
Święta święta i po świętach. Jak co roku mieliście listę rzeczy do wykonania? Odwiedzić wszystkich, których powinniście? Kupić prezent dla dziadka, pójść wreszcie na pasterkę? Obejrzeć „Kevina samego w domu” i aktualną część ekranizacji Tolkiena? No to możecie dopisać jeszcze jedno: obejrzeć „Przedstawienie świąteczne w szpitalu św. Andrzeja”, które wystawia Och-Teatr.
Każdy ma swoje tradycje świąteczne. W szpitalu świętego Andrzeja, o ile się nie mylę w Londynie, mają doroczne przedstawienie teatralne. Dr Mike Connolly (Maciej Wierzbicki) ma ambitne zadanie wyreżyserowania tego przedstawienia. Spektakl ma się odbyć wieczorem, nie było jeszcze żadnej próby, a wciąż brakuje ważnych postaci.
Tymczasem dr David Mortimore (Marcin Perchuć) nie może się zaangażować w spektakl: za chwilę ma odczyt na sympozjum neurologów, które akurat odbywa się tego dnia. Jego kariera od tego zależy, a dyrektor szpitala, sir Willoughby Drake (doskonały Piotr Machalica) oczekuje streszczenia referatu jeszcze przed rozpoczęciem konferencji. Dr Hubert Boney (przezabawny Cezary Żak) jest cały zaaferowany spektaklem i generalnie swoją obecnością zaczyna wnerwiać swojego przyjaciela Mortimore’a. Pielęgniarki, w tym siostra przełożona (Katarzyna Żak) próbują sprawiać wrażenie jedynych normalnych, ale tylko jeszcze bardziej przeszkadzają biednemu Mortimore’owi. Tymczasem pojawiła się już żona Mortimore’a Rosemary (Aneta Todorczuk-Perchuć). Wtrąca się w sprawy męża, wyłącznie dla jego dobra, na przykład dba, by wyszedł na scenę o odpowiedniej porze i w odpowiednim ubraniu. A sir Drake zaczyna się niecierpliwić.
Tymczasem… jak mogliście się domyślić, to nie koniec „tymczasów”. Jednak tym razem zdarza się coś, czego nie spodziewa się nikt, a już na pewno nie Mortimore: pojawia się była pielęgniarka szpitala, jego kochanka sprzed lat Jane (Bożena Stachura) i oświadcza mu, że ma z nią syna. Syn Leslie (Otar Saralidze) skończył dopiero co 18 lat i na urodziny dostał od matki informację o ojcu, a jego młodzieńcza porywczość spowodowała, że przybiegł natychmiast do szpitala i właśnie robi awanturę w izbie przyjęć. A Drake pospiesza Mortimore’a ze swojego gabinetu głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Tymczasem hałas z izby przyjęć dotarł aż tu, na drugie piętro szpitala do pokoju lekarskiego. Lada chwila pojawi się dorosłe dziecko, które pięć minut temu w ogóle nie istniało, a w ślad za nim policjant, wezwany przez zaniepokojonych awanturą pacjentów. Tymczasem pojawia się matka Bonneya (Aleksandra Górska), by obejrzeć przedstawienie, z ciastem dla syna i jego współpracowników. Tymczasem ni stąd ni zowąd zjawia się niejaki Bill Leslie (genialny Grzegorz Warchoł), który ze sprawą ma tyle wspólnego, że ma tak samo na nazwisko, jak syn na imię, i dokłada swoje trzy grosze do ogólnego bałaganu. I jest przy tym jedną z najlepszych postaci. Tymczasem Leslie-syn uznaje Bonneya za swojego ojca, co jest o tyle niemożliwe, że Bonney jest zdeklarowanym gejem, co pokazuje na każdym kroku i robi to śmiesznie do łez. Tymczasem…
Autorem tego cudownego bałaganu jest jeden z najlepszych komediopisarzy naszych czasów, Ray Cooney. Napisał m.in. „Mayday” i Mayday 2”, które z ogromnym powodzeniem wystawia Polonia i Och-Teatr już od lat. Zaś jego syn Michael kontynuuje farsową tradycję: jest autorem „ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia” – najpopularniejszego spektaklu teatru Kamienica, w reżyserii Emiliana Kamińskiego. „Przedstawienie świąteczne…” reżyseruje zaś Krystyna Janda, co dopełnia gwarancji, że będzie to znakomicie skonstruowany spektakl. I taki jest. Nie odpuszcza ani na sekundę, niemal nie daje wytchnienia między salwami śmiechu, a przy tym nie jest męczący czy przeładowany. Może dlatego, że jest wierny starogreckiej zasadzie jedności czasu, miejsca i akcji, lub mówiąc po naszemu, dzieje się w czasie rzeczywistym.
Największą zaletą „Przedstawienia świątecznego…” są grający tu aktorzy. Perchuć jako główny bohater jest znakomity – na nim jak na osi opiera się cały pomysł i przebieg sztuki. Rewelacyjnym dopełnieniem jest Żak jako wyemancypowany doktor-gej. Doktor-stażysta Connolly przejmuje się wyłącznie swoją rolą reżysera i ma liczne, mistrzowsko śmieszne wejścia. Ale najlepsze są drobne role – babcia Bonney, Bill Leslie i dyrektor Drake. Są jak strzały oddane w powietrze: powodują gwałtowne zwroty akcji, po prostu kompletnie rozwalają sztukę. W jak najlepszym sensie oczywiście, bo robią to przy pomocy szczerego, nieopanowanego śmiechu. Tymczasem goście sympozjum wciąż czekają na głównego prelegenta, a dyrektor zdążył już się z nimi nieźle spić…
Zastanawiałem się, co powoduje, że ten spektakl jest tak śmieszny. Chyba najbardziej to, że pracowników szpitala, którzy powinni zajmować się poważnymi sprawami jak ratowanie życia, zajmuje wszystko, tylko nie pacjenci. Święta zawitały do nich na dobre, ale jest w tym coś więcej. Przypomina mi się fragment z „Don Juana” Moliere’a, gdzie Juan mówi wprost, co myśli o lekarzach: „Cała ich nauka to czysta komedia. Przyjmują jedynie na siebie chwałę w razie dobrego wyniku, ciągną korzyści z pomyślnego obrotu choroby, i pozwalają, aby przypisano ich lekarstwom wszystko, co może być rezultatem szczęśliwego przypadku i tajemnych sił przyrody.” Tak, szpital Raya Cooneya to czysta komedia. Tymczasem… Nie muszę chyba wspominać, że wszystko i dla wszystkich kończy się dobrze?
„Przedstawienie świąteczne w szpitalu św. Andrzeja” – Och-Teatr
Tytuł oryginalny: It runs in the family
Przekład: Elżbieta Woźniak
Reżyseria: Krystyna Janda
Scenografia: Maciej Maria Putowski
Obsada: Marcin Perchuć, Cezary Żak, Maciej Wierzbicki, Katarzyna Żak, Piotr Machalica, Bożena Stachura, Aneta Todorczuk-Perchuć, Grzegorz Warchoł, Alicja Przerazińska, Adam Krawczuk, Otar Saralidze, Aleksandra Górska
2 uwagi do wpisu “„Przedstawienie świąteczne w szpitalu św. Andrzeja” w Och-Teatrze”