Trzy lata temu rozpocząłem szkołę aktorską i założyłem tego bloga. Czas na podsumowanie – co właściwie otrzymałem? Trudno oczekiwać od rocznej szkółki weekendowej, że nauczy aktorstwa. A jednak ta przygoda dała mi więcej, niż mógłbym przypuszczać.
Kiedy się nad tym zastanowiłem, okazało się, że szkoła aktorska dała mi umiejętności psychologiczne, a dokładnie autopsychologiczne. Samej praktyki aktorskiej liznąłem niewiele, bo trudno liznąć dużo, gdy jest się dorosłym facetem z pracą, i nagle wymyśliło się zabawę w aktora. Ale zyskałem więcej, niż się mogłem spodziewać. Przeżyłem kawałek życia i nagle jak gdyby dowiedziałem się, kim jestem. Po trzydziestce stałem się bardziej ludzki.
POWAGA
Pierwszego dnia w szkole aktorskiej dostałem obuchem w łeb. Myślałem, że aktorstwo to są wygłupy. Wychowałem się na kabarecie Dudek i dla mnie, jako małego dzieciaka, zabawne teksty Dziewońskiego i spółki były durnymi powiedzonkami, po prostu przedrzeźnianiem. Dopiero dużo później zrozumiałem, jak wiele treści niosą ze sobą mądre teksty kabaretowe, które śmieją się nie z ludzi, lecz z ich przywar. Bo one są śmieszne, ponieważ są smutne. I że właśnie na tym polega sztuka aktorska: na poważnym odwzorowaniu nas, ludzi. Pierwszą scenkę, jaką zagrałem na lekcjach w szkole, kompletnie spartoliłem. Po prostu próbowałem się wygłupiać, błaznować, robić z siebie Charlie’ego Chaplina. Który – dodajmy – był znakomitym aktorem, a dopiero na to nałożył maskę pociesznego przygłupa, z której go pamiętamy. Może właśnie dlatego był tak przekonujący. Ja nie byłem. Za tę scenkę dostałem od mojego ulubionego psora Witka Wielińskiego złośliwą ksywę Dodek. Ten sam Wieliński powiedział mi później: Błaznujesz, bo się chowasz, po prostu się wstydzisz. Ja cię kurwa otworzę. Kilka dobrych tygodni zajęło mi, żeby zrozumieć, że aktorstwo to nie wygłupy. A potem dotarło do mnie, że bycie poważniejszym w ogóle procentuje w życiu. Gdy jestem poważny, traktują mnie poważnie. To nie znaczy być sztywnym czy wyniosłym, ale dojrzałym, trzymającym poziom, spokojnie dążącym do celu. Jakikolwiek on jest.
LITERATURA
Pamiętam jak kilka lat temu powtarzałem sobie, że powinienem więcej czytać. Ale to jest coś, co zawsze odkłada się na później. Mówimy sobie latami nie mam czasu na książki, ale kiedy uświadomimy sobie, jak wiele czasu poświęcamy na niepotrzebne rzeczy, okaże się, że moglibyśmy pochłaniać literaturę tonami. Dokładnie tak jest. Kiedy masz chwilę przerwy w pracy, albo nie chce ci się spać w nocy, albo po prostu masz zamiar trochę się poopierdalać, to właśnie byłby dobry moment na poczytanie. Jeśli nie masz wtedy książki pod ręką, otwierasz fesjbunia, pudelka czy twittera. I czytasz debilne rzeczy, kompletnie do niczego niepotrzebne, a do tego nie możesz powstrzymać się przed komentarzami na tym samym poziomie. Olej to. Lepiej miej zawsze przy sobie książkę – możesz ją czytać w autobusie, przy obiedzie, w kiblu, w wannie, w nocy gdy wszyscy wokół śpią. Książki można przecież czytać na telefonie. Da się, nawet jeśli jesteś ciężko pracującym człowiekiem.
SZCZĘŚCIE
Dzięki szkole aktorskiej jestem jakby szczęśliwszy. Pełniejszy – to mam na myśli. Na pewno nie założyłbym bloga, nie tylko dlatego, że nie miałbym tematu, ale też dlatego, że uznałbym, że szkoda mi czasu. A blog zmusza mnie do aktywności: oglądania, czytania, zapamiętywania, no i oczywiście pisania. Regularność, którą sobie narzuciłem, jest świetnym sposobem na organizację życia. Zwłaszcza wewnętrznego. Więc: gdybym nie poszedł do szkoły aktorskiej, nie założyłbym bloga, a gdybym nie założył bloga, nie zrobiłbym wielu innych rzeczy. Na przykład jestem przekonany, że nie kupiłbym domu. Po prostu bym się bał! Transakcji, sprzedaży mieszkania, tego, że nie starczyłoby mi kasy, albo – tym bardziej – bałbym się kredytu. Pewnie najbardziej obawiałbym się samej decyzji.
Al Pacino jako pułkownik Frank Slade w „Zapachu kobiety” mówił, że ludzie dzielą się na tych, którzy się chowają i tych, którzy łapią byka za rogi. To żołnierskie uproszczenie, w życiu różnie bywa, czasem się działa, a czasem odsuwa albo rezygnuje. Ale przecież warto działać. Samo działanie nigdy nie szkodzi – co najwyżej się pomylisz. Masz jakieś marzenie od dawna? Chciałbyś coś zrobić, ale brakuje ci jaj albo obawiasz się braku czasu? Wystarczy zacząć. Po prostu to zrobić, potem samo pójdzie. Najwyżej zrezygnujesz. Nic to, czasem się rezygnuje.
Kiedy coś mnie przerasta, nie mogę sobie z czymś poradzić, czegoś się boję, albo nie wiem jak to zrobić, mówię sobie: jestem aktorem, umiem wszystko, jestem aktorem, poradzę sobie, jestem aktorem, zrobię to. Oczywiście to bzdura. Ale jednocześnie prawda! Wystarczy zagrać przed sobą, że jesteś aktorem, który wciela się w człowieka czynu. Na przykład kiedy praca cię nudzi, chcesz tylko do domu, do łóżka – potraktuj pracę jak zadanie aktorskie, które masz wykonać, bo grasz w filmie życia. To naprawdę działa.
Szkoła aktorska dała mi świadomość siebie samego. Być może pewność siebie miałem już wcześniej, ale teraz potrafię ją wykorzystywać świadomie, celowo, sensownie. Samoświadomość to jest podstawa, która co chwila przydaje się w życiu – zwłaszcza mężczyzny. Chcesz pokazać, że jesteś silny? Nie pręż muskułów, wręcz odwrotnie, rozluźnij się i spokojnie powiedz co uważasz. A następnie zamilknij i rozluźniony patrz interlokutorowi w oczy. Powiesz o wiele więcej, niż gdybyś użył miliona słów. Chcesz poderwać dziewczynę? Dla kobiet nie ma nic seksowniejszego, niż mężczyzna pewny siebie. Ale zaraz, zaraz… Samoświadomość przydaje się tak samo w życiu kobiety. Dla mężczyzn nie ma nic seksowniejszego, niż kobieta świadoma swojej wartości.
To, czego nauczyłem się w szkole aktorskiej, jest tak naprawdę przydatne każdemu. Nie nauczyłem się aktorstwa, lecz o wiele więcej: nauczyłem się człowieczeństwa.