Uwaga, ten tekst może być uważany za niesmaczny. Mimo że nie ma w nim rozkładu mięsa, pokracznych określeń narządów wydalniczo-płciowych, ani nawet jednego bluzgu!
Kilka miesięcy temu przeczytałem świetną książkę, w której egoizm gra główną rolę. „On wrócił” Timura Vermesa to wyimaginowana, śmieszna i przerażająca historia o Adolfie Hitlerze. Tak, nie pomyliłem się, o wodzu Trzeciej Rzeszy. Oto Hitler budzi się w Berlinie 2011 roku i jakby nigdy nic zaczyna odbudowywać swoją fuhrerowską pozycję. Orientuje się, że telewizja da mu całkiem realną szansę: istnieje mnóstwo talk-shows, które z otwartymi rękami przyjmą „komedianta” toczka w toczkę podobnego do Hitlera, który powtarza jego herezje z tak śmiertelną powagą, że nawet mu powieka nie drgnie. Wszyscy traktują to jako dobrą zabawę „ku przestrodze”, ale z dnia na dzień coraz więcej ludzi zaczyna traktować jego teksty o panoszącym się żydostwie i potrzebie zwycięstwa nad światem poważnie. Przyznam, że sam dałem się nabrać. Traktowałem to jak niesmaczny, ale jednak dowcip. I sam nie poczułem, kiedy sytuacja zaczęła być naprawdę groźna. Na szczęście tylko w książce, ale ta historia uświadamia, jak niebezpieczna może być niekontrolowana erupcja chorej miłości własnej.
Wbrew małodusznym przypuszczeniom Führer nie zawsze musi znać właściwą odpowiedź natychmiast, musi ją tylko mieć na podorędziu we właściwym momencie, w tym wypadku, powiedzmy, tak, by zdążyć do wybuchu następnej wojny.
Ta książka tak naprawdę mówi o tym, że wokół nas szerzy się megalomania. Jeśli ktokolwiek coś publicznie mówi albo pisze, to rzadko kiedy o czym innym niż o sobie. Na przykład ja, na przykład teraz. Każdy bloger jest egoistą, bo wyrzucanie z siebie czegokolwiek i wypuszczanie tego na świat, żeby to inni czytali, ma w sobie coś z miłości własnej. A nawet z lekarstwa na małą duszę, na wewnętrzną niepewność. Aktorstwo tę pewność daje, pisałem tu o tym już wielokrotnie. Nie ma co ukrywać, pewnie właśnie dlatego piszę tego bloga – dla czystych egoistycznych, megalomańskich powodów. Budowania własnego ego i przezwyciężania kompleksów. Oczywiście mój cel jest inny niż pana z wąsikiem z książki Timura Vermesa. I to jest klucz. Problem w tym, że w dzisiejszym społeczeństwie nie za bardzo odróżniamy już dobro od zła. A może nie wyczuwamy intencji? Wszystko dlatego, że nie ma autorytetów. Nie ma już ludzi, których naprawdę się słuchamy, bo szanujemy ich za wiedzę i doświadczenie. Nie chciałbym wchodzić w dysputy o celebrytach, bo po co to komu, ale skoro ja mogę być dla innych przykładem, to co dopiero młodociane gwiazdy jutuba, które oglądają jakieś niezliczone tabuny?
– No to mamy: Adolf kropka Hitler zajęty – powiedziała. – Adolfhitler razem też i Adolf podkreska Hitler tak samo.
– Jak to, podkreska? Co za podkreska? – dopytywałem się – Jeśli już, to nadkreska!
Ale przecież nie ma w tym nic złego. Można czytać, oglądać i słuchać kogo się chce, poważać kogo się chce i zlewać kogokolwiek. Wschodzące gwiazdki można traktować jak wyrocznie, a można być krytycznym i uważniej dobierać autorytety. Ja na przykład podziwiam zawodowych aktorów i z rozdziawioną gębą słucham, gdy opowiadają genialne anegdoty z sobą w roli głównej. Czy mi przeszkadza, że mają tak rozdęte ego? Raczej mnie to fascynuje. Bo może po prostu nie da się wykonywać tego zawodu, jeśli się nie jest choć odrobinę zakochanym w sobie?
Pod koniec wojny najwartościowsze elementy narodu giną ofiarnie na froncie, a na miejscu pozostaje tylko wybrakowany, przeciętny i pośledni towar (…) Zanotowałem więc sumiennie: „Następna wojna: na początek pośledni!”.
Cytaty pochodzą z: „On wrócił”, Timur Vermes, 2012
Chyba jeśli nasi rodzice nie przekazali nam odpowiednich wartości podczas wychowania ( a teraz w dobie „wiecznego nie mam czasu” coraz częściej tak się zdarza) to nie będziemy w stanie odróżnić autorytetu od AUTORYTETU.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Racja. Zdaję sobie z tego sprawę, ale najtrudniej jest wcielić w życie zasadę, że dzieciaki potrzebują mojej uwagi.
PolubieniePolubienie
A nie myślisz, że ego jest właśnie ostateczną i jednocześnie największą przeszkodą w byciu autentycznym (także artystyczne)? Kilka miesięcy temu cytowałeś list kolegi, który pisał, że dzięki Tobie „jaja mu urosły, a ego zmalało” (czy jakoś tak). Wydaje mi się, że to jest bardzo trafne stwierdzenie. Rozbudowując swoje ego tworzysz sztuczną nadbudowę wokół swojej osobowości – zawsze udajesz coś/kogoś. Czy to dobrze w przypadku aktora? Czy można dobrze udawać udawanie?
PolubieniePolubienie
Możliwe, że to przeszkoda. Mam jednak wrażenie, że nie można być aktorem nie będąc troszkę egocentrykiem. Ale można też przegiąć i się wdzięczyć na scenie/w filmie, co widać na maksa. To jest chyba to samo, co nazywasz udawaniem udawania. Fajne! 🙂
PolubieniePolubienie
Chcesz powiedzieć, że egocentryk to jeszcze w porządku, ale narcyza to już za dużo?:)
PolubieniePolubienie
Właśnie coś w tym stylu. Nie – dokładnie to. Nie ująłbym tego lepiej 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba