Wcale nie chodzi mi o numer AC/DC. Nie wiem o co chodziło w tej piosence, nie jestem wielkim fanem, ale wiem, że sztywna górna warga to przekleństwo aktora.
Źle, wróć. Nie ma aktora ze sztywną górną wargą. Podstawowe ćwiczenia dykcyjne polegają na rozruszaniu górnej wargi, bo to ona jest kluczowa w precyzji wymowy. Sztywna – powoduje, że twoje zdania przemieniają się w bełkot. Dlatego każdy aktor ma ją porządnie wyćwiczoną.
Te ćwiczenia są raczej proste. Polegają na masowaniu, ugniataniu, przygryzaniu i innych generalnie pieszczotliwych procedurach. Polecam co rano, ja robię to w samochodzie w drodze do pracy. Po takiej codziennej porcji onanizmu zauważycie, że mówi się łatwiej i wyraźniej. Wielu osobom by się przydało. Krew mnie zalewa, kiedy słyszę ludzi, którym nie chciało się przezwyciężyć swoich słabości i nauczyć się mówić wyraźnie. Tak jakby nie zależało im, by być zrozumianym. Wystarczy się trochę postarać, albo przestać szukać wymówek.
Po aktorach nawet to widać wyćwiczenie warg. Mówiąc, ruszają mięsem ust jakoś tak bardziej intensywnie niż każdy normalny człowiek. I zapluwają się (i nie tylko siebie) przy tym regularnie. Czy to specjalny materiał ludzki, charakteryzujący sie wydatnymi ustami, zostaje aktorami, czy też aktorzy ćwicząc doprowadzają swoje usta do specjalnej elastyczności? Sądzę, że raczej to drugie.
Apropos plucia. Zawsze mi się wydawało, że to wymaga jakiegoś niebiańskiego zapasu samoświadomości, żeby kogoś opluć i powiedzieć po prostu „przepraszam”, przechodząc nad tym do porządku dziennego jakby to był normalny element pracy. Ale w sumie, gdy nagrywa się właśnie intensywną scenę miłosną z kimś obcym, to takie drobnostki pewnie nie mają znaczenia.
Wracając do tematu, zastanawiałem się, jak to jest z tym aktorskim twarzozjawiskiem. Zdawało mi się, że nie ma aktorów, którzy nie mieliby mięsistych ust. To by znaczyło, że jednak odróżniają się od tak zwanych normalnych ludzi i przez to z założenia nie spełniają podstawowej wskazówki mistrza Stanisławskiego: odwzorowywać życie ludzkiej natury wiernie, wiarygodnie, po ludzku. I zacząłem grzebać. Czy jest aktor, który ma usta równie wąskie co ja? A przy tym jest porządnym aktorem? I znalazłem: to Ewan McGregor. Może dlatego ostatnio tak go polubiłem!
Niezależnie od tego czy usta masz wydatne, czy nie (a może nawet bardziej, gdy nie masz!), warto je ćwiczyć: ugniatać, macać, pieścić. Wtedy też głoski wypływające z nich będą wypieszczone. Najciekawsze jest to, że przez te ćwiczenia głos nie staje się nienaturalny. Chodzi mi o to, że nie brzmi jak wtedy, gdy ktoś bardzo SIĘ STARA MÓWIĆ WIELKIMI LITERAMI. Po prostu brzmisz zrozumiale.
Czyż to nie jest przydatne?
Przydatne. Praktyczne. Dzięki za wpis.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ewuala, ten tego, do usług. Zapraszam na kolejną część za dni kilka 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pojęcia nie miałam, ze tak można wyćwiczyć dykcję. Ciekawe informacje 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prawda?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Może „oranizm” (od łac. Oratio) a nie „onanizm”, bo jednak to narząd mowy dręczysz?
PolubieniePolubienie
Hahaha, zgadza się! 🙂 🙂
PolubieniePolubienie