
Był sobie teatr i był dobry.
I był w Grecji, i był tu i teraz, i miał maski, i miał chór.
A potem był w Anglii i miał swojego patrona, króla. I miał swoje kolosea i swoje sztuki, i swojego mistrza: Szekspira. I miał wielu wielu gości. I księciów, i parobków.
A potem był w Rosji i spotkał Konstantego Stanisławskiego, który go kochał i rozumiał.
A potem był w USA i mieszkał w Nowym Jorku, na Broadwayu. I był z nim uczeń Stanisławskiego, Czechow, bratanek tego dramaturga. I on rozsławił go, a Stanisławskiego przy okazji.
A wcześniej spotkał braci Lumiere i myślał, że już sobie odpocznie, bo miał następcę. Niektórzy nawet mówili, że umrze. Ale wcale nie umarł ani nawet nie odpoczął.
A potem przeniósł się do Los Angeles, gdzie stworzył wioskę Hollywood.