Snuj się, snuj, bajeczko!
A było tak: niedaleczko,
Właśnie tutaj, nad rzeczką,
Mieszkała wdowa z córeczką.
Córeczka, chociaż mała, swej matce pomagała:
Zamiatała podłogę, pełła grządki ubogie,
Chrust zbierała też czasem, bo mieszkały pod lasem,
Niosła proso dla kurek…
A zwała się – Czerwony Kapturek.

Widziano ją bowiem nierzadko, jak krząta się przed chatką,
W ogródku i na podwórku – w czerwonym kapturku.
Tak się zwała, jak się zwała, często w niebo spoglądała,
W modre niebo, kędy ptaki szybowały pośród chmurek.
Teraz wiecie, kto to taki, Czerwony Kapturek.
Czerwony Kapturek:
„Nie Mruczek, nie Burek, nie jeż, nie ptak –
Czerwony Kapturek – to ja zwę się tak.
Mam warkoczyk, modre oczy,
Buzię mam jak mak.
Nie Mruczek, nie Burek
Nie jeż, nie ptak – Czerwony Kapturek
To ja zwę się tak.
W tej chatce, przy mamie mój cały świat,
nie psocę, nie kłamię, a mam siedem lat.
Nie znam troski, śpiewam piosnki, kocham każdy kwiat.
Pobiegnę na wzgórek, a las mi gra,
Czerwony Kapturek, to ja, właśnie ja!”
W lesie, stąd chyba z milę, a może nawet nie tyle,
Mieszkała babcia Czerwonego Kapturka.
Zbierała lecznicze zioła rosnące dookoła,
Miała oswojonego dzięcioła, i jeża, i wiewiórkę,
A bardzo się kochały z Czerwonym Kapturkiem.
Pewnego ranka matka rzekła do Czerwonego Kapturka:
„Był gajowy u mnie z wieczora,
przyniósł wieści, że babcia jest chora.
Trzeba szybko jej zanieść lekarstwa.
Ja nie mogę zostawić gospodarstwa,
Muszę kota napoić, muszę kozę wydoić,
I przegotować mleko, i nakwasić ogórków…
To przecież niedaleko,
Skocz do babci, Czerwony Kapturku.
W tym koszyczku jest masło i serek,
I leków różnych szereg:
Tabletki aspiryny i suszone maliny,
Proszki od bólu głowy i olej rycynowy,
Kwas borny do płukania i maść do nacierania.
Nie trać, córeczko, czasu, leć do babci, do lasu.
Idź prosto, jak ta ścieżka, nie zbaczaj tylko z drogi,
Bo tam w borze wilk mieszka, wilk okrutny i srogi!
Słuchaj mojej przestrogi.”
Biegnie Czerwony Kapturek, jak przykazała matka,
Nie zbiera ptasich piórek, nie zrywa nawet kwiatka.
Tu strumień, tam pagórek, a w środku ścieżka gładka.
Biegnie Czerwony Kapturek, tak jak prowadzi dróżka.
Na drzewie jemiołuszka śpiewa głosikiem cienkim
Swoje leśne piosenki.
Gil, siedząc na jednej z osik,
też pragnął zaśpiewać cosik
I dźwięczny wytężył głosik.
Gil:
„Piu-piu! Fiu-fiu! Tu gil! Tu-tu, tu-tu, tryl-tryl!
Czerwony Kaptur-tur-tur, uważaj, tu bór, tu bór,
Tu bór, tu las, tu lis. Lis by cię chętnie zgryzł,
I lis, i każdy zwierz. Śpiesz się, dziewczynko, śpiesz!
Piu-piu! Fiu-fiu! Tryl-tryl! Tu-tu, tu-tu, tu gil!”
Wtem, kiedy śpiew gila zmilkł,
Zatrzeszczał w pobliżu krzak,
Wilczych jagód zatrzeszczał krzak,
I zza krzaka wychylił się wilk,
I odezwał się basem tak:
„Witam cię, mój prześliczny Czerwony Kapturku,
Nie bój się moich ząbków i moich pazurków.
Oczernili mnie ludzie przed tobą,
A ja jestem niewinną osobą,
Ja wywodzę się z takich wilków,
Co nie krzywdzą nawet motylków.
Ja mięsa po prostu nie trawię,
Poprzestaję na jagodach i trawie.
A co ludzie mówią – to plotki.
Chcesz, dziewczynko, to się z tobą pobawię?
Może w kotki, a może w łaskotki
Czy w kosi-kosi-łapci?”
Czerwony Kapturek:
„Panie wilku, ja idę do babci,
Babcia chora i czeka od rana…”
Wilk:
„A gdzie mieszka babunia kochana?”
Czerwony Kapturek:
„Za polaną, przy siódmym pagórku…”
Wilk:
„No to śpiesz się, Czerwony Kapturku.”
Czerwony Kapturek:
„Babcia czeka od godzin już kilku.
Muszę lecieć, pa-pa, panie wilku!”
Biegnie Czerwony Kapturek,
biegnie prosto przed siebie,
Nie ogląda jaszczurek ani chmurek na niebie,
Nóżkami szybko drepce do babci, co w izdebce
Na przyjście wnuczki czeka.
Wilk spoglądał z daleka, postał jeszcze z minutę
I popędził na przełaj, skrótem.
Popędził przez ostępy, złowrogi i podstępny,
Mknął szybko borem-lasem,
Tak podśpiewując basem:
„W las dam nurka i Kapturka sprytnie zmylę.
W mą pułapkę złapię babkę już za chwilę.
Gdy w brzuchu burczy, dostaję kurczy
I jem wszystko, że aż furczy,
Taki ze mnie wilk!
Moim wrogom dzisiaj srogą dam nauczkę,
Bo mam chrapkę i na babkę, i na wnuczkę.
Gdy w brzuchu burczy, dostaję kurczy
I jem wszystko, że aż furczy,
Taki ze mnie wilk!”
Zaszumiały drzewa żałośnie,
Zatrzęsły się dębowe żołedzie,
Zaterkotał derkacz na sośnie:
„Co to będzie, ojej, co to będzie?
Co to będzie, Czerwony Kapturku?!”
A wilk stanął przy siódmym pagórku,
Podwinął pod siebie ogon,
Rozejrzał się, czy nie ma nikogo,
I do babci w okienko zapukał,
Po czym schował się szybko za murek.
Babcia:
„Kto to puka? I czego tu szuka?”
Wilk:
„To ja, babciu, Czerwony Kapturek.
Borem-lasem przybiegłam tu sama,
Z lekarstwami przysyła mnie mama.”
Babcia:
„Jakiś dziwny masz głos…”
Wilk:
„Bo mam chrypkę…”
Babcia:
„Jakiś dziwny masz głos…
Nie zdążyłam cię dojrzeć przez szybkę,
Chodź do okna…”
Wilk:
„Niestety nie mogę, Bo po drodze zraniłam się w nogę,
Ledwo stoję… Ach, wpuść, babciu miła!”
No, i babcia drzwi otworzyła.
Możecie sobie, moi drodzy,
wyobrazić, co się wtedy stało!
By opisać to – słów jest za mało,
Przerażenie zaciska wprost gardło.
Powiem krótko: wilczysko się wdarło
I ryknęło:
„Mam chrapkę na babkę!
Gdy w brzuchu burczy,
Dostaję kurczy i jem wszystko, że aż furczy!”
To rzekłszy wilk połknął staruszkę,
Tak jak wróbel połyka muszkę.
Ale kiszki wciąż grały mu marsza,
Bowiem babcia, osoba starsza,
Była koścista i chuda,
Więc mu obiad nie bardzo się udał.
Wilk:
„Brzuch mam pusty po takiej potrawie.
Przyjdzie wnuczka, to sobie poprawię.
Ale zanim ten ptaszek tu sfrunie,
Przeobrazić się muszę w babunię.
Włożę czepek staruszki na głowę,
Gdzie piżama? Jest! Proszę… Gotowe!
Teraz – hops! – pod pierzynę do łóżka…
O, lusterko! No tak… jeszcze chwilka!
Wykapana babunia-staruszka,
Niepodobna zupełnie do wilka.
Schowam łapę, bo widać pazurek.
Idzie!… Idzie Czerwony Kapturek!”
Czerwony Kapturek:
„Pobiegnę na wzgórek, a las mi gra,
Czerwony Kapturek to ja, właśnie ja…
O, już chatka babuni! Co też dzieje się u niej?
Ucieszy się, gdy zobaczy Czerwonego Kapturka!
A to co? Na dachu wiewiórka…
Rzuca we mnie orzechy…
Może właśnie z uciechy?
Nie. Złości się jak jędza.
Po prostu mnie odpędza.
Wiewiórko, cóż to znaczy?
Witałaś mnie dawniej inaczej.
Powiem babci, dostaniesz burę…”
Wilk:
„Kto tam?”
Czerwony Kapturek:
„Ja, Czerwony Kapturek.
Borem-lasem przybiegłam tu sama,
Z lekarstwami przysyła mnie mama.”
Wilk:
„Wejdź, kochanie…”
Czerwony Kapturek:
„Już idę, już lecę…
Babciu, może zapalić świecę?”
Wilk:
„Nie, ja wolę, kiedy jest ciemno.
Chodź, Kapturku, przywitaj się ze mną.”
Czerwony Kapturek:
„Babciu, taki dziwny masz głos.
Dlaczego mówisz przez nos?”
Wilk:
„Jesteś głupia… Ugryzła mnie osa…
A zresztą… nie wtrącaj się do mego nosa.”
Czerwony Kapturek:
„Babciu, dlaczego jesteś taka zła?”
Wilk:
„Boś za długo do mnie szła,
Zresztą… nie pytaj już więcej…”
Czerwony Kapturek:
„Babciu, a gdzie twoje ręce?”
Wilk:
„Pod pierzyną, bo mi marzną na zimnie,
Przestań pytać i usiądź tu przy mnie.”
Czerwony Kapturek:
„Babciu… ja trochę się boję,
Bo te zęby są jakieś nie twoje…”
Wilk:
„Dobre są każde zęby,
Które prowadzą do gęby,
A że jeść tymi zębami wygodnie,
Zaraz ci udowodnię!”
To rzekłszy wilk połknął dziewuszkę,
Tak jak wróbel połyka muszkę.
Oblizał się, jęzorem mlasnął,
Wlazł pod pierzynę i zasnął,
Nie troszcząc się więcej o nic.
Ale to, moi drodzy, nie koniec.
O, nie! Bo właśnie z dąbrowy
Szedł w tamte strony gajowy.
Posłuchał, co gil wyśpiewał,
Posłuchał, co szumią drzewa,
Potem jeszcze przybiegła wiewiórka…
I tak się dowiedział o losie Czerwonego Kapturka.
Gajowy:
„Przez lasy, przez dąbrowy wędruje gajowy,
Na trąbce w lesie gra i gra,
A echo niesie tra-ra-ra!
Ma broń nabitą w dłoni, ta broń go obroni,
Niestraszny mu jest niedźwiedź zły,
Niestraszne mu są wilcze kły!
Przez lasy, przez dąbrowy wędruje gajowy,
Na trąbce w lesie gra i gra,
A echo niesie tra-ra-ra!”
Gajowy idzie, wydłuża krok,
Bo już dokoła zapada mrok,
I głos puchacza leci przez knieję.
W oddali chatka babci widnieje.
Idzie gajowy, patrzy przez szybkę…
O, tu potrzebne działanie szybkie!
Wchodzi do środka, zapałką świeci!
I cóż zobaczył? Zgadnijcie, dzieci!
Wilk pod pierzyną spokojnie chrapie,
Trzyma czerwoną czapkę w łapie,
A brzuch ma taki pękaty,
Że zajmuje nieomal pół chaty.
Galowy mu do gardła przystawił dwururkę.
Gajowy:
„Hej, wilku bury! Łapy do góry!
Coś zrobił z babcią i Czerwonym Kapturkiem?
Oddawaj je, bo ci szyję kulami przeszyję!”
Wilk:
„Ojej! Po co tyle hałasu?
Zapomniałem wrócić do lasu,
Zaspałem, bo myślałem, że to niedziela.
Błagam, niech pan nie strzela,
Litości, panie gajowy!”
Gajowy:
„O litości nie ma mowy!
Będziesz miał, wilku, nauczkę!
Oddawaj tu babcię i wnuczkę!
Liczę do trzech, a potem…”
Wilk:
„Już je oddaję z powrotem,
tylko niech pan tę lufę odsunie…
Muszę się wytężyć maluczko…
Eech… Eech… Uuch… Masz pan babunię…
Uuch… Eech… Uuch… Razem z wnuczką!”
I wyobraźcie sobie,
Że z paszczy wyskoczyły mu obie,
Nienaruszone, a przy tym
W stanie całkiem przyzwoitym.
Babcia nawet uzdrowiona.
Czerwonego Kapturka chwyciła w ramiona
I tak się całowały, ściskały, cieszyły,
Że odzyskały zaraz i humor, i siły.
Potem się gajowemu rzuciły na szyję.
Babcia i Czerwony Kapturek:
„Niech nam pan gajowy żyje sto lat albo i więcej!”
Babcia:
„Cóż my możemy dać panu w podzięce?
Chyba ten kapturek z czerwonej włóczki
Na pamiątkę od mojej wnuczki.”
Czerwony Kapturek:
„Świetnie! Niech go pan przymierzy!
Nawet całkiem dobrze leży,
Trochę jest może zbyt kusy…”
Babcia:
„Dodaj więc do kapturka jeszcze dwa całusy.”
Gajowy był w siódmym niebie.
Okręcił babcię dookoła siebie,
Uściskał się z Czerwonym Kapturkiem,
A wilka związał bardzo mocnym sznurkiem
I zawiózł od razu prosto do Warszawy.
Oto jest koniec bajki. I koniec zabawy.
A wiecie, co z wilkiem się dzieje?
Wilk pożegnać musiał knieję
I zamieszkał w warszawskim zoo,
Gdzie mu niezbyt wesoło,
Toteż jest na wszystkich zły
I przez kraty szczerzy kły.
Nie podchodźcie do klatki za blisko,
Bo to bardzo niedobre wilczysko.
A teraz już, dzieci, koniec.
Nie pytajcie mnie więcej o nic,
Bo gdybym coś więcej wiedział,
Tobym wam sam opowiedział.
– Jan Brzechwa
Ująłeś mnie tym wierszem, bo to pierwszy wiersz którego nauczyłam się na pamięć. Miałam 6 lat, byłam narratorem w przedstawieniu. Wszystko co nie jest czyjąś wypowiedzią, mówiłam ja. Do tej pory to pamiętam. Rozśmiesza mnie ten sam fragment od prawie dwudziestu (o-jeju-to już?!) lat:
„Dobre są każde zęby,
Które prowadzą do gęby,
A że jeść tymi zębami wygodnie,
Zaraz ci udowodnię!”
Niezły Kapturek na zdjęciu! 🙂 Sama bym takiego zjadła 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Przyznam, że nie znałem tego wiersza. Odnalazłem niedawno, szukając czegoś do przeczytania córom do snu. I mnie powalił! Niegrzeczny wilk jest mistrzowski, prawda! 😃
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Moja córka niedawno zaczęła słuchać opowiadań, więc chciałam się rzucić na taką ładnie wydaną książeczkę „Klasycy dzieciom”. W środku między innymi: „Świtezianka”. Szkoda, że nie „Beniowski”. Napisz co aktorzy czytają dzieciom do poduszek. 😉
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Nie wiem jak aktorzy, ale wieczorami mam najwiecej wejść na wszelkie posty z kategorii „Wiersze dla dzieci” 😃
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bajki Samograjki 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba