Zaskakujący spektakl. Spodziewałem się farsy o Warszawie, a zobaczyłem międzypokoleniową opowieść trzech kobiet mierzących się ze współczesną rzeczywistością.
Na koniec „Wakacji z teatrami” opiszę spektakl, który widziałem w ramach cyklu plenerowych przedstawień Polonii i Och-Teatru. Jakby dla skomplikowania widzom życia, „Lament na placu Konstytucji” nie był wystawiany na placu Konstytucji (tam gdzie wiele innych plenerowych spektakli), lecz na Grójeckiej, przed Och-Teatrem. To równie mało teatralne miejsce jak wyżej wspomniany plac – w odbiorze sztuki przeszkadza ciągły ruch samochodów i autobusów, a niektóre kwestie przerywa nawet wycie karetek. Zabawne obserwować aktorów, którym takie sytuacje przeszkadzają grać. Przecież muszą jakoś „ograć” tę karetkę, nie mogą udawać, że jej nie ma. Tomasz Kot mówi, że tylko tchórzliwy aktor da się rozwalić przez taką sytuację, podając jako przykład latającą po scenie muchę.
„Lament na placu Konstytucji” to spektakl zaskakujący. Po tytule spodziewałbym się energicznej farsy z Warszawą w tle. Tymczasem to międzypokoleniowa opowieść o problemach, z jakimi na co dzień spotykają się dzisiejsze kobiety. Albo szerzej – o problemach dzisiejszego społeczeństwa oczami trzech kobiet: babci, matki i córki. Po kolei opowiada każda z nich, od najmłodszej do najstarszej.
Córka Ania (Małgorzata Zawadzka) uwielbia babcię i nie cierpi matki. Domyślam się, że to chwilowy dysonans między dojrzałą kobietą a jej dorastającą córką. Matka nic nie rozumie, to jasne. W społeczności Ani najważniejsze jest posiadanie modnych spodni i jako takiego samochodu. Żeby je mieć, Ania nie zawaha się chyba przed niczym. Małgorzata Zawadzka zagrała tę postać z biglem. Pozytywna energia Ani udziela się publice, a jej działania, choć bulwersujące, są odbierane z uśmiechem. Podoba mi się taka przekora!
Potem na scenę wchodzi matka. To dramatyczna postać, niepogodzona z życiem, bo też życie jej nie rozpieszcza. Traci pracę po wielu latach, gdy nie zdążyła się jeszcze przestawić z komunistycznego podejścia „praca na całe życie” na współczesny tryb „całe życie na pracę”. I nie może znaleźć nowej. Mąż ją zdradza. Ma drobne marzenia, które okazują się niemożliwe do spełnienia. No i z córką dogadać się nie może. Katarzyna Maternowska zagrała tę postać przekonująco, ale niezbyt sympatycznie. Choć prawdopodobnie o to chodzi. Ciekaw jestem, jak wypada ta rola w wykonaniu Marii Seweryn, która gra ją na zmianę z Maternowską.
Potem scenę zajmuje babcia (świetna Barbara Wrzesińska). To najsympatyczniejsza i, jak okazuje się pod koniec, najbardziej dramatyczna bohaterka. Babcia ma swoje problemy, żyje przeszłością, ale sprawia wrażenie o wiele lepiej pogodzonej ze światem. Barbara Wrzesińska do samego końca buduje tę postać tak, że nie można jej nie lubić. Co powoduje, że puenta jest tym bardziej wstrząsająca.
Różnice w postrzeganiu świata, odmienne priorytety i doświadczenia postaci czynią tę opowieść zabawną, ale im dalej w las, tym mniej jest śmiechu. Córka zdobywa świat na swój sposób, rozumiejąc szczęście jako stan posiadania i dochodzi do tego szczęścia najgorszą możliwą drogą. Matka jest zdesperowana brakiem pracy i rozwalającym się małżeństwem, którego trzyma się prawdopodobnie tylko dlatego, że nie ma czegoś lepszego. Tylko babcia zdaje się być szczęśliwa, ale to szczęście raczej wynika z naiwności. Naprawdę żyjemy w nieszczęściu? Czy nie ma w dzisiejszej Polsce ani jednej społeczności, która żyje w pełni i jest szczęśliwa? Taka negatywna myśl płynie z tej sztuki. Czy się z tym zgadzasz, czy nie, warto ten spektakl obejrzeć choćby po to, by podjąć dyskusję.
Lubię spektakle, które opierają się na tekście. Refleksyjne, wciągające, choć wymagające nieco koncentracji. Ponieważ „Lament na placu Konstytucji” jest tego rodzaju sztuką, sporo traci w tej otwartej scenerii. To sztuka intymna, mało widowiskowa, skupiona na słowie, dlatego zdecydowanie lepiej zrobiłoby jej zacisze kameralnej sceny – wówczas subtelne myśli, które wypowiadają kolejne postacie i interakcje tych myśli byłyby lepiej odbierane przez publiczność. To jednak nie znaczy, że nie podoba mi się idea wystawiania poważnych spektakli na dworze, dla każdego, za darmo. Dla niektórych to może być jedyny kontakt z teatrem, a w każdym razie może do tego kontaktu zachęcić. Tłumy na każdym przedstawieniu plenerowym, na którym byłem, dowodzą, że publiczność pozytywnie odbiera tę formułę. Czekam na kolejne spektakle za rok!
Lament na placu Konstytucji – wg „Lamentu” Krzysztofa Bizio
Adaptacja i opieka artystyczna: Krystyna Janda
Występują: Barbara Wrzesińska, Katarzyna Maternowska, Małgorzata Zawadzka