W dżdżystym Georgetown dżdżownica Dżulia marzyła o radży Rogerze z Georgii.
To ćwiczenie dykcyjne zostało użyte przez psor Julię Chmielnik do nauki intonacji podczas zajęć z impostacji głosu. Dlatego dożywotnio otrzymuje ode mnie ksywę Dżdżownica Dżulia.
Psor Dżulia miała z nami bardzo długą przerwę, gdyż była zajęta w związku z programem w Polsacie. Gdy się z powrotem pojawiła, znów otoczyła nas swoim urokiem i imponującą wiedzą. Przy niej chce się pracować i wkurwiają mnie ci, którzy nie chcą. Dżdżownica reaguje na nich bardzo grzecznie, ale zdecydowanie: ja poświęcam wam swój czas i energię, proszę też mi poświęcić albo wyjść.
Uczymy się, żeby łączyć pary samogłosek, ale wyraźnie oddzielać pary spółgłosek. W „teatrze” mówimy obie samogłoski razem, na jednym dźwięku. Za to w „wannie” spółgłoski „n” nie mogą być przeleciane płynnie i razem, to musi być wyraźne potknięcie: n-n.
Następnie robimy głosy dźwiękonaśladowcze. Dostaliśmy zadanie, by słuchać dźwięków wokół nas i starać się je powtarzać. Więc jeżdżę po Warszawie i wyję/świszczę naśladując tramwaj. Albo specjalnie podjeżdżam jak najbliżej porsche, by zasymulować bulgotanie/trajkotanie sześciocylindrowego boksera. Lub przerażająco syczę, powtarzając dźwięk wydawany przez ciężarówkę. To samo z ludźmi: słucham jak mówią w emocjach, jakich dźwięków używają wyrażając (lub skrywając!) różne uczucia.
Podczas zajęć wokalnych śpiewamy numery chóralne. Sprawia nam to pełno radości i całkiem fajnie wychodzi!
No i ciągle ćwiczymy się w samoświadomości. Powtarzanie scenki, którą pokazała nam psorka Dżdżownica, było naprawdę trudne: wokalnie mniej, ale ruchowo tak. A zwłaszcza połączenie tych dwóch elementów. Okazuje się, że większość z nas ruchowo jest kompletnie w lesie. Jesteśmy sztywni, przerażeni i skrępowani. Boimy się lub wstydzimy skakania po krzesłach i stołach. Zaznaczam, że większość moich koleżanek i kolegów jest młodymi ludźmi. Ja, gość w połowie trzydziestki, ruszam się niedobrze, ale nie gorzej niż 20-latkowie. A to o tyle ważne, że mamy się nauczyć rzeczywistości castingowej. Żeby nie bać się spróbować zrobić to, czego oczekuje od nas reżyser. Nie bać się wchodzić w rolę.
Kolejnym elementem ostatnich zajęć impostacyjnych jest szept sceniczny. Tu wykorzystuje się bardzo dużo powietrza: jeden oddech na jedno słowo. Artykulacja jest niezwykle ważna, bo słowa muszą być zrozumiałe. Każda samogłoska musi być wyraźnie ukształtowana, dużo bardziej niż z głosem. To samo ze spółgłoskami – usta mają się do nich kształtować aż do przesady. Istnieją dwa rodzaje szeptu scenicznego: całkiem bezdźwięczny i z lekkim przydźwiękiem, ale bez przesady. Przy czym ten drugi wcale nie jest prostszy od pierwszego.
Ćwiczymy kierunek intonacyjny: czytamy zdanie z nakreśloną pod nim krzywą, która pokazuje, jak ma iść intonacja: w górę, w dół, akcent. Świetna zabawa i niezłe ćwiczenie. Bo intonacja wprowadza określone zabarwienie emocjonalne. Można to ćwiczyć samemu, czytając zdania na różne sposoby – jako pytanie, jako rozkaz, jako wątpliwość, jako człowiek wkurwiony, jako rozbawiony itp. Dostajemy takie zadanie do domu: POBIERZ PDF.
A na koniec robimy świetną zabawę, która zainspirowała tytuł tego tekstu i ksywę dla psor Dżulii. Zdanie, które napisałem na samym początku, wypowiadamy na scenie realizując różne zadania aktorskie: pijany żul, rozbeczana dzidzia, nadęta śpiewaczka, średniowieczny duch, człowiek przerażony, męski sekstelefon. Śmieszne, pouczające oraz wymagające otwartego umysłu i scenicznej odwagi.
Ciekawe te zajęcia, ja lubię Dykcję, często się z nią prowadzam, choć czasem mnie opuszcza, szczególnie po spożyciu 😦
PolubieniePolubienie
hahaha! apropos polecam: https://www.youtube.com/watch?v=u_LOZdlWF38
PolubieniePolubienie