Po latach, a może pierwszy raz w życiu, matka i córka szczerze ze sobą rozmawiają. Sięgają w głąb swoich dusz, by wzajemnie się oskarżać, rozliczać z przeszłością, poznać się na nowo i wspólnie poszukiwać tego, czego pragnie każdy z nas: akceptacji i miłości.

Rozpływałem się nad poprzednim przedstawieniem teatru Młyn, „Draką” z Krzysztofem Kiersznowskim. „Córka” mniej mi się podobała, ale mimo wszystko to wartościowy i wzruszający tekst. Koncepcja sióstr Agaty, Natalii i Zuzanny Fijewskich, założycielek tej grupy teatralnej, jest interesująca i chyba się sprawdza. Fundacja Artystyczna Młyn wydaje się być rodzinnym przedsięwzięciem, ale w każdym jej spektaklu biorą udział również aktorzy spoza tej teatralnej familii (słynny aktor Tadeusz był, o ile wiem, stryjem trzech sióstr). W „Córce” tym pozarodzinnym filarem jest Joanna Żółkowska. Warto dodać, że spektakle w Teatrze Staromiejskim, tuż obok Rynku Starego Miasta w Warszawie, są tylko jedną z wielu aktywności sióstr Fijewskich. Poznałem je kilka lat temu, gdy odwiedziły przedszkole moich córek ze spektaklem „Boluś”. Na tyle spodobało nam się to przedstawienie, że kupiliśmy płytę. Potem przez rok jeździła z nami w samochodzie. Słuchowiska to świetny sposób na spędzanie czasu w aucie podczas dłuższych wycieczek, a ta płyta wciągała moje córki tak, że przez kilkadziesiąt minut potrafiły milczeć, wsłuchane w głosy sztuki. Ciekawe, czy będzie mi się to przypominać również wtedy, gdy będą mniej więcej w wieku córki ze spektaklu „Córka”.
„Córka”, mimo że grana w tym samym pomieszczeniu co „Draka”, jest bardziej kameralna. Spokojniejsza, więcej refleksyjna, mniej komediowa, choć momentami śmieszy. Mimo to porównywanie tych dwóch przedstawień jest uzasadnione, bo oba mają jeden zasadniczy temat: człowiek i jego uczucia. Problemy z wychowaniem dziecka, przedkładanie własnych potrzeb nad potrzeby rodziny, nieumiejętność radzenia sobie z uczuciami, zwłaszcza nieumiejętność rozmawiania, a koniec końców poszukiwanie akceptacji i miłości – oto tematy tego przedstawienia.
W szpitalu pewnego miasteczka ni stąd ni zowąd pojawia się kobieta, która straciła pamięć. Przyjeżdża jej córka, oderwana od codziennych obowiązków w odległym mieście, jak dowiadujemy się w trakcie spektaklu. Zaczyna się przedziwna sytuacja, w której kobiety wyjaśniają sobie niemal ab ovo całe dotychczasowe życie. Okazuje się, że jest to jedno wielkie rozliczenie. Córka ma za złe matce jej niefrasobliwość, brak zasad i oparcia w życiu. Matka wypomina córce sztywność i dostosowywanie się do społecznych norm. Zaś najwięcej mają do zarzucenia samym sobie: obie kompletnie nie potrafią poradzić sobie z własnymi uczuciami. A przecież pragną tylko miłości, tak jak każdy z nas. Dlatego ta sztuka jest tak uniwersalna, wzruszająca, frapująca, a czasem wręcz wstrząsająca. Zwłaszcza dla rodzica, który mniej lub bardziej przejmuje się swoją rolą. Podoba mi się, że nie da się jednoznacznie ocenić postawy ani matki, ani córki. Bo któż jest tylko dobry albo tylko zły? Albo niewinny – niech pierwszy rzuci kamieniem. Koniec końców wszyscy pragniemy tego samego: akceptacji i miłości.
Występują tu tylko dwie aktorki: Joanna Żółkowska jako matka i Zuzanna Fijewska-Malesza jako córka. Obie są znakomite, ale Fijewska zrobiła na mnie wyjątkowe wrażenie, ponieważ grała całkiem inaczej niż w poprzednich wcieleniach, w których ją widziałem. Jej bohaterka była potwornie napięta, ciągle zdenerwowana. Wykazywała kolosalną potrzebę kontrolowania wszystkiego i dyrygowania wszystkimi wokoło. Do tego stopnia, że przez telefon tłumaczy mężowi, jak ma ubrać dziecko. Takie zachowanie z reguły obnaża niepewność i jakieś wewnętrzne napięcia. I właśnie tak jest w tym przypadku: później dowiadujemy się, z jakimi przeżyciami od lat żyje ta dziewczyna, i że jej matka ma w nich ogromny udział. Ta ostatnia zaś, choć z początku wyluzowana, walczy z licznymi własnymi słabościami, a nade wszystko próbuje zbliżyć się do córki, o którą niewystarczająco dbała. Być może cała sytuacja jest przez nią ukartowana. Aktorsko to jest wysoki poziom. Obie aktorki muszą w stu procentach pochłonąć uwagę widza, bo poza nimi w tym spektaklu nie ma prawie nic: muzyka jest szczątkowa, a scenografia zmienia się tylko pod wpływem drobnych zmian światła. To dobrze, bo dzięki temu spektakl skupia się na ludzkich uczuciach. Nie znoszę przeładowania, efekciarstwa i fajerwerków w teatrze czy w kinie. Gdy robi się spektakl dla ludzi o ludziach, nie trzeba dosypywać zbyt wielu przypraw. W tym przedstawieniu dzieje wyjątkowo mało „na zewnątrz”, mogłoby nawet dziać się więcej. Ale jest to, co potrzebne – jest to, czego pragnie człowiek. W końcu wszyscy pragniemy tego samego: akceptacji i miłości.
„Córka”, Teatr Młyn, Scena Staromiejska
Scenariusz i reżyseria: Natalia Fijewska-Zdanowska
Występują: Joanna Żółkowska, Zuzanna Fijewska-Malesza


