
Zdążyłem się już przyzwyczaić, że Teatr Mazowiecki gwarantuje dobrą zabawę i równie dobrą refleksję. Mam wrażenie, że ktoś dobiera tu repertuar zupełnie bezkompromisowo, jakby nie oglądając się na gusta tłumów. Mimo to regularnie zapełniają salę przy Elektoralnej. Może dlatego, że to niewielka sala, ale raczej dlatego, że tu jest tak niesamowity klimat. Intymny, refleksyjny, a jednocześnie zupełnie na luzie, bez filharmonijnego piedestału czy zadęcia niektórych teatrów. Mazowiecki Instytut Kultury, w którym działa scena Mazowieckiego, jest umieszczony w cieniu rosnących jak grzyby po deszczu warszawskich drapaczy chmur. A jednak ulica Elektoralna jest niemal zapomniana. Miasto tętni w tych okolicach biznesem/zakupami/hipsterką, a w tę cichą uliczkę nie wchodzi nikt. To taka Pokątna* warszawskiego centrum. Uwielbiam tu bywać. Z tym pozytywnym nastawieniem wybrałem się na początku czerwca na spektakl „Wdowy/Na pełnym morzu”. Wyszedłem w jeszcze lepszym humorze.
Dobrze się dzieje w polskim teatrze. Przedstawienie, złożone z dwóch jednoaktówek Mrożka, reżyseruje tutaj 24-latek, który już zdążył namieszać w teatralnej społeczności. Beniamin Maria Bukowski jest poetą, dramaturgiem, reżyserem i znawcą teatru. Otrzymał liczne wyróżnienia poetyckie, a także nagrodę literacką za dramat „Niesamowici bracia Limbourg”, w którym surowo ocenia kondycję dzisiejszego społeczeństwa ustami trzech średniowiecznych ikonografów (książka jest oficjalnie dostępna tutaj). To naprawdę frapująca rzecz. Mnóstwo nawiązań do historii sztuki, teatru i ludzkości, no i ten rewelacyjny pomysł na dwie przeplatające się rzeczywistości: piętnastowieczną i współczesną. Ja w każdym razie czegoś takiego nigdy nie czytałem.
Jak poradził sobie Bukowski z Mrożkiem? Moim zdaniem znakomicie, z bardzo prostej przyczyny: nie przekombinował. Mrożek to materiał genialny sam w sobie. W Mazowieckim odegrano go rzetelnie, dodając tylko ciut pomysłowej scenografii i innowacyjnych funkcji aktorów (nie zdziwcie się, że widownia jest zamknięta aż do samej minuty rozpoczęcia spektaklu – to celowe!). Większość elementów scenografii jest do bólu realistyczna i to wcale nie świadczy o braku wyobraźni. Tekst Mrożka jest sam w sobie tak absurdalny, a jednocześnie osadzony w całkiem zwykłym życiu, że po prostu kombinowanie z peryferiami skończyłoby się przesytem. A tak możemy się spokojnie skupić na aktorach, czyli na człowieku, czyli na treści spektaklu. A konkretnie: na ludzkim okrucieństwie, głupocie i złu, przedstawionych jednocześnie z uśmiechem i dystansem.
CZĘŚĆ PIERWSZA – WDOWY
Kawiarnia, dwa stoliki, jakieś wrota jakby do innej rzeczywistości. Spotykają się dwie kobiety, między którymi natychmiast zawiązuje się negatywne napięcie. Spojrzenia typu „kto to jest i co ona tu robi?!” są bardzo wiarygodne. Między tymi paniami przebiega sieć złych fluidów, potem jednak zaczynają odnajdywać w sobie pokrewną duszę. Ba, to jest niemal jedna dusza podzielona na dwoje! Rozmowa tych dusz jest cudownie prawdziwa i jednocześnie bezsensowna. Obie wspominają swoich mężów, którzy odeszli w zaskakująco podobnych okolicznościach. I właśnie w momencie, gdy docierają do sedna tych okoliczności, pojawia się jeszcze ktoś…
CZĘŚĆ DRUGA – NA PEŁNYM MORZU
Niewielka scenka, wokół nas szum morza. Sytuacja jest bardzo prosta: trzy osoby na bezludnej wyspie podejmują decyzję, kogo trzeba będzie zjeść. To decyzja polityczna! Zaczyna się formowanie koalicji, przepychanki o stanowiska, przekupstwo. Kto będzie silniejszy, a kto mądrzejszy? Co jeszcze się wydarzy i kiedy będą wreszcie na tyle głodni, by rzucić się na siebie z pięściami albo kamieniami? To jest mistrzowska satyra na ludzką bezczynność, głupotę, prawa rządzące społecznościami. Zgadnijcie: jeśli jest troje – jeden mężczyzna i dwie kobiety – to kto zostanie zjedzony?
Jest tu mnóstwo dobrego aktorstwa. Mateusz Olszewski – bodaj najmłodszy z występujących artystów – ma znakomite rozpoczęcie i kilka dobrych wejść, zwłaszcza w pierwszej części, w której nie mówi ani jednego słowa (!). Aleksandra Krzaklewska jest świetna, głównie dlatego, że gra nie grając – niby tylko jest, ale jak intensywnie! Mimo to jednak spektakl jest aktorsko nierówny z powodu Katarzyny Wajdy. Ma ona wiele dobrych scen, ale w całości gra z ogromną przesadą. To koturnowe granie jest jakoś uzasadnione w drugiej części, gdzie jej postać jest arystokratką, ale we „Wdowach” nie powinna w ogóle różnić się od drugiej wdowy, granej przez Krzaklewską. To mi przeszkadzało tym bardziej, że Wajda ma zdaje się najwięcej kwestii.
Myślałem także, że obie części spektaklu zostaną bardziej pracowicie połączone – w gruncie rzeczy nie są połączone wcale. Po prostu kończy się jedna część, widzowie wychodzą na przerwę, dekoracja jest zmieniana i drugi akt jest odrębną historią. Obie partie łączą tylko osoby aktorów. Nie krytykowałbym tego, bo przecież nic nie stoi na przeszkodzie, gdyby nie to, że program Mazowieckiego zapowiada, że jest tu jakiś pomysł na połączenie. Owszem, niektóre ogólnoludzkie wnioski, jakie można wyciągnąć z zachowania postaci, mogą być interpretowane jako punkty styczne. To jednak myślenie na siłę – tak naprawdę nic nie łączy dwóch części spektaklu.
…no i co z tego? Za cenę jednego biletu dostajemy dwa spektakle, w którym jest dobry tekst, dobry klimat i dobre granie aktorskie. Czyli to, co składa się na dobry teatr.
Wdowy / Na pełnym morzu – Sławomir Mrożek
Teatr Mazowiecki, spektakl gościnny
Reżyseria: Beniamin Bukowski
Obsada: Aleksandra Krzaklewska, Katarzyna Wajda, Mateusz Olszewski
* Pamiętacie z Harry’ego Pottera?
Cykl Wakacje z teatrami, który wymyśliłem, ma za zadanie umilać Wam życie podczas trudów urlopowych i zachęcać do odwiedzania teatrów, gdy tylko wrócicie z rubieży.
Moze jak bede nastepnym razem w Polsce to pojde z kims do Teatru po 40 letnim nie byciem tam.
Boje sie przejazdu autobusem z powrotem = takim poznym to czesta nie jada ci co byli w teatrze….
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Można przejść z buta. Uwielbiam nocne spacery po Warszawie, jako tzw. kawaler uprawiałem je regularnie.
PolubieniePolubienie