Życie bywa poważne cz. 2

bobdylan2

Nie cierpię powagi. Wolałbym, żeby aktorstwo i generalnie sztuka była tylko rozrywką, trochę może wzruszeniem, byle nie powagą. Powaga mnie śmieszy. Zbyt nadęte, ciężkie sformułowania, przekonania polityczne czy religijne napawają mnie obrzydzeniem z dodatkiem litości. Jednak czasem życie bywa poważne.

…ten post jest kontynuacją tego postu

„Tatusiu, powiem co chcesz, tylko nie jedź”
Dlaczego w ogóle mówię o takich koszmarnie ciężkich rzeczach ? Bo aktor musi się mierzyć z takimi dylematami. Niestety sztuka to nie tylko rozrywka, musi się też zajmować głębokimi dylematami. Owszem, można je wyśmiewać, ale skoro jestem aktorem, to muszę się liczyć z tym, że prędzej czy później każą mi zagrać mordercę lub zamordowanego, zdrajcę lub zdradzonego, władcę lub owładniętego. Dlatego staram się zrozumieć samuraja, który posuwa się do morderstwa, by zapewnić bezpieczeństwo rodzinie. I patriotę nowego amerykańskiego narodu, który robi dokładnie to samo co samuraj. Idzie na wojnę, choć córka błaga go, by został.

„Musisz w coś wierzyć”
Podobno człowiek musi w coś wierzyć. Samuraje u Kurosawy mają nieznane przekonania religijne, ale wierzą w zjawy, duchy i przepowiednie. W „Patriocie” siłą rzeczy sprawa wiary jest nieco bardziej współczesna. To jest wiara w Boga, który pomaga wojskom Washingtona przeciw wojskom angielskiego króla. I przede wszystkim głównemu bohaterowi. Ostatnio towarzyszy mi płyta Boba Dylana „Slow train comin’”, która jest jednym z moich ulubionych albumów tego artysty. Nie wiem dlaczego, ale mi nigdy nie podobał się akustyczny, czy też folkowy (czyli wczesny) Dylan. Zdecydowanie wolę elektryczne dokonania, okraszone dobrym muzykanctwem i chórkami, gdzie Boba okropne jęki stają się znośne. Otóż on nagrał tę płytę po nawróceniu na chrześcijaństwo. Teksty krążą wokół tematu Boga, o czym nie wiedziałem, słuchając tego albumu w wieku 17 lat. Ale rozumiałem jeden tekst, w numerze „Gotta serve somebody”. Tekst jest prosty i zrozumiały nawet dla nastolatka, tylko że ja-nastolatek byłem mocno zdystansowany wobec tego. Wierzyłem Dylanowi, gdy mówił „To może być Bóg, może być diabeł – ale komuś musisz służyć”. Ale nie służyłem i nie służyłbym.

„Gonna change my way of thinking”
Dylan nawrócił się na chrześcijaństwo, bo oberwał na koncercie od fana krzyżem, podniósł go i zachował. Kilka lat temu śmiałbym się z takiej historii do rozpuku. Dziś jakoś nie mam na to ochoty, bardziej mnie kusi, by to analizować. Co sprawia, że artyści potrzebują jakichś zewnętrznych czynników stymulujących? Paul McCartney przez większość życia tworzył pod wpływem trawy, którą, co ciekawe, pokazał mu właśnie Bob Dylan. John Lennon z kolei faszerował się tabletkami z amfetaminą, a w ostatnich latach życia był uzależniony od heroiny. A sam Dylan? Spróbował chyba wszystkiego, aż w 1978 roku potrzebny mu był Bóg. Podobno podczas nagrań do „Slow Train Comin’” próbował nawracać kolegów. Producent płyty Jerry Wexler (który na swoim nagrobku ma wyryte „More bass”) odpowiadał mu: „Bob, masz do czynienia z 62-letnim Żydem, zdeklarowanym ateistą. Jestem bez szans. Po prostu nagrajmy płytę.”

„All you need is love”
Był moment, gdy moim życiu zaszły zmiany. Poczułem coś w środku. To niemożliwe – pomyślałem – że jesteśmy tu sami, przecież to byłoby bez sensu. Przyjmuję tłumaczenia tych wszystkich „uczonych małp, ścisłowiedów, co oglądają świat przez lupę” nt. kosmosu, ewolucji itd., tyle że z wiarą w Boga wcale się to nie kłóci. W końcu chodzi o wiarę, wiarę w cokolwiek, może być w mądrość człowieka lub w to, że naukowcy mają rację. Bóg czy jakkolwiek to nazwiemy, jest tu zupełnie nieważny. To sama wiara pomaga żyć. Nawet niewierzącym, którzy wierzą, że mają rację negując Boga. Myślę, że można mieć szacunek do każdej postawy. Ostatnio słyszałem nawet, że dobrze być aspołecznym, bo nie dajesz się wciągnąć w negatywne myślenie, które jest (zbyt) powszechne. To są tak poważne tematy, że aż mam ochotę je olać… Tylko jedno jest naprawdę ważne. Tylko przed jednym jesteśmy prawdziwie bezsilni: miłością. Tak jak Jay Gatsby w genialnej powieści Fitzgeralda (i w tym filmie). Zgoda, jestem dumnym warszawskim lemingiem, ale prawda jest taka, że jedyne czego potrzebujemy, to miłość.

A w ogóle dlaczego uważamy tzw. „poważne” sprawy za istotniejsze od rozrywki? Więcej o tym pisze Biskup, polecam.

CYTATY POCHODZĄ Z:

  • „Tron we krwi” – Akira Kurosawa, 1957
  • „Patriota” – Roland Emmerich, 2000
  • „Slow train comin’” – Bob Dylan, 1979
  • „All you need is love” – The Beatles, 1968

Podoba Ci się? Nie? Napisz!

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s