Wspominałem już, że to będzie rok zmian? Te zmiany już następują. Przychodzą tak szybko, że aż czuję się nieswojo. Jak cudzoziemiec w Japonii, czyli w języku autochtonów – Gajdzin.
SAMOCHÓD
Mam samochód japońskiej marki, który Mo nazywa Kaziulkiem – nie Kaziem ani Kazimierzem, ale właśnie Kaziulkiem. Japońskiej marki? Gdy zajrzeć głębiej, okazuje się, że nie bardzo: zaprojektowano go z pomocą niemieckiej firmy Daimler-Chrysler (która w tamtym czasie należała do Amerykanów), a wyprodukowany został w Holandii. No i nie jest wyposażony we wszystkie dostępne gadżety: Ilość gadżetów w japońskich samochodach przechodzi pojęcie Europejczyka, który na własnym rynku widzi te same modele odarte ze wszystkiego, co podniecające. Wyobraźcie sobie, że auta na rynek japoński miały automatycznie składane lusterka już pod koniec lat osiemdziesiątych! Lusterka w moim aucie nie są nawet regulowane elektrycznie, a co dopiero składane! No i w tym roku nasz Kaziulek skończy równe dziewięć lat, tak samo jak nasza starsza córka. Tutaj też zmian nie będzie. Córki nie zmienimy, bo jest spoko. A samochodu nie zmienimy, bo nie będzie nas na to stać.
Stać? A propos stania: Kaziulek będzie stał w garażu. Po prawie dekadzie stania na powietrzu przyda mu się cieplejsze lokum.
ŻONA
Przy Mo zawsze czuję się mniej lub bardziej jak gajdzin. W końcu to kobieta – istota cudowna, ale niemożliwa do zrozumienia. Czytałem ostatnio świetną 700-stronicową biografię Johna Lennona, z której dowiedziałem się wielu rzeczy na jego temat, dotąd mi nieznanych. A także jednej interesującej rzeczy dotyczącej kultury Japonii. Otóż Lennon zawsze był wybitnie aktywnym użytkownikiem zawartości swoich spodni. Że zdradzał pierwszą żonę, to wiadomo. Ale i od Yoko Ono robił skoki w bok! Gdy raz zrobił to całkiem jawnie, tak jakby miała się dowiedzieć, postanowiła wywalić go z domu. Osławiony „stracony weekend”, który spędził z dala od żony (choć dzwonił do niej codziennie), trwał ponad rok. Otóż najciekawsze jest to, że Yoko sama napuściła na niego kochankę May Pang, która jest po prostu jej ładniejszą kopią. Okazało się, że to przyjęta praktyka w kulturze japońskiej: żona znajduje mężowi kontrolowaną przez siebie kochankę, która jest czymś więcej niż gejszą, lecz o wiele mniej niż żoną. Nie wiem jakie upokorzenie musi przejść jedna i druga, tylko po to, by ulżyć seksualnym potrzebom faceta. A mężczyzna pozwala traktować się jak psa, którego czasem trzeba wybiegać. Masakra. Wolę prościej. Nie mam zamiaru zmieniać ani żony, ani kochanki, a tak się składa, że to ta sama osoba.
Zamykam oczy, pod powiekami przebiega mi nieskończona szachownica pól ryżowych, gór, lasów, znowu gór, mostów i tuneli. I twarze ludzi – zwykłych, wesołych, gadatliwych, zmęczonych, zaciekawionych, przyjaznych, wrogich, mądrych, głupich, roześmianych, złych, przyjaznych i piegowatych. Japonia. Tak naprawdę – miejsce jak każde inne.
Zmiany są dobre, o ile to zmiany na dobre. Po co zmieniać cokolwiek na gorsze? Ale jeśli boisz się zmian jako takich, to nigdy nie będzie lepiej. To znaczy: zaryzykuj, a może być cudownie. Więc może po prostu nie ma się czego bać? Zmieniam miejsce zamieszkania z miasta na wieś. Zmieniam podejście do grania – będę grał więcej, dla siebie, bez ciśnienia. Może nawet pracę zmienię, jeśli nadejdzie odpowiednia propozycja. Poza tym… w zasadzie nic się nie zmienia.
Cytaty pochodzą z: „Bezsenność w Tokio”, Marcin Bruczkowski
Czasem jedyną ostateczną zmianą zostaje seppuku przynajmniej mentalne;)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hahahaha! No tak. Dam znać, jeśli będę planował popełnić. 😉
PolubieniePolubienie