Absztyfikanci Grubej Berty
I katowickie węglokopy,
I borysławskie naftowierty,
I lodzermensche, bycze chłopy.
Warszawskie bubki, żygolaki
Z szajką wytwornych pind na kupę,
Rębajły, franty, zabijaki,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I te aryjskie rzeczoznawce,
Wypierdy germańskiego ducha
(Gdy swoją krew i waszą sprawdzę,
Werzcie mi, jedna będzie jucha),
Karne pętaki i szturmowcy,
Zuchy z Makabi czy z Owupe,
I rekordziści, i sportowcy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Socjały nudne i ponure,
Pedeki, neokatoliki,
Podskakiwacze pod kulturę,
Czciciele radia i fizyki,
Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I ten ów belfer szkoły żeńskiej,
Co dużo chciałby, a nie może,
I ten profesor Cy… wileński
(Pan wie już za co, profesorze!)
I ty za młodu nie dorżnięta
Megiero, co masz taki tupet,
Że szczujesz na mnie swe szczenięta;
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I ty fortuny skurwysynu,
Gówniarzu uperfumowany,
Co splendor oraz spleen Londynu
Nosisz na gębie zakazanej,
I ty, co mieszkasz dziś w pałacu,
A srać chodziłeś pod chałupę,
Ty, wypasiony na Ikacu,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I te ględziarze i bajdury,
Ciągnący z nieba grubą rentę,
O, łapiduchy z Jasnej Góry,
Z Góry Kalwarii parchy święte,
I ty, księżuniu, co kutasa
Zawiązanego masz na supeł,
Żeby ci czasem nie pohasał,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
I wy, o których zapomniałem,
Lub pominąłem was przez litość,
Albo dlatego, że się bałem,
Albo, że taka was obfitość,
I ty, cenzorze, co za wiersz ten
Zapewne skażesz mnie na ciupę,
I żem się stał świntuchów hersztem,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.
Tuwim. To genialne dzieło, wydane prywatnie w 1937 roku, przytaczam w wersji delikatnie opracowanej z pomocą pani profesor Laury Łącz (wyrzucone całkiem nieaktualne zwrotki), albowiem uczę się go. Nie miałem pojęcia co wybrać na niedzielne zajęcia profesor Łącz, ale gdy się okazało, że wszyscy są nienagannie przygotowani, raz-dwa wydobyłem ten mistrzowski kawałek. Wcześniej chciałem pominąć go ze zwykłego tchórzostwa. Niesłusznie, bo po zajęciach, podczas indywidualnych konsultacji z panią profesor, dostałem pochwałę. Człowiek jest jednak niesamowicie głupi. Zadziałała wrodzona kretyńska grzeczność, która nie pozwala ci wydrzeć się na buraka w autobusie, tylko dlatego, że jest starszym człowiekiem. Na szczęście mam też mózg, który zwrócił mi uwagę, że to jest genialny, dramatyczny utwór.
Nastrój mam wręcz odwrotny do treści wiersza. Zwykle właśnie tak mam ochotę zwracać się do świata nieszczęśnie mnie otaczającego, ale jak już się zwracam, to od razu zyskuję dlań sympatię. Kolejny element terapeutyczny w tym całym aktorstwie.
Wracając do zajęć pani profesor Laury: jak dobrze powiedzieć wiersz?
- Najpierw trzeba go zrozumieć. Wiedzieć, co przysłowiowy „autor chciał powiedzieć”, znać kontekst, uwarunkowania historyczne, społeczne, narodowe… Po to, żeby odbić się od tego, móc przefiltrować przez siebie, wyciągnąć aktualne wnioski. Przykład z mojego wiersza: „czciciele radia i fizyki / uczone małpy, ścisłowiedy” – wiadomo że chodzi o przedwojennych technokratów, ówczesnych hipsterów. Ale dziś taka interpretacja byłaby po prostu śmieszna, dlatego prof. Laura sugeruje: powiedzieć tak, żeby było wiadomo, o jakie radio chodzi. Super! Ale zaraz pojawia się problem: trzeba sensownie przejść do tych czcicieli fizyki, ścisłowiedów żałosnych. Już wiem, że mi to zaburzy rytm zwrotki, ale dzięki temu może być jeszcze ciekawiej. O ile nie spartolę.
- Potem trzeba całość wyryć na pamięć. Nie będzie dobrze, o ile nie będzie pewnie, a nie będzie pewnie, jeśli nie będziesz mieć stuprocentowej pewności, co jest za każdym zakrętem. Tylko wówczas możesz się skupić na interpretacji. Ale zaraz! Interpretacji jeszcze nie mamy!
- Następnie należy wiersz wielokrotnie powtórzyć, nawet jeśli go już umiesz. Bo tylko tak znajdziesz w nim nowe warstwy, własne poziomy zrozumienia, opracujesz własny komentarz do każdej linijki.
- I na koniec wyjdzie ci własny rytm wiersza. Taki, żeby tekst się nie łamał, ale też by nie było sztywno i nienaturalnie. Żeby było aktorsko, żeby – słowami pani profesor – odpowiednio dużo „naczytać”, „nagrać na tym wierszu”, zróżnicować, tam z większym dystansem, ówdzie bardziej osobiście, „cienko poprowadzić”. Czyli, jak rozumiem, delikatną linią oddzielającą bycie nudnym od bycia śmiesznym. Czyli tak jak wszędzie – nieważne jak to zrobisz, bylebyś zrobił to dobrze. Łatwo powiedzieć!
Kolejne zajęcia niedzielne prowadził Strrraszny Witeeek Wieliiiiński
…który najwyraźniej dobrze czuje się w roli semestralnego postrachu. Znów atakował nas swoim Przeszywającym Spojrzeniem, na które złapać się można nawet jeśli się kuma, że to zabawa. Ale moim zdaniem był wyjątkowo (zbyt?) delikatny. Bo o ile na zajęcia pani Laury wszyscy byli przygotowani, o tyle na warsztatach Witka pojawiły się wymówki, tłumaczenia i wykręty. No bo jak nazwać argument „bo ja studiuję dziennie”, gdy były trzy tygodnie przerwy między zajęciami? Przecież jeśli studiujesz dziennie, to każdej doby masz trzy dni na naukę: dziś, noc i jutro. Słynny wkurw psora Wielińskiego okazał się legendą. Liczyłem na to, że ostro rozprawi się z tymi, którym się nie chce, i poświęci sto procent uwagi tym, którzy nie mają ochoty tracić czasu. A tymczasem w skupieniu wysłuchiwał żali i ze zrozumieniem odnosił do próśb typu „nie miałem pomysłu, poproszę inne zadanie”. Mogę się tylko domyślać, że robił to aktorsko, grał zrozumienie tuszując zawód. A może po prostu szeptał w duchu: „Podskakiwacze pod kulturę, całujcie mnie wszyscy w dupę!”.
Ale też trochę pograliśmy. Nasze nieudolne etiudy były trochę śmieszne, a trochę nie. Było znów pełno udawactwa, a czasem, na ułamek sekundy ze sceny buchała najprawdziwsza Prawda, i to były te momenty, gdy reszta milkła w skupionej uwadze. Zaczynamy się bawić emocjami, jeszcze bez żadnego większego sensu czy porządku. Ale to już jest aktorstwo – w końcu, jak pisałem już wcześniej, jesteśmy aktorami (kliknij, aby przeczytać). Część scen zostało wielokrotnie powtórzonych i tylko czasem za którymś razem bywało lepiej. Oczywiście różne są powody czemu jest źle, ale z reguły geneza jest gdzieś głęboko w nas, w środku, w przeszłości. I najgorsze: ten cholerny stary wyga wie od razu, o co chodzi. Przykład. Całe zadanie aktorskie to: chłopak widzi piękną dziewczynę, jest zachwycony. Po kilku próbach poszczególni faceci dostają(-emy) pieczątki według teorii typów ludzkich Kretschmera, czy też jej wolnej interpretacji:
- ty jesteś macho: chodzisz z bioder. Gdy idziesz, najpierw ruszają twoje jaja. Do celu kierujesz się pindolem, a twoja twarz wyraża to, co sygnalizuje jej fiuci mózg.
- ty jesteś filozof: gdy widzisz dziewczynę, wychylasz głowę. Podchodzisz do niej mózgiem, jakby chcąc najpierw pokazać moc umysłową. Oczywiście dlatego, że wszystko inne masz niepewne, tylko zawartość głowy zapewnia ci bezpieczeństwo.
Innych typów nie omawialiśmy lub nie pamiętam, dość, że było to zabawne i okrutne zarazem. To straszne, ile wywlekamy na scenę, w dodatku całkiem nieświadomie. Zaczynam rozumieć, dlaczego mówi się o tym, że aktorstwo wymaga zaufania i wielu przez to się wykrusza. Liczę na to, że następne zajęcia będą bardziej o dziewczynach, ich potrzebie schowania się za szerokim plecem, dążeniom związanym ze stabilizacją finansową itp. A może coś całkiem innego? Dodać należy, że radzimy sobie z tym przy pomocy śmiechu, czasem pewnie nerwowego, ale mimo wszystko oczyszczającego, rozluźniającego, wzmacniającego więzi.
Tak, to wszystko jest magia. Witek Wieliński mówi jakoś tak: absolut zdarza się tu wielokrotnie, dużo częściej niż w jakimkolwiek biurze. Tutaj dotykasz ulotności, poezji, wchodzisz w sferę sacrum. Ale nie zapominam też o profanum. Jeśli zaniedbam bliskich, dom, obowiązki, to żadne sacrum nie pomoże.
L. Łącz to zaiste: „wybitna+ aktorka i – co za tym idzie – „profesor” (a znałem ją osobiście). Serdecznie więc współczuję jej „studentom”! Szczególnie zaś zafascynowało mnie zdanie z powyższego komentarza ofiary „profesor Łącz” (do wiersza: „Całujcie mnie wszyscy w dupę”) : „prof. Laura sugeruje: powiedzieć tak, żeby było wiadomo, o jakie radio chodzi. Super!” O to, to, to! Super – to się nazywa „uczciwość inaczej”, wobec Autora, z 1937 r. „Róbta tak dalej”! „podskakiwacze pod kulturę”, żeby zacytować samego Tuwima!
PolubieniePolubienie
U, ostro. To lubię!
PolubieniePolubienie