie opadną. Zniszczmy ich kulturą. Są na nią za głupi, dlatego nie będą się jej obawiać. I to ich zgubi.
To moja jedyna deklaracja noworoczna. Wcale nie uważam, żeby była przesadzona.
PS 1. Polecam stronę fanowską Krystyny Jandy, która mniej więcej o tym samym mówi dużo mądrzej niż ja.
PS 2. Jestem bardzo ciekawy „Powidoków” – filmu o niezłomności w czasach stalinizmu i walce z jego wpływem na kulturę i sztukę; w roli głównej Bogusław Linda; ten ostatni film Andrzeja Wajdy wydaje mi się strasznie ważny w kontekście niebezpiecznej, aroganckiej władzy; premiera 13 stycznia.
Borze dębowy, to o zniszczeniu ich kulturą… aż mnie przeszły ciarki, takie to dobre. Naprawdę dobre. Naostrzę pióro i mogę iść na wojnę, jak Gimli za Frodem. Domu na wsi zazdroszczę, ale w ten miły sposób. 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No o to właśnie chodzi! Razem!! „Walczyliśmy z obrzydliwym ideologicznym, partyjnym zamordyzmem wtedy – i będziemy walczyć z nim również dziś.” – mówi Jan Hartman
PolubieniePolubione przez 1 osoba