Pomysł

Jakiś czas temu wrzuciłem „Hipopotama” Brzechwy. Gdy później uczyłem się tego wiersza (jak zwykle w samochodzie, w drodze do i z pracy), przypomniałem sobie coś ze szkoły aktorskiej. 

pomysl_1

Przypomniały mi się ćwiczenia z profesor Laurą Łącz, która uczyła nas właściwego mówienia wierszy. Wyobrażacie sobie? Jak czegoś takiego można nauczyć? Mówienie wierszy po prostu chyba wymaga jakiejś wewnętrznej wrażliwości, jakiegoś wyczucia. Językowego, a może literackiego, a może jeszcze jakiegoś innego – sam nie wiem. Kołacze mi się tylko jedno słowo: subtelność. Przepraszam za wyrażenie.

Otóż przypomniało mi się proste zdanie, które przewijało się kilkakrotnie podczas zajęć: „Musicie mieć pomysł na wiersz. Musicie wiedzieć, jak chcecie go zagrać”. No tak, przecież wiersz jest jakąś historią, można go zagrać. Pomysł Brzechwy jest taki, że hipopotam płaszczy się przed żabą, a ona odrzuca go nie bez brutalności. Ale po co powielać oczywistości? Pomyślałem sobie, żeby zrobić to inaczej. I nagle wpadł mi do głowy taki scenariusz:

Pierwsze dwa wersy mówi ktoś w rodzaju narratora, zupełnie normalnym głosem:
Zachwycony jej powabem / Hipopotam błagał żabę

Następnie wchodzi hipopotam. Nasz będzie wojskowym, prostym chamem, przekonanym o swojej wielkości i nie znoszącym sprzeciwu. Rzuca, jakby rozkazywał żabie wyczyścić kibel w kantynie:
Zostań żoną moją.
Tak po prostu. Nie błagalnie, nie prosząco, nawet nie rozkazująco, ale tak jakby komunikował swój plan wobec niej: niniejszym zostajesz moją żoną, kropka.

Ale na końcu tego wersu są jeszcze dwa słówka. Nasz hipopotam przelatuje po nich jakby nie istniały, jakby pytanie żaby o zdanie było najmniej ważną czynnością w życiu. Gdyby ona próbowała mu się sprzeciwić, on nawet nie miałby zamiaru jej słuchać:
co tam… 

Następnie nasz men zaczyna swój wykład, nie tyle tłumacząc się, ile raczej argumentując. I to nie argumentując to, dlaczego żaba miałaby zostać jego żoną, ale raczej to, czemu on tak dla niej wybrał. Mówi szybko, głośno, ale spokojnie i bardzo zdecydowanie. Nie interesuje go żaden sprzeciw. Nie zadziera się z hipopotamem, proszę państwa:
Jestem wprawdzie hipopotam,
Kilogramów ważę z tysiąc,
Ale za to mógłbym przysiąc,
Że wzór męża znajdziesz we mnie.

Mówiąc to, stoi prężąc tors, lecz nie na baczność, w końcu to on jest bossem. Ale kiedy wypowiada słowa „wzór męża”, patrzy żabie prosto w oczy i mówi bardzo dobitnie. To ma oznaczać coś w rodzaju: maleńka, to ja wiem jak wygląda idealny mąż. Swoją wypowiedź kończy tak, jakby sobie przypomniał, że żaba też mogłaby mieć coś do powiedzenia. Te słowa rzuca z leciutką dozą obrzydzenia, kompletnie na odpieprz:
I że ze mną żyć przyjemnie.
Bo w końcu czy w życiu liczy się to, że jest przyjemnie? Ma być dobrze i to on decyduje o tym, kiedy jest dobrze.

Następne wersy hipopotam wypowiada podobnym tonem, z lekkim obrzydzeniem, tak jakby chciał wypluć to z siebie i mieć z głowy. „Motylki”, „karetę” i „wożenie po świecie” rzuca z jawną olewką, myśląc, że żaba jest durna i na pewno poleci na takie banały:
Czuję w sobie wielki zapał,
Będę ci motylki łapał
I na grzbiecie, jak w karecie,
Będę woził cię po świecie,

Teraz dorzuca jak gdyby nabijał się ze swojej przyszłej żonki:
A gdy jazda już cię znuży,
Wrócisz znowu do kałuży.
Inaczej mówiąc: jak ci się ze mną nie spodoba, to se spływaj do mamusi.

Następnie zwalnia i podkreśla dobitnie:
Krótko mówiąc – twoją wolę
Zawsze chętnie zadowolę,
Każdy rozkaz spełnię ściśle.
Przy czym ostatni wers wypowiada przez zaciśnięte zęby, tak jakby znajdował niemal seksualną radochę w spełnianiu rozkazów. Tak, to może być to! On jest po prostu zboczylasem. Kręci go batożenie, zmuszanie, może nawet kryje się za tym jakaś głębsza historia w rodzaju matki wyżywającej się na nim końskim batem albo coś podobnie chorego. Im dalej polecicie z taką myślową improwizacją, tym lepiej wam wyjdzie zagranie tego wariata. Wtedy hipopotam kończy swoją wypowiedź. Normalnie byłoby to pytanie, ale w tym wykonaniu jest to rozkaz, na który należy odpowiedzieć. Zakończony kropką, nie pytajnikiem:
Co ty na to.

I tu przechodzimy do kolejnego głosu. Uwaga: żaba jest delikatną kobietą, ale zbyt piskliwe czy naiwne modelowanie jej głosu będzie bez sensu. Zabrzmiałoby głupio, a nie śmiesznie, czyli spartoliłoby cały dowcip. To trzeba zrobić bardzo… no właśnie subtelnie. Otóż żaba jak to kobieta: chciałaby, ale trochę się boi. Albo nawet odwrotnie: boi się, ale chce jak cholera. Pierwsze słowa muszą być strachliwe, ale też nieco złośliwe:
Właśnie myślę…
Czyli: średnia to jest oferta, chłopcze. I ciągnie z przekąsem, bo tego faceta raczej nie należy podejrzewać o dobre chęci:
Dobre chęci twoje cenię,
A więc – owszem. Mam życzenie. 

Hipopotam z pewnością się ucieszył, ale nie daje tego po sobie poznać. Znów rzuca nie pytając, lecz rozkazując:
Jakie? Powiedz. Powiedz szybko!
Moja żabko, moja rybko. 

Żabka i rybka to też raczej nie są słowa w jego stylu. Mówi je tylko dlatego, że uważa ją za głupiutką laseczkę. To komunikat typu będę dla ciebie miły, dopóki mnie nie wkurwisz. Kontynuuje bez przekonania:
I nie krępuj się zupełnie,
Twe życzenie każde spełnię,
Nawet całkiem niedościgłe…
„Każde spełnię” może być z czymś w rodzaju złości, a „niedościgłe” – z wyższością, tak jakby nie wierzył, że ona może wymyślić coś więcej niż jakąś głupotę.

I tu przechodzimy do puenty. Trochę nad nią kombinowałem. Jak ustrzec się banału? W oryginale żaba pogania swojego adoratora, i to w sumie dość bezceremonialnie, ale ja szukałem innej koncepcji. Przyszło mi do głowy, że oto wyobraziła sobie już, że jest żoną. Zauważyliście, że żony są wiecznie wkurwione na swoich mężów? Czasem bywają wściekłe, rozżalone, zadowolone czy podniecone, ale wkurwione są wiecznie. Otóż nasza żaba mówi „dobrze” tonem już zdecydowanym, na zasadzie: teraz jesteś moim mężem i masz robić to, co ja ci każę:
Dobrze. 
Stało się. Żaba straciła wianek i skończyły się z nią przelewki. Tu robi wyraźną pauzę i patrzy na swojego hipcia przeciągłym wzrokiem rozjuszonej partnerki życiowej. Po czym rzuca tak, jakby mu powtarzała już piąty raz*:
Proszę nawlecz igłę!
I co? Nasza żabka rybka jest nie w ciemię bita! Poradzi sobie ze swoim maczopotamem! A on lubi jak żabka jest trochę zła, może nawet pójdzie w ruch jego ulubiony skórzany rzemyk? Zostawmy tę parkę. Wygląda na to, że się dogadają.

Cytaty pochodzą z wiersza „Hipopotam” Jana Brzechwy. Interpunkcja nieoryginalna. 

*Do wszystkich kobiet, które to czytają: Jeśli chcecie, żeby wasz facet przykręcił śrubkę, powiesił obrazek czy naprawił kran, to on to zrobi. I naprawdę nie trzeba mu co pół roku powtarzać!

2 uwagi do wpisu “Pomysł

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s