Słowa to wszystko co mamy #2

podwojenie

Przeczytałem ostatnio książkę portugalskiego noblisty Josego Saramagi, od razu spieszę przeprosić tych z moich szanownych czytelników, którzy dużo lepiej ode mnie są zaznajomieni z wybitną literaturą… Zapraszam na dużo, dużo słów o słowach w aktorstwie i życiu.

Koło wynaleziono i zostało już tak wynalezione na zawsze, podczas gdy słowa, te i wszystkie inne, przyszły na świat z mglistym przeznaczeniem, niejasnym, bycia uporządkowaniem fonetycznym i morfologicznym o charakterze w przeważającej mierze prowizorycznym, nawet jeśli, (…) upierają się przy uchodzeniu nie tyle za siebie same, ile za to, co w sposób zmienny oznaczają lub reprezentują.

Uczymy się cały czas. Moją największą zdobyczą szkoły aktorskiej nie są umiejętności teatralne, lecz motywacja. To szkoła sprawiła, że przestałem się przejmować rzeczami nieważnymi w życiu, jak to, co powiedział prezes tej czy innej partii żeby mu słupki skoczyły, zacząłem mieć czas dla siebie, nie tracąc przy tym czasu dla tych, których kocham, jestem w stanie więcej wymagać od siebie, a nie od otoczenia, mam siłę i czas na codzienne ćwiczenia, czytanie i oglądanie, podczas gdy nie odstawiłem normalnych obowiązków męża/ojca/pracownika i jestem z tego prawdziwie dumny. Bo aktorstwo wymaga, to nie jest niskoenergetyczna zabawa jak gry komputerowe czy siłownia, tu nie wolno być nierozumnym klocem dbającym wyłącznie o podstawowe potrzeby w rodzaju nażarcia się trzy razy dziennie i spuszczenia się raz, tu pracuje i ciało, i głowa, tu forsowana jest pamięć i mięśnie, to wyczerpuje tak fizycznie jak psychicznie. Aktorstwo wymaga walki ze sobą samym, przecież każdy wolałby wracać z pracy po to, by tyć przed telewizorem, ale człowiek jest tak dziwnym stworzeniem, że musi zapewnić sobie także komfort psychiczny, który wcale nie musi się pokrywać z komfortem fizycznym. Oczywiście, lubię się spuścić raz dziennie, a nażreć trzy, ale to nie wystarcza mi do życia, dlatego zgłębiam, chwytam, czytam, oglądam i słucham, uczę się na pamięć, ćwiczę oddech, trenuję krtań, „porządkuję fonetycznie i morfologicznie”, analizuję co rzeczy „oznaczają lub reprezentują”. Liczę książki, które przeczytałem w tym roku i to już nie jest jedna wątła cyfra jak kiedyś, lecz dwucyfrowa liczba niezbyt może pokaźna, ale przyprawiająca mnie o dumę jakbym nie wiadomo co zrobił.

Łączymy słowa, i więcej i więcej słów, (…) zaimek osobowy, przysłówek, czasownik, przymiotnik i bez względu na to, jak byśmy próbowali, jak byśmy się starali, zawsze kończymy po zewnętrznej stronie uczuć, które naiwnie chcieliśmy opisać.

Ten piękny fragment chyba może nam posłużyć za wyjaśnienie, dlaczego aktorstwo stara się używać jak najmniej słów – albowiem te słowa są ułomne i nigdy nie odwzorują „głębi ludzkich uczuć”, jak to trafnie wyraża Stanisławski, prawdziwe emocje odgrywają się między nimi, jedno dobre słowo we właściwym miejscu i wypowiedziane w odpowiedni sposób zdziała więcej, niż tysiąc słów.

Słowa to diabelska pułapka, nam się zdaje, że pozwoliliśmy opuścić naszym ustom tylko to, co nam odpowiada, aż tu nagle pojawia się pomiędzy nimi jakieś niechciane słowo, nie mamy pojęcia, skąd się wzięło, nie wzywano go i to z jego powodu, a nierzadko mamy później problemy z przypomnieniem go sobie, kierunek rozmowy raptownie zmienia kurs, zaczynamy potwierdzać to, czemu wcześniej zaprzeczaliśmy, albo vice versa.

A ten fragment jeszcze lepiej tłumaczy, dlaczego odpowiednio użyte słowo w aktorstwie jest kluczowe: może zmienić bieg akcji, może stać się wyjaśnieniem intrygi, argumentem dla pokierowania ludzkich działań na odpowiednie, lub też całkiem inne, niespodziewane, tory, wyciągnąć głębsze znaczenie z wcześniejszych działań albo słów padających gdzie indziej.

Ma talent do wygłaszania krótkich zdań, zwięzłych, demonstracyjnych, do posłużenia się czterema zaledwie słowami, aby powiedzieć to, czego inni nie potrafią powiedzieć, nawet używając czterdziestu.

Nie pamiętam kogo dotyczy ten cytat, ale zdolność to niezwykła, w której wciąż się ćwiczę, zwłaszcza w pracy, bo tam używam słów, by pokazywać przewagę produktów i usług, a jestem uczulony na przegadane reklamy i wybitne hasła reklamowe w rodzaju „Najlepsza oferta i doskonałe produkty, i obsługa jakiej nie spotkasz nigdzie indziej, przy cenach najniższych w mieście”, choć, przyznaję, to moje sięćwiczenie w ogóle nie dotyczy tego bloga, w którym teksty są regularnie za długie, a niniejszy jest wręcz kuriozalnym tego przykładem.

Ja zrobię porządek z tym chaosem, i wtedy zdarzyło się coś niesłychanego, (…) wyszeptała, Chaos jest jeszcze nie odgadnionym porządkiem. (…) Idea porządku zawarta w chaosie, która może zostać odnaleziona tylko w jego wnętrzu.

Co za cudowna myśl, to jest dokładnie to, co dzieje się z każdym napisanym tu tekstem: czytam lub oglądam coś, co mi się kojarzy z jakimś zagadnieniem dotyczącym aktorstwa, następnie wyłuskuję myśli i pasujące do nich cytaty, które uprzednio notuję rozkładając na czynniki pierwsze, a potem syntetyzuję tę masę w całość, pamiętając o jakiejś ustalonej na wstępie myśli przewodniej, staram się odnaleźć porządek w chaosie i nigdy nie wiem, czy uda mi się osiągnąć efekt, przekazać to, co przeskakuje między dwiema odległymi elektrodami w moim mózgu, czyli po prostu skomunikować się z Tobą, drogi Czytelniku.

Wszystkie słowniki razem nie zawierają nawet połowy wyrazów, które są nam potrzebne, by się ze sobą porozumieć.

A zatem wszystko na nic? Tak i nie, bo, jako się rzekło, mamy w zanadrzu nie tylko same słowa, albo też wyrazy, aby się komunikować, mamy mianowicie gesty, spojrzenia, dźwięki nie istniejące w języku, intencje, słowa niewypowiedziane i wszystkie inne treści między wierszami, ale gdyby się nad tym zastanowić, i spróbować wszystkie te środki komunikacji ująć w jednej wygodnej definicji, to chcąc nie chcąc musimy je nazwać słowami, a tych słów jest niemało i w sumie tworzą całkiem pokaźne możliwości komunikacji, lecz jednak rację musimy przyznać tym genialnym, odkrywczym i elektryzującym słowom, Słowa to wszystko co mamy.

Wszystkie cytaty oraz sposób, w jaki zabawiłem się, by to wszystko napisać, pochodzą z: „Podwojenie”, Jose Saramago, 2002

Bardzo przepraszam szanownych czytelników. Obiecuję, że to ostatni raz, kiedy usiłuję naśladować styl pisarza. Mam nadzieję, że nie poczuliście jakobym eksperymentował na Was, mając za idiotów.

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s