Gdzieś na Świecie, początek jakiegoś miesiąca któregoś roku
Droga Kobieto!
Postanowiłem napisać do Ciebie odezwę w formie listu. Nikt już nie pisze listów, a w sztuce epistolograficznej jest jakaś piękna intymność – nawet w takim liście jak ten, od Brzydszej Połowy Ludzkości do Piękniejszej Połowy Ludzkości.
Już czuję, że teraz buzia Ci się uśmiecha. „Tak, jestem ładna” – myślisz sobie. Ale tak naprawdę wcale tak nie myślisz. Ty, Kobieto, wcale nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak jesteś niemożliwie piękna. Jesteś dużo większym cudem, niż sama sądzisz. Ja, Brzydsza Połowa Ludzkości, jestem w Tobie do nieprzytomności zakochany. Wystarczy, że mrugniesz mi dowolnym, nawet najmniejszym skrawkiem swojego ciała, a już wiem, że to Ty i wodzę za Tobą wzrokiem.
Teraz czuję, że masz zamiar się obrazić. „Skrawkiem ciała? Nie jestem samym ciałem!”. Pewnie że nie jesteś. To nie musi być ciało – możesz przejść obok mnie, gdy mam zamknięte oczy. Twój słodki zapach i Twoje miękkie kroki sprawią, że poczuję w środku dreszcz. Instynktownie odwrócę głowę w kierunku tego cudownego zjawiska, jakim jesteś.
Myślisz sobie „nie jestem zjawiskiem, tylko zwykłym człowiekiem”? Grubo się mylisz. Nie jesteś zwykła. Bóg wyrzeźbił w Tobie najpiękniejszy kształt, który nie ma sobie równych. Dał Ci mgiełkę aromatu, który może mi służyć za powietrze. Nadał Ci delikatne ruchy, które mogę obserwować godzinami. Obdarzył Cię burzą ponętnych włosów, które mogę głaskać bez przerwy. Doprawił Cię subtelnym głosem, który koi mnie lub rozjusza – i tylko Ty wiesz, jak we mnie wzbudzić to uczucie, którego akurat pożądasz. Oraz namalował Ci zachwycający uśmiech, który mam tak zakodowany, że widzę go zawsze w tej ostatniej sekundzie przed zaśnięciem. A jestem w stanie zasnąć tylko wówczas, gdy tulę się do Twoich bioder, a moja ręka spoczywa między Twoimi ciepłymi, miękkimi piersiami. Jesteś tak subtelna, urocza, idealnie wymodelowana, wypośrodkowana. Bije od Ciebie wewnętrzne ciepło, którym potrafisz doskonale zarządzać – jeśli tylko chcesz, potrafisz zamienić je w kłujący chłód, przeszywający mi serce i na zawsze odbierający życie.
Gdybyś nie była zachwycającym zjawiskiem, jak mogłabyś robić to wszystko, co robisz? Jak zwykły człowiek może rozpocząć nowe życie? Wydać je na świat w bólu, a potem kochać jakby tego bólu nigdy nie przeżył? Wychować poświęcając na to dwieście procent swojej energii, pomimo wszystko, co staje na drodze? Jak to możliwe, że masz tyle siły? Tworzysz, budujesz i pielęgnujesz swoje otoczenie, którego jestem częścią. Poświęcisz wszystko, zabijesz nawet – nie dla abstrakcyjnych ideałów, które tworzę ja i za które uważam za słuszne oddać życie własne i innych – lecz dla tej maleńkiej cząstki życia, która pochodzi z wewnątrz Ciebie. Jak możesz być człowiekiem, jeśli zawsze pozostajesz czysta, niezależnie od tego, czy jesteś akurat królową czy kurwą?
Nawet Twoje wady są zaletami. Stroisz się i pindrzysz – i jakże miałbym mieć Ci to za złe? Gdyby nie to, nie byłabyś kobietą. Kłócisz się ze sobą samą, wbijasz szpile kobietom, które nie są Tobą. Jak mógłbym to krytykować, skoro walczysz sama ze sobą o mnie? Bez przerwy gadasz i martwisz się, zamiast działać. To rzeczywiście drażniące, ale przecież robisz to wyłącznie po to, żeby dać mi szansę się wykazać. Jak można nie uwielbiać istoty, która wszystko robi dla swojego otoczenia, a nic dla siebie samej? Nawet jeśli koniec końców robisz to dla siebie samej, to i tak korzystają na tym wszyscy wokół. Przede wszystkim ja.
Nawet nie masz pojęcia, jak szczęśliwy jestem, mogąc dzielić z Tobą świat. Nie wiem za co dostałem tak wspaniałą nagrodę w postaci Ciebie. I nie wiem czym Ty zawiniłaś, że zostałaś obdarzona mną jako jedynym towarzyszem życia. Mną, który krzyczy, śmierdzi, morduje i zapomina o tym, że najważniejsze są uczucia. Nie wiem dlaczego tak jest, ale jestem za to wdzięczny. To Ty nadajesz światu kolor. Ty dźwigasz na barkach jego ciężar – i to bez jednego słowa sprzeciwu. Dla Ciebie żyję i dzięki Tobie nie wyniszczyłem się jeszcze przy pomocy głupoty, ognia i używek. Tak, jesteś zjawiskiem. Jesteś Życiem. Dziękuję że istniejesz.
Na zawsze Twój, ułomny lecz kochający –
Mężczyzna.
PS. Tak, za każdym razem, gdy się odwracasz, lustruję wzrokiem Twój tyłek. I będę nadal to robił. Nie udawaj, że Ci to przeszkadza.

Intymnie, aż rumieniłam się czytając. Mam nadzieję, że żona sobie przypomni o tych słowach, jak znowu zostawisz skarpety gdziebądź ;-P
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Gdybym dopuścił się czegoś tak skandalicznego, nic a nic by nie pomogło. 😉
Właśnie, o rumienieniu nie napisałem nic, a to śliczne jest!
PolubieniePolubienie
Reblogged this on Mistrz i Małgorzata.
PolubieniePolubienie