Odcinek pierwszy, ostatni. Otwieram i jednocześnie zamykam cykl na temat gównianych filmów. Niedawno pisałem, że nie oglądam chłamu, za to wyłącznie wciągam dobre rzeczy. To nie do końca prawda. Ostatnio obejrzałem dwa filmy, które nie miały prawa powstać. A skoro już powstały, trzeba się nad nimi poznęcać.
1.
„Czarownica”, czyli w języku obcym Maleficient. Ten tytuł to poziom mniej więcej kibloteki, ale nawet mi się podoba! Kojarzy mi się ze złem (z łaciny) i skutecznością (z angielskiego). Nie wiem ile w tym sensu, nie chce mi się szukać, bo i tak straciłem zbyt wiele czasu, oglądając ten film. U nas było o nim głośno na początku roku, gdy okazało się, że nominowana do Oscara Anna Sheppard, odpowiedzialna tutaj za kostiumy, jest z pochodzenia Polką. Anglojęzyczne portale filmowe nie zająknęły się o tym ani słowem, bo co to za różnica, ale w Polsce spowodowało to poruszenie, zwielokrotnione zasłużoną nominacją „Idy”. Po Idowym zwycięstwie nikt już nie pamiętał o „Czarownicy”. I nic straconego.
To film fantasy, nowoczesna adaptacja baśni o śpiącej królewnie. Nie wiem po co na nowo adaptować bajkę, która dzieciom podoba się dziś tak samo, jak przed stu laty. Nie wiem czemu musiano dodać do niej nowe elementy: entów i smoki z Tolkiena, błotne trole z „Krainy lodu” i wiele innych nowości. I nie wiem czemu nie napisano po prostu nowej, autorskiej bajki. Może scenarzystom Hollywoodu zabrakło pomysłów, a może za mało się im płaci. Lub cały budżet pochłonęła Angelina Jolie. Mam nadzieję, że tak zrobiła, bo jest jedynym dobrym składnikiem tego filmu. Gra z pełnią ludzkich uczuć, prawdą, mimo że jest fantastyczną postacią dobro-złej wróżki-czarownicy. Najpierw jest zakochaną dziewczyną, za chwilę wściekłą i bezlitośnie karzącą za zawód miłosny kobietą, skrzętnie wykorzystującą otoczenie wiedźmą, potem znów ciepłą przybraną matką. Krótko mówiąc – jest kobietą. Dla tej roli warto obejrzeć ten film, poza nią jednak to kompletna strata czasu. Po skończeniu pomyślałem sobie, że dobre aktorstwo potrafi uratować nawet bardzo kiepski film.
2.
Tę opinię zweryfikowałem jednak, gdy zobaczyłem „Elizjum”. Uwielbiam filmy science-fiction. Moja wyobraźnia pobudza się za każdym razem, gdy patrzę w rozgwieżdżone niebo. Lubię filmiki z międzynarodowej stacji kosmicznej, śledziłem misje NASA, znam na pamięć filmy z Księżyca. No i jestem fanem „Gwiezdnych wojen”, „Grawitacji”, „Odysei kosmicznej 2001” (a w każdym razie do gównianego, hippisowskiego, ćpuńskiego zakończenia pozbawionego sensu), „Obcych”, a nawet „Star treka”. Więc uwielbiam filmy sci-fi, ale nie znoszę złych filmów, a takim jest „Elizjum”. I zupełnie nie ratują go genialni Jodie Foster i Matt Damon, grający tu główne role. Foster jest tak sztuczna, że daję głowę, iż musiała ostro ćpać w trakcie kręcenia filmu. Jodie Foster słaba aktorsko? To jakieś herezje – a jednak. Matt Damon stara się, bywa naturalny, ale na kompletnie bezsensownym scenariuszu każdy aktor musiałby polec. Jego bohater jest byłym przestępcą i musi nosić opaskę na nodze, identyfikującą go jako tegoż. Nie wiem po jakiego wała mu ta opaska, skoro komputery na odległość są w stanie identyfikować ludzi po ich DNA (co kurwa?), a lekarz dokonuje orzeczenia o zgonie na podstawie odczytu z ekranu, będąc na stacji kosmicznej.
Ale od początku: idea tego filmu polega na tym, że na zasyfionej Ziemi została tylko biedota i społeczne wyrzutki, zaś bogaci wyskoczyli sobie w kosmos na wygodną stację kosmiczną Elizjum. Swoją drogą fajną, ale jakim cudem jej atmosfera trzyma się bez żadnej osłony? Ok, nie jestem fizykiem, może to jest możliwe na orbicie rzędu kilkuset kilometrów. Ale dlaczego statki kosmiczne emitują dźwięki, kiedy opuściły już atmosferę ziemską, a nie weszły jeszcze w atmosferę stacji? To jeszcze nic: emitują tylko do momentu, gdy zostaną zestrzelone, zaś wybuchu, który je niszczy, już nie słychać. Co kurwa??!
Zresztą te techniczne sprawy są kompletnie nieważne. Najgówniańsza jest treść. Ludzie na Ziemi żyją zastraszeni przez ludzi będących na orbicie w Elizjum, a odbywa się to z pomocą robotów-policjantów, które produkuje się na tejże Ziemi. Jednym z robotników, który je składa, jest nasz Matt Damon, a jest to inteligentny człowiek, który musi raczej rozumieć, że kręci bat na siebie samego, choć wcale nie musiałby, bo złej szefowej w osobie Jodie Foster nie ma na dzielni. W konsekwencji nieuchronnego rozwoju wydarzeń Matt ratuje światt, choć nie wiadomo, czy ziemski, czy elizejski. Musi przenieść we własnej głowie program komputerowy, który może zrestartować centralny komputer Elizjum (najwyraźniej oparty na windowsie). A umiera dlatego, że poprzedni nosiciel ustawił zabezpieczenie programu na „lethal”, dzięki czemu własnoręcznie wysłał się na tamten świat. Prawda, że to znakomite zabezpieczenie? Gdy przewozisz bardzo wartościowy towar, niech zabezpieczeniem będzie twoje własne życie. Wtedy złodziej będzie mógł spokojnie podpierdolić twój towar, no chyba że jest ludzkim złodziejem i zlituje się nad tobą, spokojnie poczeka, abyś był bezpieczny i wtedy ruszy do podpierdalania. To nie koniec bzdur. Dodajcie do tego dużo wybuchów, skaczące obrazy tak, że porzygać się można, plus odrobinę miłości matczynej dla osłodzenia tego gorzkiego gówna. Palce lizać.
Ej, Elizjum jest całkiem fajne. Oczywiście ma sporo dziur, ale jest przede wszystkim utopią, w tym cudnym Blomkampowym stylu znanym z Dystryktu 9. Jeszcze nie widziałem jego Chappie, ale też zbiera mieszane recenzje.
W jego filmach niesamowite jest pokazanie tego brudnego, zasyfionego świata, którego nie chcemy oglądać. Inna rzecz, że w Polsce nie mamy takich slumsów, jak w RPA, skąd pochodzi reżyser i scenarzysta.
A poza tym to on będzie odpowiadał za nowego Aliena. To dopiero będzie rzeź.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Już-już wybierałem się na Chappie i nie poszedłem. Ciekawe czy to byłby materiał do następnego odcinka kibloteki 😉
A co do Aliena – też jestem ciekawy, uwielbiam. Zapomniałem go dodać do „Gwiednych wojen”, „Grawitacji” itd!
PolubieniePolubienie
Też mi się „Czarownica” strasznie podobała! A ściślej Angelina, która czyni ten film magicznym 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To prawda, choć film niepotrzebny 😉
PolubieniePolubienie
Czy ja wiem, czy mniej potrzebny, niż „Królewna Śnieżka i Łowca” i inne takie, które ostatnio rosną jak grzyby po deszczu 😉
PolubieniePolubienie
Nie wiem, nie widziałem. W sumie masz rację, jest mnóstwo filmów gorszych niż „Maleficient” i to jest zasługa wyłącznie Andżeliny!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
„Maleficient” to bardzo dobry film dla dzieci. Moja córka była zachwycona. Przy nawale chłamu jaki oglądają w Nickelodeon czy Disney Channel uważam go za arcydzieło 😉 … a ja oczywiście z przyjemnością oglądałem Angeline.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No tak, kwestia kontekstu. Moje by się bały tego filmu. A Angelina – no cóż, jak wyżej 😃
PolubieniePolubienie