Nie wiem skąd wzięło się przekonanie, że treść jest nadrzędna wobec formy. Mądra kobieta o wyjątkowo niekomercyjnej urodzie nie będzie miała powodzenia u facetów – sorry, nie ma bata. Coś, co inni krytykują jako „przerost formy nad treścią”, ja uważam za ogromną wartość.
Ten post jest kontynuacją tego postu
Zastanawiając się nad formą, nie mogę nie powiedzieć o Witkacym, czyli Stanisławie Witkiewiczu juniorze. Kto nie pamięta ze szkoły: to niedouczony pseudo-artysta, specjalizujący się w bohomazach oraz dziełach literatury scenicznej, będących wytworem naćpanego umysłu o inteligencji sporo powyżej średniej. Oraz twórca mętnych i niekonsekwentnych twierdzeń, w tym teorii Czystej Formy, która zakłada, jakoby sztuka miała być wyłącznie formalna, bo tylko wtedy ludzkość jest w stanie doznać czegoś w rodzaju olśnienia. Ta, i jeszcze przy użyciu odrobiny peyotlu. Witkacy, wiedząc, że z powodu marności może nie zostać zapamiętany, odszedł śmiercią samobójczą. Oto prawdziwie artystyczne osiągnięcie. To dlaczego – pytacie – uczy się o tym Witkacym w szkole? Chwała za to! Chcielibyście wałkować wyłącznie Orzeszkową i Żeromskiego? Rzadko nam się zdarza geniusz pokroju Sienkiewicza czy Mickiewicza. Na bezrybiu i rak ryba, czy też na bezpiździu i chuj pizda, jak mówi mój kolega, który inteligencją na pewno nie odstaje od Witkiewicza. I to nie jest ironia.
Lepiej obejrzeć coś czysto formalnego, ale za to ładnego. Na przykład Becketta albo Tadeusza Kantora, albo Gombrowicza, albo jeszcze coś innego: Grand Budapest Hotel. Ten obraz widziałem na samym początku marca w moim ulubionym kinie Luna (ach, ileż poniedziałkowych, 5-złotowych wieczorów za kawalerskich czasów!). To najgłupszy film, jaki widziałem w ciągu ostatnich wielu lat. Cudowny! Oto prawdziwa forma – treści tu nie ma żadnej, ale jest przeżycie. Prawdziwy sentyment do czasów, których nigdy nie przeżyliśmy, bo urodziliśmy się za komuny, a po 89. roku nie poznaliśmy prawdziwego bogactwa. Takiego bogactwa, które jest znikąd, od urodzenia, bo masz szczęście urodzić się gdzieś, gdzie urodzić się warto. Wśród takiego bogactwa żyje pan Gustaw (świetny Ralph Fiennes) – concierge z prawdziwego zdarzenia, człowiek z pasją i z pasji, człowiek z powołaniem. Także seksualnym! Ten film to prawdziwa sentymentalna podróż. Podróż z tęsknoty za wyższą kulturą, i błagam, nie bankowości. Kolorowy, nierealistyczny, pastelowy obraz, alpejska pustka wokół, dojazd do tego bajkowego miejsca wyłącznie kolejką górską. I do tego mnóstwo cudownych rólek genialnych aktorów. Wśród nich: Tilda Swinton (mistrzowska!), Harvey Keitel (rozbrajający!), Bill Murray (śmieszny do łez!), Adrien Brody, Willem Dafoe, Owen Wilson, Jude Law. Kompletnie bez sensu. I absolutnie piękne. Oto czysta forma.
– Forma nie zbawi świata.
– A co?
– Idea!
– Jaka?
– Żebym to ja wiedział…*
Forma może i nie zbawi świata. Tak jak nie zbawi go nawet najlepsza reklama, jeśli produkt nie będzie wystarczająco dobry. Nie zbawi go film o wymyślonym hotelu w wymyślonej Żubrówce (!!). A idea? Może i idea mogłaby zbawić świat, ale jeśli będzie pozbawiona formy, nikt się nawet nie dowie o jej istnieniu.
* Cytat: Tango, Sławomir Mrożek, 1964

Grand Budapest Hotel jest słodki jak ciastko z kremem i na dodatek jaki smaczny! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zgoda!! :):):)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
przez większość czasu zadawałam sobie pytanie ” ale o co tyle szumu?” ja mam chyba braki w poczuciu humoru 😉
PolubieniePolubienie
Czyli napisałem to niepotrzebnie? No cóż… Załóżmy że to forma tylko 😉
PolubieniePolubienie
Ale, ze co kokietujesz? Dziwnym tropem poszło wnioskowanie, ja bym poszła raczej w kierunku: nie każdemu się ten film podoba
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A, mówiłaś o filmie. A myślałem ze o moim tekście. 😞😉
PolubieniePolubienie
Ehhh
PolubieniePolubienie