Wiesław Michnikowski, „Tani Drań”. Recenzja książki

tanidran

Z okładki spogląda bardzo starszy pan o żywych, młodych oczach. Te oczy zdradzają człowieka o wielkim sercu, ogromnym doświadczeniu, inteligentnym poczuciu humoru. I dokładnie taka jest ta książka.

Wiesława Michnikowskiego nie trzeba nikomu przedstawiać. Jeszcze niedawno można było zobaczyć go w teatrze Współczesnym w Warszawie, często w telewizji oraz klasycznych filmach (słynna rola władczyni podziemnego świata w „Seksmisji”), a także w archiwalnych numerach kabaretu Starszych Panów i mojego ukochanego Dudka.

To Wiesław Michnikowski, a zwłaszcza jego genialny „Sęk” w duecie z Edwardem Dziewońskim, spowodował, że zainteresowałem się aktorstwem. Jakieś 30 lat temu usłyszałem ten tekst po raz pierwszy i odtąd pozostał ze mną na zawsze. Recytowałem „Sęka” lekko skonsternowanym kolegom w szkole, a później dzieciom w brzuchu Mo i w samochodzie podczas powrotu z rodzinnych wakacji. A teraz otrzymałem od wydawnictwa Prószyński i S-ka jego wspominkową książkę „Tani drań”. Wciągnąłem ją w trzy dni, ale wiem, że będę zaglądał do niej często.

Zacznijmy od tego, że to jedna z niewielu książek, której nie dałoby się wydać w formie elektronicznej. Dlaczego? Można na to w ogóle nie zwrócić uwagi. Na brzegu każdej strony są niemal identyczne zdjęcia pana Wiesława – różnią się tylko tym, czy czapkę ma na głowie, czy w ręce, i na jakim poziomie. Po chwili przypomniałem sobie zabawy w film z dzieciństwa: wystarczy szybko przekartkować strony, by pan Wiesław wytwornym gestem przywitał nas zdejmując i zakładając czapkę. Wydawcy należą się ogromne brawa za ten pomysł. Młodsi czytelnicy pewnie nawet na to nie wpadną, a dla starszych będzie to oczywiste. Poza tym to nawiązanie do treści książki: okazuje się, że pan Wiesław jest od zawsze miłośnikiem filmowania, a więc ma doświadczenie z obu stron kamery!

„Tani drań” pokazuje wielkiego człowieka: radosnego, mądrego, poważnie podchodzącego do swojej pracy. A przy tym niezwykle skromnego. Mało brakowało, a ta książka w ogóle by nie powstała. W Michnikowskim nie ma nic z gwiazdora, mówi nawet, że nigdy nie był do końca zadowolony ze swoich ról. Nie chciał, by synowie poszli w jego ślady. I właśnie jego syn – Marcin Michnikowski – jest pomysłodawcą i współautorem tej książki. Sam jest naukowcem i podejrzewam, że dzięki temu ta książka jest tak dobra. Ścisły umysł pana Marcina dbał o to, żeby to było uporządkowane, logiczne, lecz lekkie podsumowanie artystycznego życia wielkiego aktora, a nie sentymentalne czy depresyjne rozliczenie z życiem.

Choć Wiesław Michnikowski najbardziej jest znany z ról kabaretowych, to deski teatralne były dla niego źródłem największej satysfakcji. Teatr był podstawowym miejscem pracy, a estrada jego uzupełnieniem i nie ukrywam, że przynosiła pewnego rodzaju odprężenie. Wiele fragmentów książki opowiada o dowcipach, które robili sobie pracujący ze sobą aktorzy. Wiedziałem na przykład o systemie sznureczków, które instalował Michnikowski w garderobie tylko po to, by zaskoczyć któregoś z kolegów jakimś niespodziewanym ruchem, który następował gdy zasuwano szufladę. Albo szeroko zakrojony kawał zrobiony Kazimierzowi Rudzkiemu: Michnikowski zjawiał mu się w niespodziewanych miejscach, na przykład na scenie, gdzie powinien pojawić się zupełnie inny aktor. Gdyby plan został doprowadzony do końca, nasz bohater pojawiłby się w łóżku Rudzkiego zamiast żony. Zaskakujące puenty, rozbrajająco śmieszne prezenty i barwne historie – jest tu tego pełno. Nawet gdy opowiada o życiu podczas drugiej wojny, Michnikowskiego nie opuszcza uśmiech: Mimo wszystko staraliśmy się żyć normalnie. Krążył nawet taki żart, że idealiści uczą się polskiego, pesymiści niemieckiego, a realiści – rosyjskiego. Najbardziej wzrusza historia o jubileuszowym spektaklu Dudka. Aby w swoim stylu złożyć jego szefowi – Edwardowi Dziewońskiemu – życzenia urodzinowe, Wiesław Michnikowski wygrzebał szmoncesową piosenkę i poprosił Wojciecha Młynarskiego o dopisanie kilku zwrotek na tę okazję. Po zagraniu całego „Sęka” Michnikowski kontynuował rozmowę w roli. Dziewoński śmiało zaimprowizował: „Kuba, co ty do mnie chcesz jeszcze powiedzieć?” i usłyszał piosenkę – śpiewaną przez postać Kuby Goldberga – zakończoną słowami „Ech ty, Dudek, żyj sto lat”. Cytować całego tekstu nie będę, odsyłam do książki. I lojalnie informuję: to jeden z wielu fragmentów, dla którego warto tę pozycję mieć na półce. Puentę pozostawię samemu Wiesławowi Michnikowskiemu: Lata temu nuciłem „Bo we mnie jest seks”. Potem przyszedł czas, gdy przekonywałem, że „wesołe jest życie staruszka…”. Ostatnio już tylko podśpiewuję cichutko „do zakopania jeden krok”.

„Tani drań” pisany jest nie tylko z humorem, ale też z wyczuciem i pokorą człowieka wyjątkowo skromnego. A przy tym zaskakująco niepewnego siebie: Każda nowa propozycja w teatrze czy filmie zawsze mnie przerażała. To lekcja dla nas dzisiejszych – zabieganych, aroganckich, dążących po trupach do celu. Pokazuje teatr oczami zawodowca, który jednak nie wyzbył się szacunku dla sceny. Artysty, dla którego sztuka jest pisana przez wielkie „S”: Teatr, szczególnie dramatyczny, zmusza aktora do nieustannej pracy nad samym sobą, do szukania nowych środków wyrazu aktorskiego. Ta książka to znakomita szkoła aktorstwa, ale chyba jeszcze bardziej czegoś innego. Zwykłego człowieczeństwa.

TANI DRAŃ – wywiad-rzeka z Wiesławem Michnikowskim
współautor: Marcin Michnikowski
wydawnictwo: Prószyński i S-ka

tanidran2

Reklama

12 uwag do wpisu “Wiesław Michnikowski, „Tani Drań”. Recenzja książki

  1. Nie przepadam za Michnikowskim. Cenię go, ale jakoś nie bardzo lubię oglądać. Oznaczać to tylko może, że jeśli książka wpadnie w moje ręce, to ją przeczytam… Do Seksmisji czy Kabaretu Starszych Panów wszak wracać nie muszę, ale poczytać co ma do powiedzenia człowiek, który przeżył wojnę, socjalizm i dość długo żyje w obecnie panującym nam najlepszym z możliwych ustrojów (jakby poprzedni też nie był najlepszy) i wciąż nie traci pogody ducha zawsze warto. Może coś z tej pogody też mi się udzieli.
    A, on nie tylko spojrzenie ma młode. Uśmiech też. Przynajmniej na zdjęciu z okładki. Na ogół jego uśmiech zawsze wydawał mi się nieco smutny czy melancholijny.

    Polubienie

  2. „Sęk” to pierwszy skecz kabaretowy jaki zrozumiałam. Nie, że byłam jakaś wyjątkowo oporna na pojmowanie humoru, ale miałam może z 4-5 lat, kiedy go pierwszy raz usłyszałam i od tamtej pory zadręczałam wszystkich pytaniem „A pies?”, „A jakiej rasy?”. Na Kabaret Starszych Panów czas przyszedł zdecydowanie dużo później, ale i oni po drodze stali się moim świętym Graalem poczucia humoru. Tej inteligentnej zabawy słowem, którą tak z rzadka się teraz spotyka. Sięgnę po Michnikowskiego, jak tylko go napotkam! 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. To niezła jesteś! Mi zajęło parę lat zanim zrozumiałem „Friedman ma weksel Szapira z żyrem Glassa, rewindykator jest Ballensztajn, on daje 20% franco loco, towar jest u Lutmana…” 😆😆😆

      Polubienie

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s