Rzecz o chlaniu #2

podmocnymaniolem_5

„Pod mocnym aniołem” Wojtka Smarzowskiego zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Pod tym wpływem zastanawiam się nad graniem pijaków, chlaniu wśród aktorów i alkoholem w ogóle.

Ten post jest kontynuacją tego postu

Pan niebiosów obnażony

Otwieranie się alkoholików podczas sesji terapeutycznej u Smarzowskiego przypomina mi szkołę aktorską. Tam też obnażaliśmy się, wypruwaliśmy własne psychologiczne flaki po to, żeby coś zagrać. To wydaje się dziwne, ale żeby zagrać cokolwiek, najpierw musisz mieć ogromną świadomość. A zwłaszcza samoświadomość. Najtrudniej jest grać samego siebie. Najtrudniej, a zarazem najlepiej, bo najszczerzej. Nie ma problemu, gdy jesteś sobą sam dla siebie. Ale kiedy zaczynasz być sobą dla publiczności, „na zewnątrz”, zaczyna cię to nagle potwornie krępować. Trzeba się tego wyzbyć, by dobrze zagrać. By naprawdę być swoim bohaterem, najpierw musisz naprawdę być sobą. To dopiero oksymoron!

Oksymoron to figura poetycka polegająca na zestawieniu dwóch sprzecznych ze sobą wyrażeń, dla podkreślenia doniosłości. Kolęda „Bóg się rodzi”, którą śpiewają uczestnicy terapii w „Pod mocnym aniołem”, jest ich pełna. Moc truchleje jest tu najmocniejszym przykładem. Wyobrażam sobie niepokonanego króla, takiego człowieka jak Poncjusz Piłat w „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakowa, który nagle zamiera i kurczy się w obliczu siły Boga. Tak samo uzależnienia zyskują władzę nad człowiekiem. Pan świata truchleje wobec mocy własnych słabości. Ale alkoholicy u Smarzowskiego to są w ogóle ludzie pełni sprzeczności. Jerzy chce się żenić wiedząc, że nie da kobiecie nic ponad upadek. Dwie konkurujące ze sobą, a podobne jak krople wody babki sięgają po kieliszek, aby udowodnić samym sobie swoją kobiecość. Może właśnie wewnętrzne sprzeczności prowadzą do alkoholizmu? Jeśli tak, to jestem w najtwardszej grupie ryzyka.

A Słowo Ciałem się stało

Bohater grany przez Więckiewicza – Jerzy – jest prawdopodobnie pisarzem. Celowo piszę prawdopodobnie, bo tego do końca nie wiadomo. Słyszałem zarzut pod adresem tego filmu, iż ta postać nie jest wiarygodna – on nie jest żadnym intelektualistą. Faktycznie nie wiadomo, co takiego Jerzy osiągnął jako pisarz czy po prostu myślący człowiek, ale według mnie tak ma być. Skoro jesteśmy w środku jego głowy, on nie musi sobie samemu przypominać, co napisał. Ważniejsze dla niego jest zdobycie wódy, a przemyślenia intelektualisty pozostają w tle. A może jest tylko potencjałem na inteligenta i tak naprawdę nigdy nic nie stworzył? Po przemyśleniu uznaję, że tak właśnie jest. Jerzy tylko chciałby być pisarzem. I takimi tekstami jak Badałem ich słowa, aby nabrać niezbędnej chropowatości stylu tylko samego siebie usiłuje przekonać, że nim jest. Próbuje okiełznać słowa, a obezwładnia go własne ciało.

Słyszałem też absurdalny zarzut, że ten film jest zbyt fizjologiczny. To ciekawe. A niby jaki miałby być? Jasne, jest tu dużo mięsa: ciała pozbawionego piękna, zaplutych twarzy. I kilka kwaśnych, bolesnych nawet dla widza bełtów. Ale czy to faktycznie jest nie do wytrzymania? Moim zdaniem to lżejsze od hektolitrów krwi i ton flaków, które leją się z ekranu w co drugiej hollywoodzkiej produkcji. Zresztą to wszystko jest nieważne. Bardziej interesuje mnie fizyczna robota, którą musieli odwalić aktorzy, by zagrać chorych na alkoholizm ludzi.

Niemało cierpiał, niemało

Kilka razy w ciągu półtoragodzinnego filmu oglądamy delirkę. Największe emocje są wówczas, gdy Jacek Braciak jako Kolumb zaczyna się trząść i wierzgać. Jerzy wówczas zwleka się z łóżka, noga za nogą schodzi piętro niżej do pielęgniarzy grających w karty, po czym oznajmia spokojnie: Kolumb umiera. W innym momencie filmu sam Jerzy trzęsie się i bełkocze skamląc o pomoc. To musi być naprawdę wyczerpujące fizycznie. Więckiewicz i pozostali aktorzy musieli odrobić lekcję, jaką niesie „Korkociąg” Marka Piwowskiego.

Swoja drogą, aby umieć przekonująco grać chlorów, trzeba mieć doświadczenie. Brać udział w libacjach, albo tylko zwyczajnie obserwować. Podejrzewam, że większość chlorskich scenek pochodzi z życia – na przykład słyszałem o takiej całkiem prawdziwej scence. Jeden pijany koleś opiekuje się drugim pijanym kolesiem:

  • Ja sie o ciebie martwie czy ty do domu dojdziesz…
  • Mmm…
  • Policz do dźsięciu…
  • ??
  • Krwa. Policz do dźcięciu.
  • Sprdlj.
  • Krwa! Policz do dźsięciu!
  • Cztery.

Kto nie śmiał się z pijaka? Jak zwykle, jest wiele dróg i od każdego z nas zależy, którą obierze. „Pod mocnym aniołem”, podobnie jak inne filmy Smarzowskiego, kończy się zawieszoną sceną, podczas której kamera unosi się w górę. Ale tutaj ta scena jest wyjątkowo mocna: na ekranie pozostaje oddalające się skrzyżowanie czterech ścieżek. Obierz właściwą.

Reklama

10 uwag do wpisu “Rzecz o chlaniu #2

  1. Czesc, mam takie pytanie nie dotyczáce danego postu. Mowiles we wczesniejszych przemowieniach, ze istotna jest samoswiadomosc siebie- ruchow, mimiki i tego w jaki sposob ucieka sie od odgrywania postaci naprawde. A jak skontrastowac to z tym ze nalezy byc jakby ‚automatem’ i przezywac wszystko naturalnie, bardziej czuc niz grac. Chodzi mi o to czy masz jakby jakás metode na to zeby jakby nie byc dwoma osobami. Wlasnie ciezko mi to pojac, bo niby samoobserwacja daje nam mozliwosc spojrzenia na siebie odgornie ale wtedy jakby wlasnie wchodzi sie- nie w to poprawne przezywanie prawdziwych uczuc i bycia ‚automatem’, co jest wskazane przy roli aktorskiej, ale wejscie w jakas czarna dziure, w ktorej niewiadomo co robic, samoobserwowanie sie, ktore zakluca przeplyw prawdziwych emocji.

    Polubienie

    1. Hej droznik, nie wiem czy rozumiem Twoje pytanie. Chodzi o to, jak nie zwariować grając kogoś kim nie jesteś naprawdę? Na tym polega cała trudność aktorstwa, że masz NAPRAWDĘ być przez jakiś czas swoją postacią. W sumie to całkiem proste: po prostu wyobrażasz sobie, że jesteś kimś, kto działa w jakichś „okolicznościach założonych” i w związku z nimi coś przeżywa. Nie wiem jak aktorzy radzą sobie z powrotem do własnej skóry, pewnie każdy ma swoją metodę. Bywa, że muszą się czymś wspomagać i w ten sposób wracamy do tematu tego posta. 😀
      Daj znać czy coś wyjaśniłem. Pozdrawiam!

      Polubienie

      1. Nie, nie troche pomieszalem z tymi dwoma osobami 😉 Tak pokrotce po prostu nie wiem jak odniesc sie do faktu, ze na scenie wypadaloby byc w pelni soba, bo pozwala to na autentyczne emocje, niepozowane i jak pogodzic to z tym ze takze wypadaloby sie samobserwowac, bo wtedy latwo zauwazyc jakies bledy ruchowe, rozwijac sie. Wydaje mi sie wlasnie ze sie stajac sie tym obserwujacym, automatycznie nie da sie autentycznie odegrac postaci, a to troche paradoks, bo wlasnie samoobserwacja powinna prowadzic do coraz lepszego grania aktorskiego?

        Polubione przez 1 osoba

        1. Dotykasz najtrudniejszej wg mnie kwestii aktorstwa: aby dobrze grać, nie wolno grać. Bo to widać, granie w znaczeniu „udawanie” jest sztuczne, aktor powinien przeżywać naprawdę to, co przeżywa jego postać. Tak, to jest paradoks – aby dobrze znać zachowania ludzkie, trzeba przede wszystkim znać własne zachowania, czyli się obserwować, ale już grając trzeba się zachowywać naturalnie. No cóż, to pewnie jeden z wielu paradoksów tego pięknego zawodu, pewnie dlatego mnie tak zafascynował. Podejrzewam, że wcale nie odpowiedziałem na Twoje pytanie, ale sorry, nie umiem lepiej! 🙂

          Polubienie

  2. Tym razem juz rozumiem, troche mi to naswietlasz 😉 A wlasciwie to czytajac Twoje notki natknalem sie na taki wpis o podswiadomosci, ktora rzutuje na swiadomosc i to chyba jest odpowiedz na moje pytanie 🙂 Ostatnio do amatorskiego teatru, dostalem swoja role, zaczalem cwiczyc i chyba pierwszym problemem wlasnie bylo to, ze cwiczylem swoja role efekciarsko i w ogole jej nie czulem, zwracalem uwage tylko na ton melodii jaki pasuje do danego dialogu, a nie na rozkolysanie wewnetrzne. Potem przeczytalem Twoje wpisy na blogu i w ogole zaczalem sie zastanawiac czy jest sens cwiczenia swojej roli, wypowiadania zdan, bo to sprowadza sie do sprawdzania wszystkiego wstecz co przed chwila sie powiedzialo i czy w ogole sie dobrze powiedzialo, mowi sie to w efekciarski sposob, dla siebie i malo w tym prawdziwosci-nie mozna tez jakby wytrenowac swojej postaci przez to. Malo prawdziwosci to moze jeszcze i nic, bo mozna wyrobic sobie jakis tam warsztat uderzajac swiadomie w podswiadomosc, ale zaczalem sie w ogole zastanawiac czy priorytetem nie jest czasem nabranie pewnosci siebie, a takze nad tym czy czytajac w kolko te same zdania nie wytwarza sie grozny nawyk, bo potem nabiera sie idealnie takiej samej maniery i tego samego akcentowania zdan juz nauczonego tekstu (a w tym na pewno nie ma prawdziwosci, pozniej na scenie). Czy masz na to jakás rade ? No i teraz wlasnie mam dylemat, czy wlasnie nie wazniejsze jest nabieranie pewnosci siebie, ktora bedzie rzutowac na scenie – podwiadomosc dzialajaca na swiadomosc i rezultatem wieksza prawdziwosc, a co z cwiczeniami? Samemu dla siebie chyba ciezko sobie zrobic taká baze i wczuc sie podczas treningow w role tak doslownie, bo zawsze trening robi sie w jakims celu a ten cel w glowie nie pozwala za bardzo wtopic sie w swoja postac. Na ile potrzebny jest warsztat, a wlasciwie jak ten warsztat zrobic, i taki warsztat, ktory by nie przeszkadzal prawdziwie odegrac postac.

    Polubione przez 1 osoba

    1. AHA i jeszcze pomylilem, mialo byc swiadomosc dzialajaca na podswiadomosc a nie odwrotnie. Nie przejmuj sie jak czegos nie zrozumiesz z tego tekstu, bo pisze bardzo zawile, ale mysle ze cos wyjmiesz z tego tekstu 😀

      Polubienie

      1. Tak, w systemie Stanisławskiego jest mowa o ludzkiej podświadomości. Jak pokazać, że coś czujesz? Nie da się. Trzeba to naprawdę poczuć. Nie zewnętrznie, na pokaz, formalnie, sztampowo, aktorsko. Lecz wewnątrz, naprawdę, z duszy, czyli podświadomie. Jak to zrobić, skoro nie mamy wpływu na podświadomość? – działać na nią świadomie. W skrócie: wyobrazic sobie, jak bym się czuł, gdyby: [i tu warunki Twojej postaci, okoliczności w jakich się znalazła, cele jakie sobie stawia]. Proste. I trudne jak jasna cholera 😃

        Polubione przez 1 osoba

    2. Pytasz o istotę aktorstwa, nie jestem w stanie odpowiedzieć w jednym zdaniu. Ale mam napisane lub rozpoczęte kilka notek, które na każde z Twoich ciekawych pytań odpowiadają. Zaglądaj – mam nadzieję że uda mi się odnieść do Twoich bardzo ciekawych wątpliwości.

      Polubione przez 1 osoba

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s