Słowa to wszystko co mamy #1

saramago2

Przeczytałem ostatnio książkę portugalskiego noblisty Josego Saramagi, od razu spieszę przeprosić tych z moich szanownych czytelników, którzy dużo lepiej ode mnie są zaznajomieni z wybitną literaturą… Zapraszam na dużo, dużo słów o słowach w aktorstwie i życiu.

Aktorstwo powinno opierać się na słowach, wydawałoby się, i bez wątpienia są one istotne, czego dowodzi istnienie w szkole aktorskiej przedmiotu Impostacja, która jest nauką o sposobie wydobywania z siebie dźwięków, co najczęściej sprowadza się do słów i ich mówienia, ale okazuje się, że nie to, jakie słowa wypowiadamy jest najbardziej aktorskie, lecz to, jak je mówimy, a najbardziej to, czego wcale nie mówimy.

Przeczytałem ostatnio książkę portugalskiego noblisty Josego Saramagi, od razu spieszę przeprosić tych z moich szanownych czytelników, którzy dużo lepiej ode mnie są zaznajomieni z wybitną literaturą, że zbyt często padają tu ochy i achy pod adresem jakiejś książki, którą dopiero poznałem, a którą świat inteligentnych ludzi ceni od dawna, mowa tu mianowicie o książce „Podwojenie”, opowiadającej o średniaku w średnim wieku z wielkiego miasta, który ni stąd ni zowąd odkrywa, że ma sobowtóra, po czym się z nim spotyka i co z tego wynika.

Ludziom współczesnym nie przychodzi nawet do głowy, jak wiele wysiłku kosztowało wymyślenie całej tej gromady słów, po pierwsze, a kto wie, czy nie było to najtrudniejsze ze wszystkiego, trzeba było zrozumieć, że ich brakuje, później trzeba było dojść do porozumienia co do natychmiastowych efektów ich pojawienia się i w końcu zadanie, którego nigdy nie uda się doprowadzić do końca, wyobrazić sobie konsekwencje, jakie mogły się pojawić, w krótkim i długim okresie czasu, z powodu rzeczonych efektów i rzeczonych słów.

Lecz to nie sama historia Tertuliana Maksyma Alfonsa, nomen omen historyka, naznaczonego gigantycznym jak widać piętnem nazwiska – historia znakomita, a jakże! – najbardziej wciągnęła mnie w tę książkę, otóż wciągnęły mnie same słowa, sposób, w jaki autor wylewa je w niekończących się akapitach, w których nawet dialogi rozpisane są między przecinkami, i trzeba niemałej cierpliwości, by dotrzeć do końca wspomnianej historii, zdradźmy już na wstępie, że koniec ten oddaje cierpliwemu czytelnikowi niemałą gratyfikację, będąc, co także możemy już teraz zdradzić, jednocześnie końcem i początkiem. Ten autorski sposób pisania, przywodzący na myśl opowieść podpitego bajdury, stawiającego słowa przeciw opornym zasypianiu dzieciom, skojarzył mi się z tym, czym dla aktorstwa jest podwójne znaczenie mówienia – bo aktor, jako się rzekło, musi umieć mówić, ale powiedzieć musi najwięcej tym, czego nie mówi – i dlatego właśnie postanowiłem zerżnąć ten styl pisania, a jestem świadomy, że będzie to ledwie marne usiłowanie. Cierpliwości, czytelnicy, bo gratyfikacji jak u Saramagi nie będzie.

Dziwne związki łączą nas ze słowami. Kiedy jesteśmy mali, uczymy się ich kilku, w toku naszego istnienia gromadzimy inne, które docierają do nas poprzez naukę w szkole, poprzez rozmowę, poprzez lekturę, i w końcu okazuje się, że relatywnie mało jest takich, co do których znaczenia, sensu i wartości nie mielibyśmy żadnych wątpliwości, gdyby któregoś dnia o to zapytano. (…) prześlizgując się nieustraszenie po powierzchni pojęć, o których mamy jedynie mgliste wyobrażenie, (…) wymacujemy ścieżkę pośród gęstwiny słów, lepiej lub gorzej udaje nam się porozumiewać, a czasem nawet spotykać się w tym gąszczu.

Stworzyliśmy masę słów, aż mamy problem z posługiwaniem się nimi, większość z nas przecież, posługując się jednym i tym samym zestawem słów zwanym językiem, robi błędy nawet nie zdając sobie z tego sprawy, a bardzo często, prawdopodobnie zbyt często, konfrontujemy się ze słowem, którego znaczenia nie znamy lub nie jesteśmy pewni, znamienne to zwłaszcza wtedy, gdy wypowiada je ktoś, kto także go nie rozumie. I próbujemy tymi słowami się skomunikować, „wymacujemy ścieżkę pośród gęstwiny słów, lepiej lub gorzej udaje nam się porozumiewać, a czasem nawet spotykać się w tym gąszczu”, a przecież okazuje się, że wcale nie słowa są w naszej komunikacji najważniejsze.

Tertulian Maksym Alfons powiedział w końcu, Może kiedyś będzie mi pani mogła wybaczyć, a Helena odpowiedziała, Przebaczenie to tylko słowo, Słowa to wszystko, co mamy.

Bzdura, mamy dużo więcej niż same słowa i korzystamy z tego na co dzień, jedni nie mówią wiele bo stawiają na działanie, inni zaś stosują słowa zamiennie z innymi formami komunikacji, na przykład obrażaniem się. To, co pozostaje niedopowiedziane, jest równie ważne dla komunikacji, dlatego dla aktora słowo jest tylko podstawą, uzasadnieniem działania lub jego podsumowaniem, samo w sobie nie jest ważne. Gdy jest do zagrania scena, w której mężczyzna przychodzi do kobiety, aby wytłumaczyć ich intencje lub uczucia rozgrywające się między nimi, lepiej nie używać zbyt dużej liczby słów, Co się stało że jednak zdecydowałeś się tu przyjść, Długo myślałem i uznałem że powinienem z tobą porozmawiać, wystarczy przeciągłe spojrzenie, Wróciłeś. Tak zagrana scena będzie teatralna, dobrze niedopowiedziana, da widzowi przestrzeń do zaangażowania się, pierwsza zaś wersja byłaby tautologiczna, mająca widza za głupka.

W przeciwieństwie do tego, co zwykle się myśli, pomocne słowa, otwierające drogę do wielkich i dramatycznych dialogów, zwykle są skromne, pospolite, oklepane, kto by to pomyślał, że pytanie, Chcesz kawy, może posłużyć jako wstęp do gorzkiej debaty o straconych uczuciach albo o słodyczy pogodzenia się, do której nie wiadomo, jak dotrzeć.

To jest właśnie teatralny dialog aktorski, cisza i działanie, długie wciągające spojrzenie, milion słów niedopowiedzianych a padają tylko dwa, Chcesz kawy, całą resztę dopowiada sobie widz, bo cała ta reszta jest w spojrzeniu, w oczach, czyli najbardziej aktorskiej części ciała aktora. Możnaby zostawić widza tylko z tym, żadnej „gorzkiej debaty o straconych uczuciach” nie grać, pozostawić ją w domyśle, dla widza i tak będzie jasne, że między dwojgiem ludzi coś się zdarzyło, a im więcej niepewności, czy była to gorzka debata, czy może jednak słodycz pogodzenia, tym lepiej dla sztuki, którą bądź co bądź jest film czy dramat.

CDN.

Wszystkie cytaty oraz sposób, w jaki zabawiłem się, by to wszystko napisać, pochodzą z: „Podwojenie”, Jose Saramago, 2002

Bardzo przepraszam szanownych czytelników. Obiecuję, że to ostatni raz, kiedy usiłuję naśladować styl pisarza. Mam nadzieję, że nie poczuliście jakobym eksperymentował na Was, mając za idiotów.

Jedna uwaga do wpisu “Słowa to wszystko co mamy #1

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s