Z okazji wakacji postanowiłem przypomnieć sobie najważniejsze rzeczy, których nauczyłem się w szkole aktorskiej. Składniki, które razem tworzą aktora i przy okazji bardzo pozytywnie wpływają na codzienne życie.
Technika psychiczna to najciekawszy element aktorstwa. Z niej biorą się wszystkie legendy o Danielu Day Lewisie, wspomnianym wcześniej DeNiro czy innych amerykańskich tuzach aktorstwa. Ale nie z USA pochodzi ta technika. Stworzył ją Rosjanin, o którym wspominałem już tutaj mnóstwo razy: Konstanty Stanisławski. Opracował on metodę nauki aktorstwa opartą na obserwacji działania człowieka. Zrozumiał, że teatr powinien być odzwierciedleniem naturalnego życia ludzkiego, dlatego nauka aktorstwa powinna się maksymalnie opierać na obserwowaniu zachowań ludzi i odtwarzaniu ich w wiarygodny sposób. Stanisławski dokonał prostej obserwacji, że aktor przecież JEST człowiekiem i jego osobiste doświadczenia będą najlepszą podpowiedzią dla naturalnej gry. Nazwał ten sposób grania przeżywaniem aktora-człowieka, równoległym do przeżyć postaci. Rozwinął teorie rodzącej się w jego czasach nowej gałęzi medycyny: psychiatrii. Zgodził się, że istotne zachowania człowieka, czyli te które wynikają z przeżyć emocjonalnych (a o takich mówi teatr), są podświadome i nie da się ich kontrolować. Zauważył jednak, że świadomym działaniem można na tę podświadomość wpłynąć. Na przykład jeśli przypomnisz sobie dokładnie, co przeżywałeś, gdy rzuciła cię dziewczyna, wiarygodnie zagrasz porzuconego faceta, bo wyzwolisz w sobie podświadome reakcje. Albo jeśli przez miesiąc będziesz siedzieć zamknięty w ciemnej celi, wykształcisz w sobie pierwotne instynkty, strach i napięcie – wówczas stworzona przez ciebie postać samotnego rozbitka na bezludnej wyspie wyjdzie przekonująco. Teorie Stanisławskiego zostały wcielone w życie przez jego uczniów, którzy wyemigrowali do USA, a tu studiowali je najwięksi aktorzy amerykańscy, tacy jak Marlon Brando, słynni właśnie z całkowitego wsiąkania w postać.
Krótko mówiąc, technika psychiczna to wejście całym sobą w przeżycia postaci, po to, by samemu stać się postacią. Aktor udający postać nigdy nie będzie na tyle wiarygodny, by stworzyć rolę ponadczasową. Dopiero postać wychodząca z wnętrza aktora jest postacią wielką. Więcej o tym, jak wielcy aktorzy wchodzili w swe wielkie postacie, znajdziesz tutaj: Aktorstwo – więcej niż pasja.
CDN
Osobiście tylko mogę dodać, że trzeba mieć wspaniałego nauczyciela, który nauczy tej emocjonalnej techniki i jednocześnie umiejętności szybkiego wychodzenia z niej, inaczej może stać się niebezpieczna…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Byłem niedawno na spotkaniu z panem Marianem Dziędzielem. Na podobne pytanie odpowiedział (nie cytuję, podaję samą myśl): oddzielenie postaci od siebie to też jest kwestia techniki. Można się tego nauczyć. Fascynujące, nie?
PolubieniePolubienie
Jak dobrze ze wyleczyłam sie z aktorstwa:p
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ę? Dlaczego?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Znajdę chwilkę to napisze dokładnie:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Poproszę link 😊
PolubieniePolubienie
Jak miałam płakać na scenie to sobie wyobrażałam, że Babcia mi umiera 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O rany! Tak, chodzi właśnie o przypominanie sobie wydarzeń z życia osobistego. Przeżywasz tak, jak przeżywałaby postać, gdyby była człowiekiem z krwi i kości i czego tam jeszcze. 😀
PolubieniePolubienie