Kumpel polecił mi kilka pozycji filmowych, pochodzących z Polski poprzedniej epoki. Wszystkie są czarno-białe i wszystkie opowiadają o chlaniu. No to siup?
Na początek o wspomnianym kumplu. To interesujący człowiek: alternatywny muzyk, jednocześnie nienawidzący komuny i tęskniący do jej czasów, które pamięta z dzieciństwa, bo w 1989 roku miał jakieś 12 lat. Ja podobnie: miałem dziewięć. Filmy, które mi polecił, ogląda z rozrzewnieniem wraz ze swoimi kolegami-muzykantami z tego samego pokolenia. Podczas tras koncertowych, w zespołowym busie, mają sporo czasu na oglądanie filmów oraz spożycie tego i owego. Swoją drogą jestem pewien, że spodoba im się „Jaskółka”. Zanim przystąpicie do konsumowania poniższych pozycji, proponuję zaopatrzyć się w zapas napojów wyskokowych. No to polewamy!
Lekarstwo na chorobę postszmirową
„Monidło” z 1969 roku jest oparte na opowiadaniu Jana Himilsbacha. Zwykłe mieszkanie w miejskim mrówkowcu, ojciec i syn. Ojciec chce się dyskretnie napić, tak by żona nie zorientowała się wróciwszy, a syn ma się uczyć. „Czytaj synku, czytaj. Ja nie czytam, bo nie mam nerw do czytania.” Ni stąd ni zowąd wchodzi facet, który ma tu pewien interes: przyniósł monidło, a monidło łagodzi obyczaje. Co z tego wynika nie napiszę, polecam obejrzeć. W każdym razie chlanie odgrywa w tym filmie kluczową rolę społeczno-pojednawczą.
Tylko się nie upij synku, bo jesteś za ciężki do rozbierania
„Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy” (1973) jest zdecydowanie lepsze aktorsko. Ten obraz, wyreżyserowany przez Jerzego Gruzę, też jest oparty na opowiadaniu Himilsbacha. Główną rolę 40-letniego faceta, który wrócił do matki po odsiadce, gra Zdzisław Maklakiewicz. Już pierwsza scena, w której synek konfrontuje się z mamusią („Gdzie mamusia schowała pieniądze? Bo się potnę!”), jest do bólu śmieszna. Potem ten typek spotyka się z kumplami pod budką z piwem, zresztą sama budka jest po prostu genialna. Całe szemrane towarzystwo zostaje zebrane przez przedsiębiorczego dyrektora zakładu budowlanego (świetny Leon Niemczyk). Dyrektor potrzebuje dziesięciu silnych mężczyzn do rozładowania dostawy, a zależy mu, jak się później okaże, bo celuje w sowitą premię. Można się domyślić, że panowie są niezbyt chętni. W końcu dają się przekonać dodatkowymi środkami z budżetu socjalnego oraz – przede wszystkim – przyjęciem na koniec roboty. I to są najlepsze sceny tego godzinnego obrazu. Gdy polała się wóda, języki się rozwiązały i zaczęło bratanie z dyrektorem Piątkiem oraz koślawe zaloty do pani Bożenki. Szczegóły są powalające: upominki dla ekipy (lala łowicka, książka „Rozwój Warmii i Mazur w Polsce ludowej”, budzik zagraniczny), gitowskie rozmowy, czy połajanie chłoptasia o mongolskiej twarzy. To jest doskonały film, zarówno pojedyncze sceny, jak i w całości. Wzruszająca kultura spod budki z piwem, która oburza i jednocześnie w jakiś sposób zachwyca. No i aktorstwo: każdy najdrobniejszy ruch, każda postać jest arcygenialna, a do tego niemożliwie zabawna.
Dodajmy: w ciekawej roli, cwaniaka od stóp do głów w dżinsie, występuje Wiesław Dymny, mąż Anny Dymnej, który umarł z przepicia.
Produkcja alkoholowa wzrośnie
Na deser proponuję „Korkociąg” Marka Piwowskiego z 1972 roku. To przerażający dokument, w którym sceny ze szpitala, leczącego ciężkie przypadki alkoholizmu, są przerywane wypowiedziami specjalisty „przemysłu monopolowego”. I tak: słuchamy halucynacji alkoholowych pacjentów szpitala, a za chwilę dowiadujemy się, że produkcja alkoholu zostanie zwiększona do 12000 butelek na godzinę. Widzimy grupę lekarzy unieruchamiających faceta trzęsącego się w padaczce alkoholowej, po czym otrzymujemy informację, że państwo inwestuje w nowoczesne technologie produkcji wódek. Przyglądamy się delirce alkoholowej, następnie słyszymy brawa po wypowiedzi, że dochody z przemysłu spirytusowego są największe w historii, a prognozy mówią o dalszych wzrostach.
Dodam w ramach zakąski, że w ostatniej minucie filmu towarzyszymy człowiekowi w agonii, który skamle o więcej powietrza, po czym umiera.
Korkociąg Piwowskiego robi niesamowite wrażenie. Swego czasu już go widziałem, ale mimo to warto wrócić do tych obrazów. Mimo, że są przerażające.
PolubieniePolubienie
Korkociąg Piwowskiego już widziałem. Mimo to cieszę się, że przypomniałeś mi o nim. Pozostałe również robią wrażenie. Warto oglądnąć ku przestrodze.
PolubieniePolubienie
Tak. Śmieszne i wcale nieśmieszne.
PolubieniePolubienie