Jutro mija 35 lat od dnia, w którym John Lennon został zastrzelony pod swoim domem w Nowym Jorku. Dziś wspominam go historią jego kumpla i współpracownika Paula McCartneya.
W dniu zamordowania Johna Lennona miałem 9 miesięcy minus jeden dzień, poza tym żyłem w komunistycznej Warszawie. Siłą rzeczy więc, jeśli chcę uhonorować tego genialnego muzyka w rocznicę jego śmierci, muszę posłużyć się czyjąś opowieścią.
Paul McCartney bardzo przeżył rozpad The Beatles i długo rozpamiętywał schedę po zespole. Był świadomy tego, że cokolwiek zrobi w swojej karierze solowej, nie dosięgnie nawet ułamka legendy Bitli. Cały czas pracował intensywnie: nagrywał i koncertował… i tak jest do dziś. Bardzo długo nie grał jednak utworów sygnowanych duetem Lennon-McCartney, nawet jeśli były to jego własne kompozycje (np. Yesterday). Publiczność oczywiście domagała się tych piosenek i mniej więcej w połowie lat osiemdziesiątych Macca pogodził się wreszcie z tym, że powinien grać je na koncertach. Około roku 1993 spytano go w wywiadzie, czy jest jakiś taki utwór, który wyjątkowo przypomina mu Johna Lennona. Wtedy opowiedział taką historię:
„Takim utworem jest Hey Jude. Gdy skomponowałem ten kawałek, spotkaliśmy się z Johnem w studiu przy Abbey Road. Siadłem przy pianinie, on usiadł obok mnie z gitarą i zaśpiewałem mu moją nową piosenkę. Jest tam taki wers The movement you need is on your shoulder. Gdy doszedłem do tej linijki, zaśpiewałem ją i rzuciłem do Johna:
- To jeszcze zmienię.
John przerwał mi:
- Nie, nie zmienisz.
- Przecież to głupie, kojarzy się z jakąś papugą.
- Stary, to prawdopodobnie najlepszy wers w całej piosence!
Gdy masz za współkompozytora kogoś takiego jak Lennon, słuchasz tego co on mówi. A jeśli mówi, że coś jest dobre, to jest to dobre. Zdarzało nam się kłócić i spierać, ale opinia tego drugiego zawsze była ważna. Więc ten wers został. Dziś, gdy śpiewam The movement you need is on your shoulder, zawsze staje mi przed oczami John Lennon.”
3 uwagi do wpisu “Wspomnienie Johna Lennona”