Jabłka #2

Przypomniała mi się historia o pewnych dwóch słynnych firmach i ich nazwach. Uznałem, że jest warta opowiedzenia. Wiem o niej z wielu różnych źródeł, które czytałem i oglądałem na przestrzeni parunastu lat. Dlatego pewnie nie jest stuprocentowo wierna prawdzie. Możliwe nawet, że część pochodzi całkiem z mojej głowy.

apple

W poprzednim odcinku opowiedziałem o założeniu firmy Apple Corps Ltd. przez Richarda Starkeya, George’a Harrisona, Johna Winstona Lennona i Jamesa Paula McCartneya, znanych lepiej jako The Beatles. 

Kilka lat później i pół świata dalej, bo w Kalifornii, żył niejaki Steve Jobs, chłopak znany przede wszystkim z zaraźliwego entuzjazmu. Jego kumpel i imiennik Steve Wozniak stworzył innowacyjny projekt komputera, w który jednak nie uwierzył nikt poza entuzjastycznym Jobsem. To właśnie on doprowadził do utworzenia firmy produkującej nowe sprzęty, których przydatności w tamtym czasie nie widział nikt – komputery. Nazwa tej firmy została przyjęta w podobny sposób co przedsiębiorstwo Beatlesów. Jobs i paru znajomków dyskutowało nad nazwą. Przypomniano sobie, że podczas imprez w kampusie jedyne, co było do jedzenia, to jabłka, których w Kalifornii było pełno. Ktoś rzucił: ej, a może Jabłko? Ktoś inny naszkicował wielokolorowy owoc, a Jobs „odciął” z niego kawałek na kształt ugryzienia, bo stwierdził, że pierwotnie wyglądało to za grzecznie. Tak powstała spółka Apple Computer Inc.

Kiedy na początku lat osiemdziesiątych komputery Apple I, Apple II i przede wszystkim Macintosh zaczęły się doskonale sprzedawać, do firmy Apple z Kalifornii zapukała kancelaria prawna firmy Apple z Londynu. Nie wiem jak wyglądała ugoda między tymi dwiema firmami, ani ile ona kosztowała kogokolwiek, jeśli kosztowała. W każdym razie dogadano się, że oba przedsiębiorstwa będą sobie nadal działać pod swoimi markami, pod warunkiem, że Apple z Anglii nie zajmie się nigdy produkowaniem urządzeń elektronicznych, zaś Apple z USA nie zajmie się nigdy wydawaniem i sprzedawaniem wydawnictw muzycznych.

Ta ugoda działała sobie w najlepsze przez dwadzieścia lat. Ale w 2001 roku Steve Jobs – który w międzyczasie zdążył zostać usunięty z firmy i triumfalnie do niej wrócić – wymyślił odtwarzacz plików muzycznych, nazwany iPod. Sam odtwarzacz był sprzętem elektronicznym, więc nie naruszał umowy z Beatlesami, ale Jobs wpadł na pomysł zarządzania nim poprzez autorskie oprogramowanie. W swoim biznesowym geniuszu uznał, że iPod powinien być sterowany nie dowolną aplikacją, ale stworzonym przez Apple programem iTunes, który jednocześnie byłby biblioteką muzyczną, a skoro biblioteką, to czemu nie także wydawnictwem? W ten sposób na nowo rozpoczął się dawno zażegnany konflikt. Apple rozwijało iTunesa i iPoda, ale przez lata nie miało w bibliotece utworów Beatlesów. W 2007 roku wprowadzono telefon iPhone, który pierwotnie miał być tylko rozszerzeniem iPoda (Apple bało się, że z powodu rozwoju telefonów komórkowych w multimedialne urządzenia ludzie zrezygnują z kupowania iPodów). Nie dało się już cofnąć historii. Firmie Apple z Kalifornii zależało na ponownym dogadaniu się z Apple z Londynu. A ci drudzy także mieli w tym interes, bo iTunes rozwinął się tak, że nie sprzedając w nim swojej muzyki po prostu tracili niezły kawałek biznesu. To musiało się więc stać, ale stało się dopiero w 2010 roku: Beatlesi powrócili do iTunesa. Podobno renegocjacja ugody kosztowała firmę z Kalifornii jakieś 40 milionów dolarów. Na biednego nie trafiło, w dodatku można założyć, że te pieniądze trafiły do kultury.

A propos: o historii komputerowego Apple opowiada całkiem niezły film „Jobs” z Ashtonem Kutcherem. Widziałem go tuż po premierze jakieś dwa-trzy lata temu. Miła historia o wyjątkowym człowieku i przede wszystkim klasyczna amerykańska story of success – lubię takie historie. Mimo że brakowało tam choćby słowa o opowieści, którą tu przytoczyłem. A także o przygodzie Jobsa z wytwórnią filmów animowanych Pixar, bo to kolejna branża, którą ten gość zmienił na zawsze. I jest jeszcze jedna sprawa. W listopadzie ukaże się nowy film pod odkrywczym tytułem „steve jobs”, w którym rolę szefa Apple gra Michael Fassbender. Wygląda to na totalną krytykę, coś zupełnie przeciwnego do tamtego filmu. Ciekawość.

Reklama

2 uwagi do wpisu “Jabłka #2

  1. Pierwszego filmu niestety jeszcze nie widziałam, choć przecież to nic straconego, bo zawsze jeszcze mogę obejrzeć, zwłaszcza po takiej intrygującej zachęcie 🙂
    Ale na ten z Michaelem Fassbenderem pójdę na pewno, bo to mój ulubiony aktor. Czyli mam już dwa punkty programu kulturalnego do zaliczenia – dzięki Tobie 🙂

    Polubione przez 1 osoba

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s