„ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia” w teatrze Kamienica

ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia Foto: Rafał Latoszek
ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia
Foto: Rafał Latoszek

Gęsta plątanina kłamstw i kombinacji przeradza się w koszmar, gdy dwoje urzędasów odwiedza dom będący schronieniem dla poszkodowanych przez życie. Tym nieszczęśliwszych, że w większości wymyślonych. Autor tej intrygi musi zachować tajemnicę przed przedstawicielami prawa oraz własną żoną, a z pomocą przychodzą mu… oni sami. Wieczór z szczerym śmiechem zapewnia teatr Kamienica.

Niniejsza recenzja jest wynikiem współpracy z dwumiesięcznikiem LAIF

„ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia” to adaptacja scenariusza brytyjsko-amerykańskiego pisarza Michaela Cooneya pt. „Cash on Delivery”. Autor jest fachowcem od horrorów, ale jego najbardziej popularna sztuka, wystawiana na całym świecie, to właśnie ta komedia. Premierę miała w Londynie w 1996 roku. Zasadne wydaje się pytanie, czy zespół Emiliana Kamińskiego czekał tyle lat z adaptacją właśnie na moment, w którym ważą się losy związku każdego Polaka z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. Ale ten blog nie jest miejscem na rozważania polityczne.

Jakkolwiek było, to udana interpretacja. Tytułowy Słoń to wytrawny kombinator, dysponujący rzeczywiście zalotnym uśmiechem. Obławia się w zasiłkach społecznych, które otrzymuje w imieniu osób zgłoszonych jako jego sublokatorzy. Nie trzeba dodawać, że tylko część z nich istnieje naprawdę. Choć może to nie Słoń jest intrygantem, tylko system nieszczelny? Lojalna pomoc najbliższych przyjaciół pomaga bohaterowi utrzymać taki stan rzeczy, no i tajemnicę przed małżonką. Lecz oto zaczynają się kłopoty: dwoje przedstawicieli urzędów od wypłat składa wizytę w domu Słoniów.

Sambor Czarnota jako Słoń jest po prostu doskonały. Jego postać ma niezwykłą dynamikę: wyrafinowane i precyzyjne ruchy imponują zwłaszcza słuchaczowi szkoły aktorskiej. Ale także w sferze emocji jest przekonujący, zwłaszcza gdy okazuje się, że cel, jaki mu od początku przyświeca, to po prostu miłość do żony. Wujek Słonia, grany mistrzowsko przez reżysera Emiliana Kamińskiego, jest drugim głównym punktem tytułu. Kiedy intryga zagęszcza się na tyle, że wuj musi przebrać się za kobietę, wchodzimy w sam środek uroczego chaosu. Zobaczyć Emiliana Kamińskiego przebranego za Marylin Monroe i usłyszeć go śpiewającego „Happy birthday Mister President” to może być jedno z ważnych doświadczeń życiowych. Dla samej tej sceny warto zobaczyć „ZUS”.

Ale warto też przyjrzeć się pozostałym postaciom. Typowy formalista z budżetówki nazwiskiem Jużrzyg (świetny Paweł Burczyk) okazuje się wrażliwym malarzem-amatorem, poszukującym sposobu na oderwanie się od urzędniczych obowiązków. Choć początkowo stara się utrzymać sumienność, wkrótce staje się bezradny wobec Słonia, który częstuje go herbatą z odpowiednim woltażem. Jużrzyg rozkłada się całkowicie, a za chwilę będzie go szukać jego bezkompromisowa szefowa. Ta postać, grana błyskotliwie przez Krystynę Tkacz, okazuje się osią zwrotną sztuki. To ona jest źródłem fantastycznej puenty, za którą „ZUS” otrzymuje ode mnie pięć gwiazdek. Warto przytoczyć scenę, która odgrywa się między nią a rosyjskim mafioso-artystą-grabarzem, w którego wciela się psor Tomek Gęsikowski:

  • Jużrzyg jest?!
  • Po wódce nigdy. Ale po winie zawsze.

Role Władysława Grzywny jako Jurka, brata Słonia, i Pawła Tucholskiego jako gejowatego doktora należą do wybitnych i skutecznie dokładają swoje trzy grosze do cudownego chaosu sztuki. Ten pierwszy bawi gestami, zaś drugi – tekstami i naciąganą filozofią. To świetne elementy całości. Ciekawy jestem, na ile zawdzięczają to autorowi oryginału, na ile adaptacji, a na ile aktorskiej interpretacji. Niestety nie można tak dobrze wypowiedzieć się o Słoniowej Ewy Lorskiej (jakby zbyt formalna) i Amerykance Laury Raab (zupełnie bez wyrazu). W każdym razie złożona sytuacja i duża liczba postaci pokazuje, jak kolosalną robotę wykonał zespół Kamińskiego. Entuzjastyczna reakcja sali zdaje się to potwierdzać.

Akcja rozkręca się równomiernie, przy czym z początku jest nudnawa. Nie bardzo wiem czy zrzucić to na karb przedpremierowego nierozegrania, zastępstw (Ewa Lorska za Katarzynę Pakosińską), czy takiej właśnie zamierzonej równomierności. Jednak pod koniec pierwszego aktu poziom zabawy utrzymuje stały poziom. Do końca jest bardzo śmiesznie, a momentami śmiesznie do granic wytrzymałości. A zorientowanie tematu wokół palącego bieżącego problemu – nomen omen społecznego – dodaje sztuce głębszej wartości.

„ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia” to tekst dobrze zaadaptowany, świetnie zagrany i (niestety?) wyjątkowo aktualny. Ale ważniejsze, że to po prostu dobra komedia. Dobre komedie się lubi.

Recenzja ukazała się drukiem w dwumiesięczniku LAIF 2/2014, a także na stronie www.laif.pl. Zapraszam tamże.

ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia
Teatr Kamienica
Premiera 22.03.2014
Reżyseria: Emilian Kamiński
Występują:

  • Sambor Czarnota
  • Emilian Kamiński
  • Ewa Lorska / Katarzyna Pakosińska
  • Paweł Burczyk
  • Dorota Kamińska
  • Tomasz Gęsikowski
  • Władysław Grzywna
  • Paweł Tucholski
  • Krystyna Tkacz
  • Laura Raab

Zdjęcia: Rafał Latoszek

 

ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia Foto: Rafał Latoszek
ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia
Foto: Rafał Latoszek

 

ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia Foto: Rafał Latoszek
ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia
Foto: Rafał Latoszek

 

ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia Foto: Rafał Latoszek
ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia
Foto: Rafał Latoszek

Kliknij tutaj, aby zobaczyć więcej zdjęć

Reklama

Jedna uwaga do wpisu “„ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia” w teatrze Kamienica

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s