Wakacje z teatrami: „Iwona księżniczka z Burbona”, Teatr Powszechny

„Iwona księżniczka z Burbona” Magdy Fertacz to sztuka oczywiście nawiązująca do Gombrowiczowskiej „Iwony, księżniczki Burgunda”. Tu Iwona jest współczesną młodą dziewczyną z alkoholowej rodziny, skazaną na wykluczenie z powodu brzydoty, braku przebojowości i przede wszystkim biedy. Autorka sprytnie przeniosła do współczesności pomysł nieprzystającej do otoczenia postaci, która nieświadomie wbija kij w mrowisko zadowolonych z siebie ludzi z „wyższych sfer”. Jak to wygląda w spektaklu Leny Frankiewicz? Mimo przeładowania środkami – całkiem nieźle.

U Gombrowicza sytuacja z pojawiającą się ni stąd ni zowąd tajemniczą dziewczyną jest przede wszystkim satyrą na magnaterię, symbolizowaną przez króla, jego małżonkę i rozpieszczonego syna. U Magdy Fertacz zastępuje ich mieszczańska rodzina, której dążenia są co najmniej królewskie i autorka wyśmiewa to bezlitośnie. To rodzina z wybujałymi ambicjami, gdzie dzieci posyłane do prywatnych szkół, bo rodzice są przekonani o wyższości ich programu nauczania. To rodzina, w której jedynym fundamentem moralnym jest forsa. W takiej rodzinie wychowują się dzieci nie tyle o wybujałych ambicjach, co po prostu bezkrytyczne i zblazowane. Taki właśnie jest syn (zwany tu naszym synkiem synusiem), który poznaje na koloniach ubogą i brzydką dziewczynę. Trudno powiedzieć, co go w niej fascynuje bardziej – to, że jest inna niż on, czy to, że jest łatwym celem żartów. Taka para w dzisiejszej Polsce naprawdę mogłaby istnieć. Podobnie jak synusia przyjaciele: seksowna dresiara-bulimiczka Lola (Julia Wyszyńska) i przebojowy hiphopowiec (Piotr Ligenza). Oni i synuś bawią się Iwoną w sposób okrutny: robią zakłady, kto bardziej przegnie pałę w zbliżeniu się do niej. Byłem zszokowany, ale wydaje się, że takie zachowanie dzieciaków jest prawdopodobne. I ta sytuacja przechodzi w najbardziej wzruszającą scenę całego spektaklu: synuś leci w ślinę z ohydną Iwoną. Robi to, bo nie chce przegrać czelendża, ale wtedy zachodzi między nimi romantyczne połączenie. Po prostu się całują! Przyjaciele są zbulwersowani i każą im przestać. Jak to, całują się na serio? Przecież to miało być wyzwanie! Ta scena zapadła w mojej pamięci – świetnie napisana, precyzyjnie zagrana i poruszająca.

Jest tu sporo całkiem dobrego aktorstwa. Karolina Adamczyk gra Iwonę ascetycznie, skromnie i chyba inaczej niż grałaby ją, gdyby to był wierny tekst Gombrowicza – to bardziej zwykła, cicha, biedna dziewczyna niż tajemnicze dziwadło. Dresiara Lola jest absolutnym przeciwieństwem Iwony: wypacykowana, z przedłużanymi włosami, przegięta do granic możliwości. To najlepsza postać spektaklu. Wyszyńska doskonale dopracowała psychologię tej postaci – ta dziewczyna jest głośna i narzucająca się, bo kreuje ją jej otoczenie. Jej entuzjastyczne okrzyki, seksualna energia oraz bulimia na pokaz są obliczone na efekt. Wydaje mi się to bardzo prawdziwe. Zaś jej kwestie to najlepsza Masłowska – dyskretnie prześmiewcze, esencjonalne. Podobali mi się też rodzice (Eliza Borowska i Michał Sitarski): potraktowani mocno satyrycznie, sypiący tekstami na koturnach i ujeżdżający wyobrażone konie. To wszystko jest czystą nabijką, przy tym inteligentną i wciągającą.

Problem w tym, że aby zwrócić uwagę na treść wewnętrzną w tych postaciach, trzeba pominąć setki innych wrażeń. Wokół sceny, wzdłuż trzech ścian, zwisają z sufitu huśtawki dla publiczności. Fajnie, ale dyndający widzowie przeszkadzają innym w odbiorze spektaklu, nie mówiąc o tym, że niektóre huśtawki bezczelnie skrzypią. Do tego dochodzą migające bez przerwy ekrany, biegająca grupka dzieci grających tu gimbazo-duchów, a także mnóstwo przedziwnych dźwięków pochodzących zewsząd. Rozumiem, że do przeładowania treściami jesteśmy przyzwyczajeni, zwłaszcza w dużym mieście. Ale czy naprawdę teatr musi to powtarzać? Przychodząc na spektakl, chciałbym się wyciszyć, poza tym to przeszkadza w odbiorze ważnych treści, których w „Iwonie, księżniczce z Burbona” nie brakuje. Ta klęska urodzaju była może pomysłem na pozyskanie uwagi młodego widza, ale w takim razie jest to zagrywka pod publiczkę, obliczona nie na odbiór sztuki, lecz na zajebistość.

Podobała mi się za to koncepcja połączenia przestrzeni scenicznej z widownią. W sali kameralnej teatru wysypany jest czarny żwir (jak się okazało gumowy), tu i ówdzie rozrzucone są skrzynki na butelki, przeznaczone do siedzenia dla widzów, którzy nie zdecydowali się na huśtawki. W środku stoi podest, który służy w przedstawieniu za stół, łóżko i inne przestrzenie. Wyczuwam w tym wpływ genialnego Tadeusza Kantora. To jest faktycznie wartość, która może przyciągnąć nowych (młodych?) widzów do teatru. Ja w każdym razie chętnie bywałbym częściej w takim otoczeniu.

Czy dojdzie do „mezaliansu” między synusiem a ubogą dziewczyną, czy oboje wrócą do swoich środowisk? I co z tego wyniknie? Puentą może kilka myśli, zarówno wesołych, jak i smutnych. Pewnie zależy to od interpretacji, możliwe jednak, że z powodu nadmiaru treści nie zdołałem wychwycić żadnej puenty.

„Iwona księżniczka z Burbona” – Magda Fertacz
Teatr Powszechny sala kameralna
reżyseria: Lena Frankiewicz
scenografia: Marcin Chlanda
kostiumy: Arek Ślesiński
muzyka: Marek Karolczyk, Kamil Pater
obsada: Karolina Adamczyk, Eliza Borowska, Julia Wyszyńska, Jacek Beler, Michał Czachor, Piotr Ligenza, Michał Sitarski

Cykl Wakacje z teatrami, który wymyśliłem, ma za zadanie umilać Wam życie podczas trudów urlopowych i zachęcać do odwiedzania teatrów, gdy tylko wrócicie z rubieży.

Foto: Magda Hueckel
Foto: Magda Hueckel

Foto: Magda Hueckel
Foto: Magda Hueckel

Foto: Magda Hueckel
Foto: Magda Hueckel

Reklama

3 uwagi do wpisu “Wakacje z teatrami: „Iwona księżniczka z Burbona”, Teatr Powszechny

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s