Wszystko w dzisiejszym świecie jest nieodłączne od marketingu. Tak jest też z teatrem i tak powinno być. Zauważyłem jednak, że na styku teatru i reklamy zdarzają się nieprzewidziane rzeczy.

Ten post jest kontynuacją tego posta
Na początku marca zaprosił mnie Teatr Powszechny – jedna z najsłynniejszych scen w Warszawie – na próbę spektaklu Magdy Fertacz opartego na Gombrowiczu, pod tytułem „Iwona, księżniczka z burbona”. Uwielbiam gombrowiczowską „Iwonę, księżniczkę Burgunda”, czytałem ją kilkakrotnie i widziałem w znakomitym przedstawieniu Teatru Narodowego. No i Powszechny jest szacowną instytucją. Bardzo się cieszyłem na tę wizytę i proporcjonalnie się zawiodłem. Gdy przybyłem, zebrało się mnóstwo młodych ludzi, prawdopodobnie blogerów jak ja. Czuję się nieco wyobcowany w takim towarzystwie, ale mam do niego ogromny szacunek. Młodzi ludzie to sól tej ziemi. Umieją dużo więcej niż ja, a do tego rozumieją potrzeby swojego pokolenia. To oni tworzą ten kraj i ten świat. Weszliśmy do Małej Sceny, pomieszczenia z ciekawą scenografią. Cała podłoga pokryta była drobnym czarnym żwirem, jakby miałem, jak się okazało po bliższym badaniu – gumowym. Tu i ówdzie rozsypane były skrzynki warzywne pomalowane na czarno, a na samym środku stała wysoka scena z ekranami wokoło. Najciekawsza jednak była widownia – okalająca scenę, z siedzeniami w formie huśtawek. Lubię rewolucyjne podejście do teatru, pod warunkiem, że niesie to ze sobą jakieś przeżycia. A czy tu niesie? Idea tego spektaklu polega na tym, by przyciągnąć do przestrzeni teatralnej jak najwięcej młodych ludzi. Wątpię, czy to się uda.
Następnie czekaliśmy ponad pół godziny na spóźniającą się reżyserkę Lenę Frankiewicz. Nie lubię, gdy nie szanuje się mojego czasu, ale jestem w stanie to przeżyć, pod warunkiem, że to, co zobaczę, mnie przekona. Gdy po kolejnych minutach przygotowań wreszcie się zaczęło, aktor zaczął przechadzać się wokół sceny i dość niewyraźnie rapować tekst, którego nie pamiętał. Tydzień przed premierą! Był spięty i nie przekonywał w żaden sposób. Zobaczyłem coś zupełnie nieprzygotowanego, na dodatek wśród okrzykujących dźwiękowców i budowniczych scenografii. Kilkanaście młodych osób przyglądało się temu z zainteresowaniem, bo w końcu nieczęsto ma się okazję zobaczyć teatr od kuchni. Ale przecież nie o to w nim chodzi. Teatr ma wywoływać przeżycie w widzach. Teatr jest dla widza, a nie widz dla teatru. Nie wolno pokazywać publiczności czegoś nie skończonego, czegoś, co jest wyrwanym z kontekstu elementem, a nie syntezą sztuki, spektaklem. Nie wierzę w to, że młodzi ludzie zupełnie bezkrytycznie przyjmują to jak gąbka wodę. A jeśli teatr na to liczy, to po prostu ich nie szanuje i powinien za to oberwać. Ja po dłuższej chwili zwyczajnie wyszedłem. Nie mogę nic powiedzieć o samym spektaklu i nie wiem, czy wybiorę się na to przedstawienie. Jeśli aktor nie zna tekstu na kilka dni przed premierą, to nie wróży nic dobrego.
Kilka dni wcześniej byłem na próbie medialnej spektaklu „MŁYNARSKI obowiązkowo!” w Teatrze 6.piętro. I to było bardzo ciekawe wydarzenie. Na widowni siedział sam Wojciech Młynarski, a tuż obok niego jeden z szefów Teatru 6.piętro, reżyser Eugeniusz Korin. Właśnie ten ostatni otworzył to spotkanie mówiąc, że szukali wraz z Michałem Żebrowskim tekstu, który będzie dobry na spektakl jubileuszowy (Teatr 6.piętro kończy pięć lat – dokładnie 6 marca 2010 odbyła się pierwsza premiera: „Zagraj to jeszcze raz, Sam” Woody’ego Allena w reżyserii Korina). Uzgodnili, że będzie to tekst polski. A potem ktoś podrzucił myśl, że nie ma dla języka polskiego w dzisiejszym teatrze autora ważniejszego od Wojciecha Młynarskiego. Wtedy postanowiono, że będzie to autorska produkcja T6P, pod patronatem i kierunkiem artystycznym samego pana Wojciecha, który przyklasnął temu pomysłowi.
Reżyserią „MŁYNARSKIEGO obowiązkowo!” zajął się fachowiec od Młynarskiego – Jacek Bończyk. Który zatrudnił: Magdalenę Kumorek, Annę Srokę-Hryń, Klementynę Umer, Arkadiusza Brykalskiego, Wiktora Zborowskiego i siebie samego. A dodatkowo zapowiedział udział największych gwiazd, po jednej na każde przedstawienie: Stanisławy Celińskiej, Hanny Śleszyńskiej, Janusza Gajosa, Piotra Fronczewskiego, Krzysztofa Kowalewskiego, Piotra Machalicy (obecnego na próbie medialnej, którą tu opisuję), Mariana Opani oraz Krzysztofa Tyńca. Trudno się dziwić, że zebrano takie osobistości, bo to Wojciech Młynarski. Nie ma drugiego żyjącego autora, może poza Stanisławem Tymem, tak zasłużonego dla polskiej kultury. Piosenki Młynarskiego są żywe od lat. Wykonania kabaretu Starszych Panów, kabaretu Dudek, Skaldów czy innych artystów, są tekstami kultury znanymi starym wyjadaczom i maleńkim oseskom. Spektakl „MŁYNARSKI obowiązkowo!” ma na celu połączenie ich w jedną spójną całość, będącą opowieścią o Warszawiakach, Polakach, ludziach. Podczas próby medialnej widziałem dwie piosenki: „Alkoholicy z mojej dzielnicy” w świetnym wykonaniu Piotra Machalicy i „Po co babcię denerwować” w wykonaniu cudownie muzycznego tria Kumorek/Sroka-Hryń/Umer. I choć do premiery był jeszcze niemal miesiąc, aktorzy umieli swoje role bezbłędnie. Co z tego, że znali te piosenki od dzieciństwa? To było profesjonalne. Tej premiery jestem ciekaw do granic wytrzymałości. Obojętnie kiedy, ale się wybieram.
Wiesz pan dlaczego teatr ogólnie jest piękny? Bo teatr to jest płacz kolego… bo teatr to jest śmiech kolego… no… to są te trzy elementy.*
Możliwe, że ten trzeci, niewypowiedziany element teatru to miał być marketing. Nie najważniejszy element, ale niezbędny, by ktokolwiek usłyszał o spektaklu. I jak ze wszystkim: można go potraktować profesjonalnie, albo można go teatralnie spierdolić.
* Cytat: „Alkoholicy z mojej dzielnicy”, Wojciech Młynarski
Artysta to osoba, która w bardzo profesjonalny sposób podchodzi do każdej czynności artystycznej, którą wykonuje,bo wie, że tak naprawdę to co robi, robi dla widzów. Chce im coś pokazać. I nie ważne, czy spektakl jest za darmo, czy trzeba za niego zapłacić. Ja kiedyś miałam nieprzyjemność uczestniczyć w spektaklu kabaretowym, który niby to miał być na luzaku, ale okazał się konkretnym chaosem, dodatkowo z bardzo mało profesjonalnym podejściem dźwiękowca, który zamiast wykonywać swoją pracę wolał zamawiać piwko w barze. Artystę poznasz po jego stosunku do widza…
PolubieniePolubienie
😄
PolubieniePolubienie