Przypomniała mi się historia o pewnych dwóch słynnych firmach i ich nazwach. Uznałem, że jest warta opowiedzenia. Wiem o niej z wielu różnych źródeł, które czytałem i oglądałem na przestrzeni parunastu lat. Dlatego pewnie nie jest stuprocentowo wierna prawdzie. Możliwe nawet, że część pochodzi całkiem z mojej głowy.
Kiedy zespół The Beatles w 1965 roku zdobywał Amerykę, genialny menadżer Brian Epstein kombinował, jak on i chłopaki mogą na ich fenomenie zarobić więcej pieniędzy, a przede wszystkim jak mieć większą kontrolę nad wydawnictwami zespołu. Zdarzało się bowiem, że poza granicami Anglii wychodziły płyty Beatlesów z innymi tytułami, z innymi okładkami, a nawet utworami przemieszanymi z innych płyt czy singli (w tamtym czasie wydawano autonomiczne single, z których piosenki nie pojawiały się na płytach długogrających).
Tu muszę wtrącić słówko o Brianie Epsteinie. Ten świetny biznesmen, Żyd, bywa nazywany piątym beatlesem (na zmianę z ich realizatorem, sir George’em Martinem), bo gdyby nie on, prawdopodobnie nie znalibyśmy tego zespołu. To on wypatrzył ich w klubie Cavern w Liverpoolu, on ich stamtąd wyciągnął i opracował im ugrzeczniony wizerunek, który świat kupił. Był też gejem potajemnie zakochanym w Johnie Lennonie. Podobno Brian spełnił tę miłość, kiedy razem, tylko we dwóch, wyjechali na kilkudniowe wakacje w Barcelonie w 1963 roku. Czy to prawda, nie wiadomo – Epstein nie wyjaśni, bo umarł w sierpniu 1967 w wyniku przedawkowania leków (możliwe, że zamierzonego). Lennon nie wyjaśni, bo w grudniu 1980 zastrzelił go Mark David Chapman, dziś głęboko wierzący chrześcijanin odsiadujący dożywocie gdzieś w USA. Prawdopodobne jednak, że historia romansu z Epsteinem jest tylko jednym z wielu mitów dotyczących Lennona, których on świadomie nie rozwiewał.
Ale jesteśmy w połowie lat sześćdziesiątych, Amerykę ogarnęła beatlemania, podobnie jak resztę świata. Epstein kombinuje nad utworzeniem firmy, która rządziłaby dorobkiem i majątkiem Beatlesów, i była zarządzana przez nich samych. Ten plan udało się sfinalizować już po jego śmierci, gdy okazało się, że zespół zarobił przez kilka miesięcy mnóstwo kasy. Ktoś powiedział im: panowie, możemy oddać te pieniądze fiskusowi, albo coś z nimi zrobić. Podczas zebrania członków zespołu i bliskich pracowników myślano nad nazwą dla firmy. Podobno McCartney rzucił: „Hej, wymyślmy coś kompletnie bezsensownego, powiedzmy Jabłko.” Czy wiedzieli, że „jabłko” po japońsku brzmi „ringo”, czyli tak jak ksywa beatlesowskiego perkusisty? W wywiadzie przeprowadzonym kilka lat później zapytano o to Johna Lennona i twierdził, że nie wiedzieli. Dodam, że Lennon nie kręcił wtedy jeszcze z japońsko-amerykańską artystką Yoko Ono. Tak czy inaczej, wszystkim spodobała się ta nazwa i założono firmę Apple Corps Ltd., która sama w sobie jest spektakularnym ciągiem porażek i sukcesów biznesowych.
Kilka lat później i pół świata dalej, bo w Kalifornii, żył niejaki Steve Jobs…
Ciąg dalszy nastąpi!
Ale numer 😉
W czasach dzieciństwa ganiałam na filmy z Beatelsami, wydawałam każdy grosz na bilety, norrrmalnie szał 😉 Oczywiście, znałam każdą kwestię wypowiedzianą na ekranie 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Super! Uwielbiam wszystkie filmy Bitli, zwłaszcza „Help” chyba. To w ogóle niesamowita historia. Dzisiaj wydaje się płyty raz na 3-4 lata a filmy od wielkiego dzwonu, a oni wydawali płytę 2x w roku plus kilka singli zupełnie niezależnych od płyt. A na dodatek zrealizowali chyba cztery filmy. Wszystko w ciągu siedmiu lat. Zawsze mnie to powalało. A najbardziej to, dlaczego to robili: po prostu mieli świadomość, że ich czas za chwilę może się skończyć, tak jak wielu gwiazdek, na które szał przeminął. Bitelsi!! 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Help był moim ulubionym filmem 🙂 Byłam na nim chyba 7 razy, tak mi się wydaje. I zawsze mnie śmieszył 🙂 Mój kuzyn miał kilka płyt Bitelsów.. sie_słuchało, sie_śpiewało… 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Genialna historia 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To jakieś pół całej! 😀
PolubieniePolubienie