Nie wiem skąd wzięło się przekonanie, że treść jest nadrzędna wobec formy. Mądra kobieta o wyjątkowo niekomercyjnej urodzie nie będzie miała powodzenia u facetów – sorry, nie ma bata. Coś, co inni krytykują jako „przerost formy nad treścią”, ja uważam za ogromną wartość.
Ten post jest kontynuacją tego posta
Forma to też granie brzydoty. Istnieje wśród reżyserów kilku fachowców od brzydoty, a najsłynniejszym aktualnie jest Wojtek Smarzowski. Jego filmy to, jeśli można tak rzec, czysta brzydota: rozpadające się domy (Dom zły, Wesele), rozpadający się ludzie (Pod mocnym aniołem, Małżowina). Wszystko po to, żeby wypełnić sferę wizualną, zszokować, uderzyć po głowie. Co z kolei prowadzi do przeżyć: mam kumpla, który do dziś uważa, że Polska to ten kraj i ci ludzie, którzy zostali pokazani w Weselu. Trudno się z tym zgodzić, ale też trudno odmówić temu wizerunkowi źródła w rzeczywistości. No i zawsze obecny u Smarzowskiego Marian Dziędziel – absolutny geniusz.
Wizerunek to też forma. To, jak nas postrzegają, ma wpływ na to, jak nas traktują, z kim się spotykamy, kogo bzykamy albo ile zarabiamy. Czy to nie wystarczający powód, żeby formę traktować jak coś niezwykle ważnego? Nie rozumiem czemu nie myśli się w ten sposób. W „normalnym”, zawodowym życiu jestem marketingowcem – piszę testy na strony internetowe i do reklam, tworzę różne materiały, które mają pozytywnie wpłynąć na postrzeganie marki, czyli finalnie na to, ile złotówek ta marka przyniesie. Materiały muszą być przede wszystkim piękne, czyli mieć formę. Także językową.
Jeśli myśli się marketingowo, to wszystko ma swoją indywidualną formę, nawet człowiek. Twój ryj to twój emblemat, twoje nazwisko to twoja marka. Jeśli dbasz o nie, dbasz o swój wizerunek, czyli o postrzeganie siebie, czyli o swoją formę.
O formie w sztuce toczy się dyskusja od stuleci. Raz ceniono bogatą i podkreśloną, a raz odrzucano, ale to wciąż była dyskusja o formie. W baroku forma była nadęta, ale tylko po to, by wkrótce stłamszono ją oświeceniowym kandelabrem. Żeromski ma swoją formę: poukładaną, grzeczną, moralizatorską. Gombrowicz też ma swoją formę: rozedrganą, nerwową, zastanawiającą. Eugene Ionesco ma swoją formę: zwariowaną, absurdalną, a przy tym mądrą – to jeden z moich ulubionych autorów, którzy formę wyżęli i wypluli odwróconą na drugą stronę. Innym takim autorem jest Samuel Beckett: jego Czekając na Godota to jeden z najlepszych tekstów teatralnych, jakie czytałem w zeszłym roku. Ponadto widziałem jego Ostatnią taśmę Krappa, zagraną przez genialnego Tadeusza Łomnickiego. Niedawno minęły 23 lata, od kiedy Łomnickiego nie ma na tym świecie. Przez wiele lat marzył o tym, żeby zagrać szekspirowskiego Króla Leara. Kiedy w końcu trafiła się taka okazja – w Poznaniu, za sprawą reżysera Eugeniusza Korina – Łomnicki tak zaangażował się w tę trudną rolę, że umarł podczas próby. Umarł na scenie! Nie zemdlał, potknął się, wyrzygał czy zwariował. Umarł. To dopiero forma!
CDN.
Będzie zdecydowanie nie na temat, ale to przez to zdjęcie w nagłówku… Oszsz, jak ja kocham Pana Mariana 😀
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Ja tak samo! 😍
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Właśnie się chciałem odnieść do pana Dziengiela aktorska dusza
PolubieniePolubione przez 1 osoba