Umarła klasa

umarlaklasa2

Pierwszy semestr szkoły aktorskiej zakończony. Pół roku przygody zakończyło się nieźle. Czy ten koniec to początek nowego życia?

Psor Gęsikowski opowiedział nam o swojej roli w nowym spektaklu teatru Kamienica. To komedia, w której gra, jak to określił, artystę grabarza. Rosyjskiego mafioso, który hobbystycznie preparuje przed pogrzebem trupy, wcześniej własnoręcznie zmasakrowane.

Oczywiście to zabawne, gdyby nie to, że tego samego dnia dokonuje masakry na nas, studentach aktorstwa. Przyznaję, sam nie jestem zadowolony ze swoich występów u niego, więc pewnie zasłużyłem na tróję plus z kultury żywego słowa (boli!), tróję minus ze świadomości ciała (zasłużyłem na mniej) i czwórkę z realizacji scen dramatycznych (zasłużyłem na więcej). Psor podsumował mnie tak: proszę cię o wejście 2-3 stopnie wyżej; myśl szerzej, poszukuj więcej. Nie rozumiem… Później piszemy także test z ogólnej wiedzy o aktorstwie i teatrze, czyli wszystko, o czym mówiliśmy od początku szkoły i trochę więcej.

W nocy oglądam inscenizacje „Umarłej klasy” Tadeusza Kantora i chyba zaczynam kumać, czego się ode mnie wymaga. Lecz jednocześnie nie widzę szans, żeby temu podołać. Teatr Kantora, podobnie jak teksty Witkacego czy słynne teatry tańca PTT i Henryka Tomaszewskiego, jest oparty na formie, obrazie. To, co dzieje się z postaciami, ich ruchy, ich słowa (może raczej dźwięki), spojrzenia są tak niesamowicie kosmiczne, oddalone, magiczne, a jednocześnie idealnie wypracowane. Nigdy nie osiągnę nawet w ćwierci takiego poziomu. Staram się wypracować w sobie więcej magii, niedopowiedzenia, aktorskiej wyobraźni. Ale na pewno nie umiem się ruszać, moja koordynacja ciała jest na poziomie świeżo wyklutego ptaka dodo. Dziecko potrafi mnie popchnąć tak, że się przewracam. To wcale nie jest śmieszne!

Więc skupiam się na rzeczach osiągalnych. Poznałem cudny teatr absurdu Eugene Ionesco i w tym kierunku chciałbym zmierzać. Wystarczy obserwować zachowania ludzi. Postanawiam napisać etiudę na podstawie incydentu w szkole aktorskiej: dwóch cieciów oraz sprzątaczka siedzą w recepcji, będącej częścią szatni. Próbuję oddać ubranie, wołam tych ludzi uprzejmie. Nic – oglądają telewizję. Pukam. W końcu miły pan rusza dupę i informuje mnie, że szatnia jest dziś nieczynna, gdyż szatniarka się rozchorowała.

Dzień wcześniej zaliczamy przedmiot Impostacja. Zaliczamy Julię, chciałoby się powiedzieć, a może nie chciałoby się, bo głupio sobie robić jaja z najbardziej uroczej psorki pod słońcem. Choć zapowiedziała, że stawia tylko dobre oceny, wcale tak łatwo nie było. To był koncert na plusy i minusy, cyfry pozostały czwórką lub piątką. Ja machnąłem dwie piątki z oparcia oddechowego i ustawienia samogłosek oraz czwórkę z aktorskiego przedstawienia się (ja, marketingowiec, kurwa mać!). Razem wyszła piątka minus. Może być. Reszta zajęć z Julią jak zwykle była maratonem uśmiechu: robiliśmy ćwiczenia z trudnych zbitek głoskowych, śpiewaliśmy improwizowane wprawki chóralne i jak zwykle rozstaliśmy się w najlepszych nastrojach.

Następnego dnia, po masakrze u psora Gęsika, cała umarła klasa zmierza na zaliczenie Wiersza u psor Laury Łącz. To wygląda naprawdę zabawnie, gdy słuchacze szkoły aktorskiej powtarzają na korytarzu swoje nauczone wiersze. Wszyscy są mniej lub bardziej przestraszeni albo zmieszani, łażą w lewo i prawo, i mamroczą rymy. W pewnym momencie dochodzę do wniosku, że wybrałem sobie przesadnie trudne zadanie. Mój wiersz to dramat, i to dość chamski, a przy tym trzeba powiedzieć go tak, żeby bluzgi w nim zawarte nie były śmieszne – mają być oskarżycielskie, a nie żenujące. Oceny mogą nie oddawać wysiłku, który w to włożyłem, ale myślę, że warto od siebie wymagać. Jasne, można było włożyć więcej: studenci prawdziwych, dziennych szkół aktorskich ćwiczą cały czas. Jednak akurat nad wierszem pracowałem rzetelnie. Powtarzałem go 3-4 razy dziennie przez dwa miesiące. Czy to wystarczy?

Okazuje się, że wystarcza. Dostaję najwyższą ocenę: szóstkę. To cholernie miłe, bardzo mi na tym wierszu zależało. Kilka dni później dostajemy też oceny z testu: zaliczyłem go także celująco.

Pół roku przygody aktorskiej zakończyło się więc nieźle. Czy ten koniec to początek nowego życia? Trochę tak czuję. Żaden tam aktor ze mnie nie będzie, ale satysfakcja jest. Z tej okazji pozwolę sobie na zakończenie w sposób idiotyczny:

🙂

4 uwagi do wpisu “Umarła klasa

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s