Mądrość człowieka dorównuje głupocie

ceasar1

Niniejszy post jest efektem współpracy z magazynem HIRO.

Wchodzącą właśnie do kin „Ewolucję Planety Małp” zapowiada efektowny zwiastun o wojnie między małpami a ludźmi. Jeśli to cię przyciągnie do tego filmu, będziesz usatysfakcjonowany. Jest tu sporo walki, gruzu, ognistych wystrzałów z karabinów maszynowych. Dzięki 3D* możesz wręcz przeżyć ociekające adrenaliną wrażenie, że strzelają do ciebie. Jeśli ktoś lubi takie spędzenie czasu, to film idealny dla niego. Prosta rozrywka emocjonalna, grająca na naszych potrzebach. Zwierzęcych czy może raczej ludzkich?

Pod wieloma względami to film dużo lepszy, niż się spodziewałem. Owszem, dużo tu strzelania i taniego operowania strachem, ale jest całkiem sporo niezłego aktorstwa, choć nie w rolach ludzkich. Zarówno Jason Clarke, jak i jego filmowa partnerka Keri Russell prezentują drewniane aktorstwo. Podobnie Gary Oldman (tak!), jeśli nie liczyć jednej-dwóch niezłych scen. Za to absolutnie znakomity jest Andy Serkis (znany z roli Smeagola/Golluma z „Władcy Pierścieni”) jako Ceasar, lider małp. Ma myślące spojrzenie, zdradzające duszę. Szczerze mówiąc, on ratuje ten obraz, choć nie wiadomo gdzie kończy się jego aktorstwo, a gdzie zaczyna ingerencja komputera. Jednak nie oszukujmy się, większość widzów pójdzie na ten film nie dla aktorstwa. I nawet nie dla trzymającej się kupy historii, że Ceasar chce uniknąć wojny, którą w końcu wywołuje jego przyjaciel, Koba. Lecz po to, żeby nacieszyć się naparzanką. Zobaczyć starcie fizycznej siły małp z bronią maszynową ludzi. Odpocząć w klimatyzowanej sali, pochrupać popcorn, pogapić się na skaczące i strzelające małpy. Szkoda, bo przynajmniej w pierwszej połowie filmu jest nieco głębszych treści.

Ludzi zdziesiątkował wirus opracowany z chęci zysku przez laboratorium farmaceutyczne, w którym urodził się Cezar. Mówi o tym „Geneza planety małp” z 2011 roku. W „Ewolucji…” istnieją już tylko małe grupki ludzi, żyjące w spartańskich gettach, jakie pozostały z miast. Ludzie z San Francisco muszą uruchomić elektrownię wodną, która znajduje się na terenie małp. Idzie o to, czy Cezar i jego ekipa na to pozwolą. Część małp obawia się jego zbyt bliskich relacji z ludźmi („Cezar kocha ludzi bardziej niż małpy” – mówi Koba). To rzeczywiście ciekawy wątek. Czy małpy pozwolą ludziom działać? Czy ludzie zaatakują małpy, jeśli nie pozwolą? Czy małpy przejmą od ludzi tendencję do wyniszczania własnego gatunku? A może nastąpi po prostu starcie dwóch sił? Niestety, właśnie to następuje. Ludzie zbroją się, małpy to odkrywają, organizują nagonkę, ludzie bronią się atakiem. Pomijam liczne niekonsekwencje i nonsensy. Grunt, że niezły film przeradza się w tanie widowisko. Może tego właśnie potrzebujemy…

Pierwotna „Planeta małp” – znakomite opowiadanie Pierre’a Boulle’a, film z 1968 roku oraz seria jego sequeli z lat 70. – opowiada o upadku ludzkości. Sukces tej serii opiera się na naszej uniwersalnej fobii przeciwko małpom (szerzej: zwierzętom) zbyt podobnym do ludzi. Nie potrafimy znieść widoku innego gatunku na naszym miejscu. Małpy zajmują miejsce człowieka, bo człowiek sam się wyniszcza. „Planeta Małp” z 1968 roku, film w reżyserii F. J. Schaffnera, bodaj najbardziej zbliżony do książki, mówi o tym mocno metaforycznie, daje się interpretować. Przez to prawdopodobnie jest zbyt nudny dla dzisiejszego widza. Nawet film Tima Burtona z 2001 roku – generalnie słaby z powodu niedbałości o szczegóły i fatalne aktorstwo, jeśli nie liczyć małpiej roli Heleny Bonham Carter – jest ładną opowieścią o tym, że lepsza (pokojowa, małpia) cywilizacja wyparła gorszą (ludzką). Małpy nie zabijają małp. Nie wiedzą, do czego służy broń i nie rozumieją głupawego tłumaczenia człowieka: „Służy do obrony”. Zaś u Schaffnera pada zdanie: Mądrość człowieka dorównywała głupocie; walczył i zabijał dla przyjemności.

Ale czy to nie jest wspólna idea całego gatunku science fiction: żeby zastanowić się nad kondycją człowieczeństwa przez pryzmat wymyślonej przyszłości? Bodaj zawsze ludzkość malowana jest w czarnych barwach. W „Odysei Kosmicznej 2001” Stanleya Kubricka historia zatacza koło: małpa staje się człowiekiem gdy zabija małpę, człowiek tworzy komputer, komputer staje się człowiekiem gdy zabija człowieka. Kultowe „Gwiezdne wojny” oparte są w całości na walce jednych ludzi przeciw drugim. W „Grze Endera” – świetnym opowiadaniu Orsona Scotta Carda, zekranizowanym przez Gavina Hooda – zdominowani przez wojsko i polityków ludzie zbroją się przeciw kosmicznym stworom, a gdy zdobywają ich siedliska okazuje się, że atak był sprowokowany przez samych ludzi. W doskonałym „Kongresie futurologicznym” Stanisława Lema, oraz jego fabularno-animowanej adaptacji Ari Folmana, wszystko stoi na głowie. Ludzie przyszłości żyją na permanentnym haju, nie wiadomo co jest prawdą a co snem, na wszystko jest środek chemiczny. Ludźmi steruje mistyczna grupa trzymająca władzę i nawet znajomi nie są już konieczni: Istnieje środek zwany duetyną, który rozdwaja osobowość tak, że prowadzi się dyskusje z samym sobą. Zarówno książka jak i film zapewniają znakomitą zabawę, ale to jednak śmiech przez łzy. Tak wygląda nasza przyszłość?

Czy rzeczywiście człowiek jest zły brnie do samozagłady? Tego nie wiem. Na pewno dąży do wygody, przyswajania łatwych treści. Dlatego tłumnie pójdzie na „Ewolucję Planety Małp”. I może nawet nie zauważy niezłych stron tego filmu.

 Felieton ukazał się w magazynie HIRO nr 44. Zobacz ten numer
* Muszę przyznać, że to był pierwszy film, w którym 3D mi nie przeszkadzało. Wszystko wygląda nieźle, jest emocjonujące, ale nie przesadzone.

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s