Pisałem parę razy o znanych mi technikach aktorskich. Jak sądzę, znam ich zaledwie wycinek, bo ciągle dowiaduję się o alternatywnych metodach.
Johnny Depp wśród swoich odjechanych technik stosuje też taką zupełnie prostą: przebieranie się. Kostium ułatwia wejście w postać – mówi. W słynnej książce „Dzieci z Bullerbyn” jest scena, w której dzieciaki przebierają się w nieproszonych gości. Momentalnie zaczynają wierzyć w to, że są żebraczą trupą. I nawet głosy im się zmieniają w „dorosłe”! To naturalne. Przebieranie się to nie tylko zabawa zewnętrzna, lecz też działanie na psychikę. Mówi o tym Konstanty Stanisławski w „Pracy aktora nad rolą”: wczujesz się w swojego bohatera, jeśli będziesz się czuł jak on, a to dużo prostsze, gdy wyglądasz jak on. Okazuje się więc, że zabawa w maskaradę ma całkiem poważne konsekwencje. Po prostu stajesz się kimś innym. Pamiętam, że kiedyś, mając jakieś 19 lat, dołączyłem do kilkorga koleżanek i kolegów, którzy spędzali wspólne wakacje na Mazurach. Tak się złożyło, że gdy dotarłem na kemping, chłopaki akurat wybyli „na miasto”. Zostały dziewczyny, a skoro byłem jedynym facetem, wpadliśmy na pomysł, by mnie też przebrać za kobietę. Byliśmy ciekawi, czy chłopcy dadzą się wkręcić. Dostałem spódnicę, rajstopki i stanik, który wypełniliśmy czymś miękkim. No i najważniejsze – umalowały mnie skrupulatnie. Siedząc w tym outficie, poczułem się prawdziwą szprychą. Sztuczne cycki jakoś do mnie przyrosły, bioderka wydęły się same. Zapomniałem o zawartości swoich spodni. Gdy wrócili panowie, rozdawałem uśmiechy i subtelnie domagałem się zachwytów. W pierwszej chwili kompletnie ich zatkało, było widać, że szykują działa podrywu. Oczywiście nie utrzymałem tej roli dłużej niż kilka minut, nie wiem nawet, czy faktycznie dali się wkręcić, ale przez te kilka chwil czułem, że znajduję się w innej skórze. To były wygłupy, ale przez ułamek sekundy potraktowane śmiertelnie poważnie.
Taka improwizacja jest świetną zabawą aktorską. Zgodnie z naukami Stanisławskiego, po prostu robisz to, co ma zrobić bohater. Zupełnie normalnie, po ludzku, według własnych doświadczeń jako człowieka – i już jest dobrze. Bo przecież jesteś człowiekiem, czyż nie? Podejrzewam, że takie improwizowanie jest też bardzo skuteczne, w sensie wiarygodne. Bywa też śmieszne. Kate Winslet opowiadała, jak spotkała się na planie filmowym z Harveyem Keitelem. Ona była wówczas początkującą aktorką, on zaś od dawna legendą. Podczas gdy czekali na swoje sceny, Keitel mówi do młodszej koleżanki: Hej, poćwiczmy sobie. Zaimprowizujmy coś. Na co Winslet odpowiada natychmiast, bo to przecież Harvey Keitel: Okej! Keitel: Dobra, ja jestem umierającym psem, a ty moją panią. Zanim zaskoczona Kate zdążyła cokolwiek bąknąć, Keitel leży już na podłodze i cicho skamla. Winslet rozgląda się, czy gdzieś obok nie ma ukrytej kamery. Nic z tego. I nikt nie spieszy z pomocą biednej początkującej aktorce. Tymczasem pies Harvey zwija się w śmiertelnym bólu. Dobrze już dobrze, Harvey, piesku… – mówi Kate głaszcząc umierające zwierzę i zastanawiając się, jak mogłaby mu pomóc.
Prawda, że od razu wyobraziliście sobie tę scenę? To teraz wyobraźcie sobie, że jesteście tą nieszczęsną młodą aktorką. Scena zaczęła być prawdziwa, gdy ona w to uwierzyła. Improwizować jest łatwo, pod warunkiem, że sobie na to pozwolisz. Wejdziesz w to całym sobą, zaakceptujesz w pełni. O to właśnie chodzi w aktorstwie: o psychiczny stosunek do tego, co się wokół dzieje. Aktorstwo to wygłupy, ale potraktowane śmiertelnie poważnie.
Podoba mi się, szczególnie ostatnie zdanie :).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję! 😎
PolubieniePolubione przez 1 osoba