„Ziarno prawdy” – recenzja filmu

Ten tekst jest rezultatem współpracy z iMagazine

Borys Lankosz musi być naprawdę dobrym reżyserem. Historie, które wydają się być idealnym scenariuszem na klapę, zamienia w świetne widowisko, które zapamiętuje się na długo. Sekretny pogrzeb rozpuszonego w chemikaliach ubeka pod fundamentami Pałacu Kultury?! To brzmi jak dowcip, a jednak „Rewers” jest jednym z lepszych filmów ostatnich lat. Na ile „Ziarno prawdy” będzie rewersem „Rewersu”?

ziarnoprawdy1„Ziarno prawdy” budzi mieszane uczucia. Znów Robert Więckiewicz w roli głównej. Szlachetny policjant, zbrodnia, tajemnica, do tego polskie miasteczko i nutka antysemityzmu. Pierwsze sceny nie poprawiły tego obrazu: pan Szlachetny Policjant przyjeżdża na prowincję z Warszawy, po przejściach, i podrywa tu młodą historyczkę. Naprawdę pachnie kiczem. Na szczęście okazuje się, że tylko ten ostatni wątek jest nietrafiony. Poza tym „Ziarno prawy” to kawałek dobrego kryminału, w którym zadbano o każdy szczegół i który ogląda się z zapartym tchem. W mieście grasuje seryjny morderca, a jego robota wygląda na rytualną. Rozwiązanie kwestii „kto zabił” jest najlepsze z możliwych – tak oczywiste, że kompletnie zaskakujące. Doskonale pasuje osadzenie w realiach „prawdziwej Polski”. Nie tej z Warszawy, lecz z Sandomierza – miejsca historycznego, ale prowincjonalnego, przy czym jedno i drugie ma wpływ na przebieg śledztwa. W trakcie rozwiązywania zagadki Teodor Szacki wpada na wiele tropów, a ostateczną przesłankę podsuwa mu nieświadomie kochanka, Klara.

Zanim zacznę się wyżywać na fatalnej roli Klary, trzeba wspomnieć o dobrych rolach. Robert Więckiewicz sprawdza się jako twardo stojący na ziemi policjant. Jest przekonujący przede wszystkim dlatego, że nie gra jednorako. Owszem, Teodor Szacki jest twardzielem prawie pozbawionym uczuć, ale tylko prawie. Gdy samochód pada mu w środku nocy w ciemnym lesie, który okazuje się być starym żydowskim cmentarzem, strach go jednak oblatuje. Podobnie w jego stosunkach z ludźmi: choć w stosunku do podejrzanych jest zimny i nieprzejednany, to gdy rozmawia z przyjaznym rabinem, od razu staje się cieplejszy. Ta delikatna nić porozumienia między Szackim a rabinem Zygmuntem (świetny Zohar Strauss) – może nawet zalążek przyjaźni? – jest jednym z najlepszych motywów filmu. Jednak najlepszą rolę stworzył Krzysztof Pieczyński jako Grzegorz Budnik – mąż zamordowanej Elżbiety. Kipi sprzecznymi emocjami, zastanawia, budzi współczucie i przeraża. Sceny z tą postacią są wyjątkowo emocjonujące i aktorsko dopracowane. Jest tu więcej dobrego aktorstwa: na przykład niezawodny Arkadiusz Jakubik jako komediowy handlarz bronią białą („witam wszystkich miłośników ran kłutych”). Albo Iwona Bielska w mistrzowskiej rólce szefowej wydziału kryminalnego policji (gdy częstuje swoich podwładnych ciastem, jest ciepłą ciocią, ale gdy zaczynają się stawiać, ucisza ich jednym nie cierpiącym sprzeciwu słowem).

Działanie detektywa jest przekonujące, ale nie można tego powiedzieć o jego życiu prywatnym. Szacki sprawia wrażenie, jakby do zrzędliwej byłej żony odnosił się z większą sympatią, niż do obecnej kochanki – Klary. Ta ostatnia jest najgorszą rolą filmu. Jestem przekonany, że współpraca z Borysem Lankoszem odbije się czkawką aktorce Aleksandrze Hamkało: wystąpiła w tym filmie wyłącznie ze względu na ładny biust, poza tym nie ma w sobie nic. Jej rola jest sztywna i udawana. W ogóle cały wątek romansu między nią a Szackim jest mocno naciągany: między nimi jest seks, ale nie ma chemii. Ona ma do niego jakieś niejasne pretensje, a on okazuje jej maksimum pogardy, jakie mężczyzna może okazać kobiecie. Chciałbym wiedzieć dlaczego – nic w filmie tego nie wyjaśnia. Czemu w takim razie lądują kilkakrotnie w łóżku? Co tak naprawdę wiedzie ich ku sobie, a co odpycha? Trudno powiedzieć, czy to zarzut do reżysera czy aktorów. Warto jednak zauważyć, że to kolejny słaby wątek miłosny Więckiewicza – w „Pod mocnym aniołem” związek jego bohatera jest równie niejasny, choć tam nie drażni to aż tak jak tutaj.

Jest za to chemia między Szackim a koleżanką z pracy, policjantką imieniem Barbara (świetna rola Magdaleny Walach). I to zasługa tej ostatniej – Basia ma wszelkie powody, żeby nie znosić Teodora, a jednak stara się, żeby zaistniało między nimi coś w rodzaju przyjaźni. Szacki odpowiada dość dziwnie: podrywa w sposób tak niezdarny, że odnoszę wrażenie, że robi sobie z niej jaja. Ich stosunki są mocno niedopowiedziane, wyczuwa się jednak, że w końcu może „coś” między nimi zaistnieć. Niedopowiedzenie pobudza wyobraźnię. Czy przyjaźń przerodzi się w miłość i jak to wpłynie na pracę? Nie wiadomo. I o to chodzi.

W każdej legendzie jest ziarno prawdy. Jednak Sherlock Holmes w osobie Teodora Szackiego, nie zważając na ziarna rozsypane wszędzie wokół, stawia na rozum i rozwiązuje zagadkę sandomierskich morderstw. A jednak coś tam jeszcze jest, gdzieś pod skórą racjonalnego wyjaśnienia. Ziarno kiełkuje.

 

Ten tekst ukazał się w iMagazine 03/2015

8 uwag do wpisu “„Ziarno prawdy” – recenzja filmu

  1. O! Czytam, czytam… Szacki. Szacki. Szacki… czy ja nie czytam książki z tym bohaterem? A jakże! Niestety książkę posiałam w Polsce, znowu jestem we Francji. Chociaż sobie film obejrzę. 😉

    Polubione przez 1 osoba

  2. Nie czytanie książki przy pisaniu recenzji filmu może odbić sie piekącą zgagą
    Szacki to prokurator nie policjant jak i postaci grane przez Walach i Bielska
    W książce relacja z Klara jest jasna – pozbawiona emocji i płaska, jak w filmie
    Warto czytać

    Polubione przez 1 osoba

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s