Uwielbiam głosy aktorskie. Zwłaszcza męskie, głównie z czystej zazdrości. Gdy słucha się audycji, audiobooków i dubbingu, można się zachwycić. No jak nie zazdrościć głosów Piotrowi Fronczewskiemu, Jerzemu Treli, Robertowi Więckiewiczowi czy Wojciechowi Pszoniakowi? Nie mam pojęcia. Ale wiem, że oni też ćwiczyli swoje głosy.

Na wstępie przepraszam wszystkie panie aktorki – one też mają wspaniałe głosy, wyraźną wymowę i pięknie brzmiące szczególiki. Ale aktorzy-faceci dysponują naprawdę potężnym arsenałem, który potrafi wzburzyć nie tylko damskie dusze, ale wręcz poruszyć każdego. Czy to cud? Może; z głosem pewnie trzeba się urodzić. Ale gdyby aktorzy nie ćwiczyli swoich głosów, mieliby równie liche co wielu zwykłych śmiertelników. A to ćwiczenie wcale nie jest takie trudne. Wystarczy raz na jakiś czas głośno poczytać.
Najlepiej dzieciom. Moje dzieci czytają już same, ale lubią, gdy im się raz na jakiś czas poczyta bajki, zagadki albo po prostu fragment szkolnej lektury. Zdarza mi się to dość często i polecam to każdemu. Ostatnio Emma czytała „Filonka Bezogonka” – słodką szwedzką bajkę o kotku pozbawionym kociego atrybutu. Czytała niestrudzenie przez dwa tygodnie, czasem na głos, a czasem w myślach. Ale ostatnie cztery czy pięć rozdziałów przeczytałem jej sam. W tym czasie ona siedziała przy biurku i rysowała to, co słyszała, co jest sygnałem, że do niej docierało, jakby. A ja miałem znakomite ćwiczenie. Po kilkunastu stronach czytanych na głos można się zmęczyć – pod koniec czytania bywa, że mylą mi się głosy postaci. Ale wychodzi coraz lepiej, wyraźniej, ciekawiej i mnie samego też to wciąga! Trzeba tylko się koncentrować i pamiętać o kilku zasadach:
- Nie napinać mięśni – bo to niepotrzebne, a męczy.
- Patrzeć o wyraz czy dwa dalej, niż się mówi – inaczej język zaczyna się po amatorsku plątać.
- Pamiętać o postaciach i głosach, jakie się im nadało – bez napinki, to powinno być naturalne, by brzmieć naturalnie.
- Ale najważniejsze to właściwy oddech – cały czas głęboko, do samych trzewi. Jeśli się tego nie pilnuje, natychmiast łapie zadyszka, głos siada i cienieje. Oddech to podstawa.
To wszystko razem składa się na impostację głosu, której uczyła mnie w szkole aktorskiej cudna Julia Chmielnik. Samogłoski niosą głos, jego brzmienie i charakter. One wynikają z właściwego zarządzania powietrzem, które w siebie wtłaczasz. Spółgłoski decydują o wyraźnej wymowie. One zależą od właściwego ruchu mięśni twarzy. Zauważyliście, że aktorzy zawsze mają bardzo plastyczną, ruchliwą górną wargę? Myślicie, że się tak urodzili? Skąd. Wyćwiczyli to, dla właściwej impostacji, a zwłaszcza odpowiednich spółgłosek. I każdy może to wyćwiczyć. Dla własnej przyjemności i dla zapewnienia dzieciom prawdziwego świata bajki w domu. Polecam!
Aktorzy, lektorzy i wokaliści to chyba jedyna grupa ludzi, którzy nie krzywią się słysząc swój głos na nagraniu 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To fakt, ludzie słyszą się inaczej niż im się zdaje. Ciekawe, nie? 🙂
PolubieniePolubienie