
Aktor, aby umiejętnie odtwarzać ludzkiego ducha i ludzką naturę, musi być przede wszystkim znać siebie. Jeśli nie rozumiesz swojej własnej natury, jak możesz grać człowieka?
Ten post jest kontynuacją tego posta
Nigdy nie związałem się z żadną subkulturą. Miałem spory epizod hipisowski, ale interesowało mnie głównie słuchanie i granie muzyki z końca lat 60., plus jeżdżenie po kraju stopem, bez grosza przy duszy. Nie interesowały mnie: chrześcijaństwo, kwas i obijanie się w atmosferze ogólnej miłości. Te elementy hipisostwa były dla mnie zwykłym pedalstwem. Apropos pedalstwa: używam kremu, chodzę na manicure i golę klomby pod pachami, a mimo to jestem dumnym heteroseksualnym mężczyzną. Ach, no i uwielbiam kobiety. Jestem Europejczykiem, Polakiem, Warszawiakiem wychowanym w Warszawie i Berlinie. Znam polski, niemiecki, angielski i hiszpański. Gram na gitarze, studiowałem dziennikarstwo, pracuję w branży muzycznej jako marketingowiec, skończyłem szkołę aktorską, prowadzę bloga. Dużo rzeczy robię dobrze, ale niewiele z nich profesjonalnie. Jestem dobrym pracownikiem, ale niczego konkretnego nie produkuję, ani nawet nie sprzedaję. Niespecjalnie lubię swoje imię, wolę bardziej seksowne identyfikatory, jak Kuhn albo Amaktor. Możecie sobie wyobrazić, że w tej sytuacji trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to proste pytanie: kim jestem?
Ilu takich ziemia nosi? Półmężczyzn, pół-, a raczej niby-artystów, półojców, półmężów, wszystko po połowie, dość, by zwieść, dość, by wiarygodnie obiecać, nie dość, by obietnic dotrzymać.
Podobnie jest z bohaterem pewnej genialnej książki, którą przeczytałem ostatnio. „Morfina” Szczepana Twardocha absolutnie mnie zafascynowała, z zapartym tchem wciągnąłem ten obszerny tekst, niemal nie poświęcając uwagi światu wokół. Już dawno żadna książka aż tak mnie nie wciągnęła. Jej bohater Konstanty Willemann ma gigantyczny problem z identyfikacją. Ze mną jest inaczej, nie jestem ani morfinistą, ani kurwiarzem, ani synem Niemca i Polki, ani oficerem wojska polskiego, ani nie jest jesień 1939 roku, Warszawa nie jest zajęta przez wojska hitlerowskie. Ale czuję się podobnie: rozdarty między byciem Polakiem a byciem człowiekiem. Niepewny tego, co tak naprawdę powinienem robić w życiu, co jest dobre a co złe. Właściwie ta książka uświadomiła mi to rozdarcie. I ta książka też je uleczyła: to wszystko jest nieważne, ważne jest to, że jestem sobą.
Nie ma ludzi złych ani nie ma tych jeszcze gorszych, dobrych.
Jestem Europejczykiem, Polakiem, Warszawiakiem wychowanym w Warszawie i Berlinie. Dużo rzeczy robię dobrze, a niektóre z nich profesjonalnie. Jestem też mężem i ojcem. Lubię siebie w tej roli i choć wkurwia mnie babskie przynudzanie mojej kochanej żony o Milionie Najważniejszych Na Świecie Spraw Które Trzeba Załatwić Teraz, odkurzanie domu albo chodzenie na wywiadówki i szkolne przedstawienia, jestem szczęśliwy że to robię, bo jakoś zawsze tego chciałem. Właściwie to jestem szczęśliwszy niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich 25 lat. Mo prenumeruje „Twój Styl”. Przeczytałem tekst napisany na 25-lecie tego szacownego miesięcznika przez moją ulubioną felietonistkę Agatę Passent i zszokowało mnie, jakim tchnie pesymizmem! Niczego już nie czytamy ani nikogo nie słuchamy, więc można pisać i mówić cokolwiek. Pani Agato, ja czytam teksty Pani i Pani ojca, a słucham piosenek Pani mamy (czyli w zasadzie też czytam – jeśli słuchanie audiobooków jest czytaniem książek, to słuchanie piosenek jest czytaniem poezji). I jestem przekonany, że wielu ludzi mojego pokolenia także. A jednocześnie fejsuję, ćwierkam, wordpressuję, spisuję tony cytatów z książek i zapisuję każdy obejrzany film, bo to mnie utrzymuje w świadomości działania, motywuje i zaspokaja głód osobistego wyścigu szczurów. Nie widzę w tym nic złego. Owszem, można mówić i pisać cokolwiek, ale można też selekcjonować te treści i chłonąć tylko faktycznie wartościowe. Oraz starać się takie tworzyć. To trudne, ale satysfakcjonujące! Nigdy nie konsumowałem tyle treści co teraz i nigdy nie czułem się tak świeżo jeśli chodzi o umysł. Są też wady: zaczynam cierpieć na bezsenność, ale umiem przerwać ciągi nocnych posiedzeń i wyspać się porządnie raz na tydzień. Żyję i tak chcę żyć. Wreszcie wiem, kim jestem. Jestem sobą. Tak, to takie proste. Prosta odpowiedź na proste pytanie: kim jestem?
– Kim jesteś, Konstanty? – powtarza pytanie. Nie ucieknę.
– Nie wiem.
– Jesteś kim jesteś.
Cytaty pochodzą z: „Morfina”, Szczepan Twardoch, 2012; felieton Agaty Passent, „Twój Styl”, 03/2015
Zazdroszczę trochę tej bezsenności, a przynajmniej możliwości rezygnacji ze snu celem chłonięcia treści.
PolubieniePolubienie
Ma to swoje wady. Miewam przechlapane u żony! 😉
PolubieniePolubienie
„Gram na gitarze, studiowałem dziennikarstwo, pracuję w branży muzycznej jako marketingowiec, skończyłem szkołę aktorską, prowadzę bloga.” – multitasking. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, na ile to charakterystycznego dla naszego pokolenia „born in późny PRL” – takie zachłanne rzucanie się na wszelkie możliwości. Bo są.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Może i masz rację, choć ja uważam, że to właściwie nic szczególnego…
PolubieniePolubienie
W jakim sensie nic szczególnego? Że to nie jest typowe dla określonej grupy ludzi czy że to nic ważnego?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Rzeczony multitasking. Wydaje mi się, że tego wymaga życie.
PolubieniePolubienie
W pewnym sensie tak. Ale wydaje mi się, że jakoś kiedyś ludzie bardziej się oddawali na przykład jednemu hobby naraz, za to głębiej. A teraz panuje pewne rozstrzelenie. Jak sam napisałeś, w wielu rzeczach jest się dobrym, w żadnej konkretnej specjalistą.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prawda. To mój największy ból.
PolubieniePolubienie