Dostaliśmy zadanie wybrania sceny z filmu. Nie zdawałem sobie sprawy, ile można się nauczyć ze zwykłego wielokrotnego oglądania sceny!
Psor Witek zadał nam (jako jedno z wielu zadań podczas przerwy świątecznej w szkole aktorskiej) wybranie ulubionej sceny z ulubionego filmu. To problem, bo ja nie mam ulubionego filmu. Lubię filmy, lubię je oglądać, a nawet analizować, ale nie mam jakiegoś określonego wybranego. Po prostu dla mnie istnieją dwa rodzaje filmów: fajne i gówniane.
„Notting Hill”
Wybrałem więc scenę z ulubionego filmu Mo. Ja go też bardzo lubię, czyli zaliczam do kategorii „fajne”. Gdy byliśmy kilka lat temu w Londynie, specjalnie wybraliśmy się do starej i nobliwej dzielnicy Notting Hill, by znaleźć księgarnię podróżniczą, do której w filmie zapuszcza się słynna aktorka Anna Scott. Oczywiście nie znaleźliśmy, ale jesteśmy pewni, że widzieliśmy ogród, w którym Anna i Wiliam spędzili wieczór na pierwszej wspólnej randce. Założę się, że to złudzenie, ogród był zrobiony w jakimś gigantycznym, klimatyzowanym studiu filmowym wcale nie w Londynie, ale to nic nie zmienia. Klimat zapamiętaliśmy [akcent na trzecią sylabę od końca!].
Przypomniała mi się genialna scena, gdy Wiliam organizuje spotkanie w zamkniętej kawiarni przyjaciela i oświadcza, że właśnie zerwał z Anną Scott. Otrzymuje wsparcie od całej paczki: aktorki to wariatki; nigdy nie ufaj wegetariance itp. Po czym wchodzi spóźniony Spike – ta ludzka małpiatka, która kradnie ten film w całości – i, dowiedziawszy się co zaszło, warczy:
You daft prick
Wówczas Wiliam uświadamia sobie, że podjął niewłaściwą decyzję. Pomijam jak bardzo śmieszna jest ta scena przez tę zmianę, przez zachowanie Spike’a i przez zakłopotanie pozostałych. Nie zdawałem sobie sprawy, ile można się nauczyć ze zwykłego wielokrotnego oglądania seny. Puszczam ją w kółko i zaskakuje mnie, jak mało oni grają. Jedyny Rhys Ifans, grający Spike’a, coś więcej pokazuje, choć też niewiele. Zresztą to on steruje tą sceną, więc musi coś więcej robić. Reszta tylko gra oczami. To jest zupełnie niesamowite, przyjrzyjcie się. Siostra, przyjaciółka na wózku, jej mąż Max i nieśmiały przyjaciel, którego nazwiska nie pamiętam, a nawet sam Hugh Grant grają tak mało, jak tylko możliwe. A jednak ta scena aż kipi od emocji. Bardzo proszę:
Gdyby
Największa nauka jaką dotychczas wyciągnąłem ze szkoły jest taka, że aktorstwo to nie jest udawanie. Aktorstwo to odwzorowywanie prawdziwego człowieka, tak, jak on by się zachował w sytuacji, która jest podana w scenariuszu. Czyli w tym, co Stanisławski nazywa „okolicznościami założonymi”. Do tych założonych okoliczności dodawany jest drugi składnik metody Stanisławskiego, czyli GDYBY. Mamy takich to a takich ludzi, mamy sytuację, że jeden człowiek dzieli się z przyjaciółmi ważną dla siebie wiadomością. To są okoliczności założone. I dalej:
- GDYBY w pierwszej części sceny ma mniej więcej taki mechanizm: Co by było, gdyby przyjaciele tego człowieka chcieli go pocieszyć, wesprzeć w decyzji, którą podjął, znaleźć jej plusy, żeby go przekonać, że to decyzja właściwa?
- GDYBY w drugiej części się zmienia pod wpływem wyrzutu Spike’a. Teraz jest: Co by było, gdyby przyjaciele zdali sobie sprawę, że miłość jest ważniejsza od kalkulacji?
W te okoliczności oraz te dwa GDYBY wrzuceni są aktorzy, odtwórcy ról. I tu jest cały potencjał dla ich pracy. Co by zrobili ci ludzie, jak by się zachowali, co by przeżywali, gdyby w takich okolicznościach odpowiedzieli sobie na takie pytania? Oczywiście cechy tych ludzi to kolejne okoliczności założone. To znaczy: aktor nie może zareagować w oddzieleniu od tych wewnętrznych okoliczności postaci. Czyli na przykład aktorka grająca przyjaciółkę na wózku musi pamiętać, że jest sparaliżowana i nie może po prostu wstać. To proste, ale trzeba też pamiętać o cechach psychicznych. Dlatego Wiliam nie łazi nerwowo po pokoju i nie rzuca kurwami, tylko siedzi spokojnie i mamrocze idiotyczne powiedzonko w rodzaju „o cholercia jasna”, bo on po prostu taki jest. Gdy tak spojrzeć, cała tajemnica aktorstwa się wyjaśnia. Z jednej strony jest ono banalnie proste: trzeba być na chwilę takim człowiekiem w takiej sytuacji. A z drugiej strony – to wymaga pełnego skupienia i samokontroli. Chyba właśnie ta samokontrola jest najtrudniejsza i tak zwyczajnie, po ludzku wartościowa. Czyż nie warto być w pełni świadomym swoich ruchów, gestów i postępowań w każdym momencie życia? Z tego punktu widzenia wydaje się, że ta nauka to była bardzo właściwa decyzja.
„Yeah”
Oglądam tę scenę jeszcze raz. I kolejny, i jeszcze, i jeszcze jeden raz. Za każdym razem parskam śmiechem, gdy Spike mówi „ty głupi fiucie”, a jeszcze bardziej, gdy ruchem głowy i stłumionym „yeah” potwierdza, że to zła decyzja. No to jest po prostu mistrzostwo świata. Ale nie zapominam o reszcie. Siostra, która najpierw pociesza ukochanego starszego brata idiotyczną uwagą o celulicie, a później woli już nic nie mówić, jest doskonała. Podobnie dziewczyna na wózku – cóż za pragmatyzm przez nią przemawia: najpierw chwyta się wątpliwej przyszłości związku z światową gwiazdą, a później, kiedy czuje, że wszystko się wywala, podnosi nagle kwestię oryginalności obrazu, tak jakby to robiło jakąkolwiek różnicę. No i ten nieśmiały przyjaciel: mówi tak, jak gdyby się bał własnych słów. Im więcej na to patrzę, tym bardziej pasjonuje mnie, jak bardzo ta scena, te postacie i cały film są dopracowane.
Gramy
Podczas zajęć z Witkiem Wielińskim na zjeździe szkoły aktorskiej (przeczytaj o tym więcej tutaj) odgrywamy tę scenę. Okazuje się, że najlepsza wersja jest wówczas, gdy nie chodzimy, nie tuptamy, nie wkładamy rąk do kieszeni itp., tylko po prostu stoimy. Wtedy gramy wszystko z głębi. To nas kosztuje, a zwłaszcza Wiliama, czyli mnie. Tu waży się jego przyszłe życie, więc muszą być emocje. Najbardziej w tekście o tym, jak to Anna prosiła Wiliama, by ją kochał. Bardzo się staram, ale za którąś kolejną próbą dociera do mnie, że nie chodzi o staranie. Wystarczy to poczuć. Wejść na chwilę całym sobą w tę sytuację, nie pamiętać o wszystkich „okolicznościach założonych” i o „gdyby”, tylko mieć je w sobie. Wtedy scena wygląda prawdziwie, bo po prostu jest prawdziwa. To naprawdę działa! Wystarczyło, że pomyślałem, że Mo staje przede mną i mówi „Jestem zwykłą dziewczyną, kochaj mnie”, podczas gdy ja stawiam na jakąś dziwną kalkulację, by scena zabrzmiała wiarygodnie. To dość okrutne, bo wymaga zaangażowania naprawdę osobistych emocji. Ale tylko wtedy jest dobrze. Po dziesiątej próbie psor Witek spytał mnie:
- Czułeś to?
- Tak.
- Spociłeś się?
- Nie. Chociaż może trochę?…
Mam wrażenie, że wybór tej sceny to była właściwa decyzja.
A tu moje tłumaczenie. Jeśli znajdziecie jakieś nieścisłości, to proszę o kontakt.
Siostra: Tak, dobry ruch. Wszyscy uważamy, że ona nie jest nijak wyjątkowa. Widziałam jak zdejmowała spodnie i daję słowo, że miała tam cellulit.
Przyjaciółka na wózku: Dobra decyzja. Wszystkie aktorki to wariatki.
William: Ted, co radzisz?
Ted: Nigdy jej nie spotkałem i nie chcę.
William: Świetnie. Max?
Max: Oczywiście. Nigdy nie ufaj wegetariance.
William: Świetnie. Dzięki. Ekstra.
(Wchodzi Spike)
Spike: Coś mnie zatrzymało. Co jest?
Siostra: William właśnie rzucił Annę Scott.
Spike: Ty kretynie!
Siostra: Nie nie, nie, to właściwie sensowne.
Przyjaciółka na wózku: A ten obraz… chyba nie jest oryginalny?
Wiliam: Myślę że jest, tak.
Przyjaciel: Powiedziała że chce z tobą chodzić…
Wiliam: Tak.
Przyjaciel: To miłe.
Wiliam: Co?
Przyjaciel: No wiesz… Jak ktoś mówi, że chce z tobą chodzić, to jest całkiem fajne, nie?…
Wiliam: To było… całkiem słodkie w sumie… To znaczy wiem, że ona jest aktorką, może gra przede mną, ale powiedziała, że może i jest wielką gwiazdą, ale jest też po prostu dziewczyną… która staje przed chłopakiem… i prosi go… by ją kochał.
(pauza, wszyscy milczą i patrzą na Wiliama, Przyjaciel podnosi głowę jakby chciał coś powiedzieć ale nie wiedział co)
Wiliam załamuje się: O kurka wodna, podjąłem niewłaściwą decyzję, prawda?
Spike kiwa głową: Tak.
Wiliam: Max, jak szybki jest twój samochód?
Jedna uwaga do wpisu “Właściwa decyzja”