Już dawno chciałem zobaczyć ten spektakl – opowieść o realiach pracy nauczyciela, a w pewnym stopniu także o teatrze. Tytułowy Belfer robi trasę objazdową po teatrach lokalnych, by opowiedzieć o warunkach swojej pracy. Przesiąknięta dramatem osobistym i sporą dawką poczucia humoru… no właśnie, co? Parodia? Poważna historia z życia? Nie wiadomo. I bardzo dobrze.

Na scenę – a może bardziej katedrę w sali lekcyjnej – wchodzi nauczyciel i od razu kieruje się do swoich słuchaczy. Zaczyna się gra między odtwarzającym rolę Belfra Wojciechem Pszoniakiem a publicznością. To rzadka praktyka, by aktor mówił wprost do widza, a nie do „czwartej ściany”. Odtwórca głównej (i jedynej) roli przyznaje: To sztuka, w której widz jest także aktorem. Siedząc wśród publiczności, znajdziesz się w samym środku opowieści o znudzonych szkołą licealistach i ich paskudnym stosunku do nauczyciela. Pszoniak gra tak, że wciąga w tę zabawę i czujesz się naprawdę jak w szkole.
Ten Belfer to jednak ambitny, wykształcony, wrażliwy człowiek z misją. Ale gdy tylko zaczyna pracę w szkole, jego poczucie misji zostaje podburzone przez rozbestwioną gówniarzerię. Co ma zrobić facet, który chce dzieciakom pokazywać piękno literatury, zaciągać je do muzeum czy teatru, dzielić się wrażliwością na sztukę, gdy one reagują na to jak na świerzb? To samo co każdy belfer: zaczyna odwalać swoją robotę byle jak, różnymi technikami marnując upływający czas, byle tylko lekcja skończyła się jak najprędzej. Gdy opowiada o tym na scenie, publiczność się śmieje. A jednocześnie trochę przeraża.
Scenariusz napisał belgijski dramaturg Jean-Pierre Dopagne, który we wczesnych latach kariery zawodowej pracował jako pedagog. Jest w tym tekście mnóstwo prawdy, którą mógł wyrazić tylko ktoś, kto przeżył tę rzeczywistość. Jest tu inteligentna, szczera i zabawna analiza problemów współczesnej szkoły, w tym tego, jak zdewaluował się wizerunek profesora w oczach młodzieży. Ale to tylko fabularna warstwa sztuki. Autor porównuje pracę nauczyciela do pracy aktora, sugerując, że stosunek nauczyciel-uczeń jest takim obustronnym teatrem: Co to znaczy być aktorem? Specjaliści od teatru powiedzą: wzruszyć widza. Bzdura. Aktor musi wytrzymać półtorej godziny na scenie. Nauczyciel podobnie: musi wytrzymać 45 minut między dzwonkami. Takie zabawne porównania wynikają z wrażliwości bohatera, a przy tym wprowadzają szerszy kontekst. Bo tak naprawdę „Belfer” opowiada nie tylko o stosunkach panujących w szkole, ale o kondycji współczesnego społeczeństwa w ogóle.
To inteligentny, poruszający tekst, w niektórych momentach śmieszny, a gdzie indziej przerażający. Daje światło na pracę pedagogów, co jest jednocześnie pretekstem do szerszych obserwacji, z którymi widz zostaje już sam. Po wyjściu z tego przedstawienia miałem wrażenie, że uczestniczyłem w pewnego rodzaju zabawie, dotykającej dużo szerszego spektrum tematów, niż tylko liceum. Choć to przecież niemały kawałek życia każdego, kto je ukończył!
Powstaje pytanie, czy to sztuka dla uczniów. Nie, raczej dla dorosłych, którzy byli kiedyś licealistami i wspominają ten okres jako jeden z najważniejszych w swoim życiu. Zanurzyć się ponownie w rzeczywistości szkolnej, ale patrzeć na nią od drugiej strony – to jest naprawdę wstrząsające doświadczenie. Sądzę, że każdy widz przypomina sobie, jak to niejednego nauczyciela traktował w szkole fatalnie. Z kilkunastoletniego dystansu myślę sobie, że do tej roboty trzeba mieć anielską cierpliwość. Aż dziw, że jeden z drugim nie powystrzelał swojej klasy.
„Belfer” jest kolejnym monodramem, jaki widziałem w ostatnich czasach. Przy takim zawodowcu jak Wojciech Pszoniak trudno mówić o poziomie aktorstwa. Pszoniak wciąga publiczność w rozważania tytułowego bohatera i ani przez chwilę nie daje się znudzić. Przez cały spektakl zwraca się bezpośrednio do publiczności, tak jakby była klasą zasłuchanych (albo znudzonych!) uczniaków. Robi to z cudowną mieszaniną znudzenia i odrazy, pod którą wyczuwa się resztki dawnej pasji. Aktorsko to mistrzowska robota i z pewnością niemałe wyzwanie! Czyżby opowieść przytłoczonego przykrymi obowiązkami pedagoga była tak naprawdę wyrazem frustracji związanej z pracą aktora? Możliwe. Wojciech Pszoniak mówi: Lubię sztuki o teatrze, lubię sztuki o aktorach. Podobnie jak szkoła może być kuźnią kultury, tak teatr nią jest. Znów Pszoniak: Dzięki teatrowi stajemy się lepsi, bo barbarzyństwo nie lubi kultury. A może ta cała historią jest jednym wielkim dowcipem, którym i Belfer, i Aktor chcą wkręcić swoją publiczność? To nawet bardziej niż możliwe.
„Belfer” – Jean-Pierre Dopagne
Teatr Mazowiecki
Przekład: Bogusława Frosztęga
Reżyseria: Michał Kwieciński
Występuje: Wojciech Pszoniak

Jedna uwaga do wpisu “Monodram #3: „Belfer” w Teatrze Mazowieckim”